To było przełomowe wydarzenie
Jedno z najważniejszych w ostatnim czasie. Dla polskiej społeczności tanga, jak i dla mnie osobiście.
Ale po kolei.
Idea
Jakoś tak jesienią 2022 nasz polski Hiszpan José Iglesias Vigil powiedział, że zachwycił się takim tangiem (jako kultura, społeczność i taniec), jakie proponuje legenda muzykalności Horacio Godoy. I że w marcu zrobi festiwal, na który maestro przyjedzie wraz z partnerką, Maricel Giacomini. Powiedziałam, że świetnie, trzeba ogłaszać, bo po pandemii eventów się mnoży, a ludzie planują z wyprzedzeniem (chociaż lubią decydować niemal w ostatniej chwili).
Kulisy
Zaczęło się od tego, że José napisał do Horacio, jakie tango mu się podoba, jak widzi społeczność i co uważa, że nie jest dobre. Nawiązali kontakt. Okazało się, że tangowo patrzą w tym samym kierunku, to samo jest dla nich ważne. Zaprzyjaźnili się. Do tego stopnia, że spędzili razem święta Bożego Narodzenia 2022 w domu Horacio w Buenos Aires. Pod wpływem rozmów maestro sam z siebie wyraził chęć przyjazdu do Polski – po raz pierwszy! (edit: w ostatnim czasie. Był w Polsce po raz najpierwszy w 2009 roku, kiedy ja zaczynałam. Potem też przyjechał, ale ja byłam w tangowym żłobku, no może w przedszkolu i interesowało mnie głównie hasanie 🙂 ). Pebete (po hiszpańsku „bułeczka” – tak maestro lubi być nazywany – dzięki, Jacek Mazurkiewicz za info 😀 ) jeździ po całej Europie (i świecie), w Berlinie ma systematyczne zajęcia z muzykalności niemal w systemie uczelnianym. Przyszedł czas na Warszawę.
José opowiedział mi o swojej wizji
Przede wszystkim José zawsze podkreśla, że tango to nie taniec, tylko kultura, a kultura to ludzie, którzy wyrażają siebie poprzez taniec. Horacio, szef najbardziej znanej milongi w Buenos Aires La Viruta, prowadzi takie zajęcia, które tę kulturę rozwijają. Milongi w warszawskim wydarzeniu miały być dodatkiem. Absolutnym priorytetem były warsztaty. Co ciekawe: w takich warsztatach na świecie uczestniczy jednocześnie nawet 100 par. U nas, ze względu na ograniczoną powierzchnię, miało być o ponad połowę mniej.
Pomyślałam: zwariował!
100 par?! Nawet 50. Żeby był komfort, moim zdaniem nauczyciele są w stanie ogarnąć do 20 par. José powiedział, że to nie są takie warsztaty, gdzie Horacio będzie podchodził i kogokolwiek poprawiał. Pomyślałam: jeszcze lepiej! Ludzie zostawieni będą samopas, to co to za korzyść?!
Efekt Krugera – Dunninga
Jest wszechobecny! W tangu zwłaszcza. To zjawisko psychologiczne (zbadane i opracowane w 1999 r.), które jest zwyczajnym błędem poznawczym. Polega na tym, że gamoń z brakami umiejętności i wiedzy uważa się za eksperta, zaś ekspert nie docenia swoich umiejętności mimo rozległej wiedzy i czuje się jak gamoń. Stąd pełno nauczycieli nie umiejących nie tylko uczyć, ale i tańczyć. Oraz pełno djów nie znających podstawowych zasad doboru muzyki. I, niestety, cała rzesza (szacuję na ogromną większość) tych, którzy uważają się za muzykalnych, KOMPLETNIE nie mając pojęcia, czym ta muzykalność tak naprawdę jest. I jest też kilku świetnych nauczycieli, którzy uważają, że cały czas są nie dość…
Za nauczanie tanga się nie zabieram, za djowanie też nie zamierzam, a zaśpiewam Wam dopiero, gdy się nauczę. Niestety, przyznaję się i nie mam z tym problemu:
w sprawie muzykalności należałam do grupy gamoni.
A jestem po szkole muzycznej. Horacio mówi: „Nie słuchaj muzyki, ty ją graj”. Nigdy nie grałam z orkiestrą, więc to mam na swoje usprawiedliwienie. Czułam, co to jest być w muzyce, ale nie wiedziałam, jak i dlaczego. Wiedziałam, że w tangu nie chodzi o tańczenie do rytmu (przynajmniej nie tylko, właściwie w znaczącej mierze nie), ale nie znałam całej gamy możliwości. To znaczy: doświadczyłam tego za granicą.
