Chcę tam być!
I będę.
Szczeciński Gryf Tango Marathon ma wyrobioną markę.
Wszelkie informacje znajdziesz na stronie.
Gdybym miała opisać w skrócie, dlaczego warto tam być, to:
* organizatorzy, czyli Dorota i Adrian Grygier oraz Gracja i Rafał Kołodzieczyk (tak, wiem, polskie nazwiska się odmienia, ale tak mi ładniej brzmi i już) – dbają, by wszystko przebiegało bez zakłóceń, są otwarci i sympatyczni, dostępni dla uczestników i bawiący się razem z nimi;
* miejsce – w ubiegłym roku organizatorzy przenieśli imprezę do sali na parterze. Jest przestronnie, wygodnie, klimatycznie w nocy i w dzień (lubię, kiedy sala inaczej żyje w czasie popołudniowego tangolonka, a inaczej nocą i tam tak jest). Dostępna jest strefa relaksu na zewnątrz (ławy i parasole), a widok na Wały Chrobrego robi wrażenie;
* organizacja – wzorowa. Gościnność, wygoda gości, bufet, atmosfera – świetne. Wiadomo, że tak oceniasz imprezę, jak się bawisz. Na niektórych brakuje klimatu, energii, tego „czegoś”, miejsce jest nieadekwatne do ilości ludzi albo duchota powala. Tu nie ma żadnych niedogodności i chociaż nie nocuje się w miejscu maratonu, to przemieszczanie się urokliwym nabrzeżem w piękną letnią noc lub popołudnie ma swój urok;
* balans w każdym znaczeniu. Zarówno płci, jak i stosunku stałych bywalców do świeżej krwi. I fajnie. Zawsze to fantastycznie spotkać znane abrazos, ale też przyjemnie jest odkrywać te nowe.
* dodatkowe atrakcje, takie jak rejs po Odrze, mini śniadanie dla najwytrwalszych, dobre jakościowo koszulki maratonowe, personalizowane ceramiczne kubki (niby takie same, ale jednak różne)…
Ekipa djska jest zacna, w tym roku tylko męska (Francisco Saura, Dariusz Bekała, Luis Cono, Michał El Monje – znany wcześniej jako El Zorro :), Santiago Buonomo, Adrian Grygier).
Dla mnie wyjazdy mają szczególne znaczenie. Kiedy jestem daleko i włącza mi się out of the box, inaczej funkcjonuję. Nie mam wpływu na pozostawioną prozę życia, więc nie pochłania ona mojej energii, którą mogę, chcę i uwielbiam kierunkować na tangowe doznania.
Czekam z utęsknieniem.
Moje Tango w Szczecinie już po raz trzeci! Pierwszy raz u Gołębieckich, drugi u Grygierów i…nagle, spontanicznie postanwiłam powrócić w gościnne progi Gryfa! Dziękuję Dorota za taką możliwość 🙂
Choć spontan to coś co kocham. Lecz moje organizatorskie przyzwyczajenia zwykle nie pozwalały na takie pomysły. Pandemia zmieniła i to!
I proszę. Pociąg kupiony, wagon sypialny zaliczony i czekam (pisząc te słowa w dworcowej kawiarni w moim „tymczasowym biurze” ) aż moje małe mieszkanko na wodzie będzie gotowe. Mieszkam w tzw houseboat czyli domku udającym łódź zakotwiczonym najbliżej miejsca tańczenia kontynuując Tango pod żaglami… Ech, życie.
Cieszę się na spotkanie z przesympatycznymi organizatorami i wszystkimi których znam i tymi których mam nadzieję poznać.
Anna