Zagranica chodzi na warsztaty z muzykalności, a Polacy nie
Kiedy usłyszałam o pomyśle 50 par na warsztatach, też się postukałam w głowę. Zrobiłam błędne założenie, że wszystko o formie warsztatów wiem. Otóż NIE! Z radością przyznaję, że się myliłam! (jak ja uwielbiam zmieniać zdanie! Bo to oznacza, że się czegoś dowiedziałam i poszerzyłam horyzonty). Na TAKICH warsztatach może być i 100 par! Oczywiście te, w których nauczyciel chodzi i poprawia, też są potrzebne i wtedy ¼ tej ilości jest wystarczająca, natomiast mówimy konkretnie o warsztatach u Horacio Godoy’a i formule, którą wymyślił, którą stosuje i która w jego przypadku się sprawdza.
Warsztaty
Horacio Godoy to znana w świecie marka. Ma swój styl i swoje podejście: uczy tanga socjalnego, to znaczy takiego, żeby dużo ludzi w jednym czasie mogło się wspólnie bawić na nawet niewielkim parkiecie. Stąd celowo w jego pokazach nie ma zamaszystych figur i scenicznego fruwania. Wszystko dzieje się pomiędzy parą w podłodze, nogach i objęciu, a kluczem do tego jest jego sztandarowy temat:
Muzykalność
Po tych warsztatach rozumiem, dlaczego mi się nie chce chodzić na milongi i nie chce mi się już jeździć na imprezy, gdzie ciągle w większości przewijają się ci sami polscy tancerze. Bo są niemuzykalni! A być muzykalnym to znaczy wiedzieć, jak z muzyki skorzystać, żeby wydobyć głębię. Bez tego – nuuuda. Nawet z tymi technicznie dobrymi. Niby fajnie, a czegoś brakuje… Jeśli partnerka ma wrażliwość muzyczną, może nie wiedzieć, dlaczego jej nudno. Jeśli partner ma wrażliwość muzyczną, a nudzi się sam ze sobą, to znaczy, że brakuje mu dodatkowych możliwości wyrazu, czyli wiedzy o muzykalności i osłuchania z utworami.
Konstrukcja
W sumie było 8 warsztatów, 4 dotyczyły stricte muzykalności i na nich się skupię.
Zaczęło się od tego, że pierwszego dnia Horacio kazał nam zgromadzić się wokół siebie i wprowadził nas teoretycznie w rozliczenia muzyczne tangowych utworów. A te rozliczenia potrafią być różne i to dla wielu było odkrycie.
Horacio mówił, pokazywał z Maricel w praktyce (tańcząc), a potem próbowaliśmy my (czyli tańczyliśmy do nakazanego rozliczenia – cudowne!). Nie chodziło o technikę, o stawianie nóg czy postawę, tylko o muzykę. Więc ilość uczestniczących osób nie miała znaczenia. Wszyscy najpierw słuchali, potem patrzyli na parę maestros, a następnie wszyscy tańczyli we wskazanym rozliczeniu.
W czasie dwóch pierwszych warsztatów było prosto, bo bawiliśmy się rytmem i zwolnieniami. Żadna para nie miała z tym problemu. Było wesoło, miło i przyjemnie. Z efektem „wow”.
Schody drugiego dnia
Kiedy wkroczyły grubsze tematy, jak synkopy i przeciw marcatto, wtedy poczuliśmy jak jeden mąż i żona solidarność w nieogarze. Wyszło, jak bardzo jesteśmy wrośnięci w schematy. Jak jesteśmy przywiązani do rytmu, więc trudno zatańczyć pomiędzy nim. Niesamowicie cudowne doświadczenie. I świadomość: ależ może być bogato! Bez figur!!! Proste rzeczy, tylko muzykalnie. Jeśli na milondze jest super tanguera, która wie, o co chodzi, to ona nie wybierze tego, co trzaska figury ani tego, który jest super technicznie, tylko tego, który nie zrobi krzywdy jej osi i jest muzykalny.
„My za mało umiemy”
Usłyszałam, kiedy zapytałam parę (uczą już innych!), dlaczego nie przyszła.
I ręce mi opadły. Ale takie ograniczenia ludzie mają w głowach. I fałszywe wyobrażenia (tak, ja też je miałam! Kajam się!). „Dużo ludzi było” – usłyszałam jako zarzut i argument na „nie”. Co się dziwić, sama nie mogłam pojąć, jak to możliwe, że to możliwe, dopóki się nie przekonałam.
Były takie głosy (wśród osób, które nie brały udziału), że to warsztaty przede wszystkim dla liderów.
Moim zdaniem to warsztaty dla obydwu ról
Dzięki takim warsztatom liderzy nie będą nudni, a podążające:
a) dowiedzą się, dlaczego im czasem nudno. Zdradzę sekret: nudno jest wtedy, kiedy lider całą tandę rozlicza w marcatto na 2 – to jest jakże częste! Teraz wiem, czemu pewnego razu w tandzie o mało nie zasnęłam… A blisko było! (tych sekretów jest więcej, np. dlaczego tango odbierane jest jako ponure i ludzie je tańczący jako smutni – tego nie zdradzę! Idź na warsztaty, będą za rok, to się dowiesz);
b) będą umiały tańczyć, a nie tylko podążać (nie ma to NIC wspólnego z wierzganiem i niekontrolowanymi wymachami źle stawianymi nogami. A miałam takie doświadczenie jako prowadząca z kobietą po szkole muzycznej, która nie ogarniała muzykalności tanga, tanga i siebie w nim);
c) będą wiedziały, że moment zatrzymania to nie jest „nic nie robienie” (ale też to nie jest wierzganie);
d) przygotują się na inne doznania, których, będąc w nudnej rutynie, mogą nie umieć przyjąć i nie umieć sprostać partnerowi bardziej wymagającemu muzykalnościowo.
Blisko siebie
Horacio ma taką formułę, że lubi, aby w trakcie, kiedy tłumaczy teorię i pokazuje praktycznie z partnerką, uczestnicy byli blisko, tworzyli ścisły krąg wokół. To powoduje, że w środku jest mało miejsca, dzięki czemu pokazując z Maricel różny obraz tańca do danej muzyki, pokazywał jednocześnie, jak dużo może się dziać na maleńkiej powierzchni (pokazał też, jak może wiać nudą na większej albo jak tę większą wykorzystać, nadal bez figur scenicznych). I to ma sens. Ale też…
Jedna niedogodność
Ci, co stali z tyłu, słabo widzieli i było to mocno dyskomfortowe.
I NIE CHODZIŁO O ILOŚĆ OSÓB NA WARSZTACIE!
Spokojnie mogłoby być więcej, wtedy pary by trenowały na 1 metrze kwadratowym dla siebie, co jest wystarczające, aby było cudownie – o ile wykorzystuje się muzykalność. Niestety w tym bliskim kręgu trochę zabrakło społecznościowego pomyślunku: jestem z przodu, to przykucnę, żeby nie zasłaniać tym z tyłu, albo: mam 190 m wzrostu, to wpuszczę drobniejszych przed siebie, i tak będę wszystko widział.
A może to ja jestem niezaradna.
Nie umiem zdecydowanie forsować frontu. Kiedy poprosiłam o ukucnięcie, zostałam zmierzona wzrokiem z wyrzutem i z sarkastycznym „No proszę!” pokazano mi, że mogę przejść do przodu. Następnym razem zostałam z tyłu.
Po co w takiej bliskości?
Skoro każdy mógł sobie wygodnie siedzieć w pewnym oddaleniu? Zadawałam sobie to pytanie. I dotarła do mnie odpowiedź: taka bliska wspólnota jest symbolem community, a to jest sztandarowe założenie maestro (organizatora też). Tyle że on nie będzie ludzi ustawiał jak w przedszkolu, żeby wyżsi przepuszczali niższych. Może następnym razem będzie lepiej.
Cena
Niektórzy narzekali, że warsztaty drogie. Więc powiem Wam w sekrecie: jak na warsztaty z Horacio Godoy’em, to były najtańsze w historii, ponieważ maestro ma swoją biznesową stawkę, a organizator chciał, by jak najwięcej osób skorzystało i nie liczył na zarobek, tylko dał cenę o wiele niższą, niż gdziekolwiek indziej w Europie.
Niedawno wymieniałam wiadomości ze znajomą na temat diagnosty/terapeuty, „żeby był dobry i niedrogi”. Dobry diagnosta/terapeuta latami inwestuje swój czas i pieniądze w zdobywanie doświadczenia i wiedzy o różnych metodach, więc siłą rzeczy nie może być tani. Za to pracuje tak, że nie musisz do niego chodzić latami (kto pracował ze mną, ten wie. Jestem droga w pracy 1×1, ale dużo wiedzy i wiele narzędzi do samodzielnej pracy w mojej emocjonalnej grupie daję za darmo). Tak samo z nauczycielami tanga: są tani, do których możesz chodzić i nic nie umieć, a są tacy, z którymi w czasie lekcji spędzisz każdą minutę super jakościowo, bo mają zasoby i chęci do nauczania, a nie ględzenia (bywa, bywa…).
Brak świadomości
Wróćmy na moment do efektu Krugera – Dunninga. Otóż David Dunnig stwierdził: „Jeśli jesteś niekompetentny, nie możesz wiedzieć, że jesteś niekompetentny. Umiejętności, których potrzebujesz, by wyprodukować dobrą odpowiedź, są tymi samymi umiejętnościami, których potrzebujesz, by rozpoznać, czy rzeczywiście jest dobra”. Na szczęście to nie aż tak, bo jednak wiem, że nie umiem śpiewać (mam głos, barwę, ale nie mam umiejętności śpiewania) i Was nie zamęczam (chociaż tak, są tacy, także tangowi śpiewacy, katujący ludzkie uszy heh).
Na after party zatańczyłam z nieznanym mi mężczyzną. Przystojnym, uniwersalnego wzrostu (dla niskich i wyższych), nie łysym, nie grubym, takim w sam raz.
Myślę: o, nauczy się, będzie po prostu super!
Niestety, dziewczyny, długo nie będzie. Nie ma świadomości, że tango jest wymagające i że jeśli daje mu czas raz w tygodniu, to nawet po dziesięciu latach nie będzie tańczył tanga.
I tu zrobię drobną dygresję, bo temat powraca jak bumerang: niektórzy uważają, że kiedy dziewczyna nie chce zatańczyć, to woli siedzieć i wypatrywać instruktorskie cabeceo. Zapewne są i takie. Natomiast w większości dziewczyny unikają, kiedy zamiast płynności w całkiem podstawowych ruchach dostają szarpankę i silenie się na złe jakościowo figury. To NIE jest zadzieranie nosa, tylko dbanie o swój fizyczny komfort.
Szczęka i mózg
Pierwszego dnia na warsztatach szczęka mi gruchnęła o ziemię i tam została. Gdy przyszłam następnego dnia, by ją pozbierać, gruchnął mi mózg i został tam ze szczęką do dzisiaj.
Tango już nie będzie takie samo.
Horacio powiedział, że to nie jest tak, że zaraz wszystko musimy wdrożyć (haha, choćbyśmy chcieli, to obstawiam, że jedynie jedna osoba z liderów będących na warsztacie jest w stanie), ale inaczej będziemy czuć i patrzeć na pokazy. I rzeczywiście. Pierwszy mini pokaz Horacio i Maricel odbył się w czwartek. Sama kręciłam nosem, że to nie ta estetyka, że pokaz to coś więcej i takie tam.
Po warsztatach zrozumiałam, co i jak oni tańczą; że pokazują zwykłe tango zatańczone w niezwykle muzykalny sposób. Bez elementów scenicznych i figur akrobatycznych, za to z bogactwem szczegółów do wykorzystania w muzyce.
Już wiem!
Dopiero po tych warsztatach zrozumiałam, dlaczego nie tańczę salsy (nudziła mnie) ani żadnych innych wygibańców (niedawno jedna znajoma obchodziła urodziny, które wyprawiała w pubie. Ponieważ ją cenię za pracę u podstaw dla pewnej grupy ludzi, postanowiłam się przemóc – a nie znoszę tłumu – i pojechać z prezentem. Akurat była przygotowywana do dmuchania świeczek, siedziała na krześle z zawiązanymi oczami. A wokół łupała „muzyka”. Nie byłam w stanie tam zostać. Oddałam prezent z prośbą o przekazanie i wyszłam). Nie lubię jednostajnego tańczenia na bit. Choreo mnie nie interere (a raczej: ze względu na zaburzoną lateralizację nie ogarniam i każdą pięknie rozwalę). A tu takie olśnienie!
Tylko tango argentyńskie, bo:
a) improwizacja (z każdym za każdym razem inaczej, no chyba że za każdym razem tak samo nudzi. Tak, wiem, mogą się poobrażać i ze mną nie tańczyć, ale z doświadczenia wiem, że obrażają się ci, z którymi jest nudno);
b) muzykalność, która w innym tańcu nie ma szans rozkwitnąć;
c) ciągle jest coś do odkrycia…
Zachwyt
Uważam, że w Polakach jest mała świadomość muzyczna. ALE! Na warsztatach z muzykalności byli doświadczeni tancerze, a to znaczy, że jest grupa szukająca w tangu więcej… Byli nauczyciele, a to znaczy, że sami chcą więcej, ale też jest nadzieja, że zechcą uczniom przekazywać więcej… José! Zrobiłeś krok milowy w stronę tego, żeby Polacy odkryli muzykalność, a nie poprzestawali na rytmie!
Ciekawość
Zbliżają się pierwsze polskie mistrzostwa w tangu argentyńskim. Ile par szykujących się do mundialu wie, co to jest muzykalność? A jest to ważny składnik całości, którą ocenia jury. I tak sobie myślę: Grzegorz Kałmuczak i Dominika Jasik zrobili to! Wrażenie na jury i jako pierwsza polska para osiągnęli efekt. Inna para, ze swoimi skillami (główny: „Rób, jak czujesz!”), kiedyś tam zamykała stawkę.
Do warsztatów z Horacio mówiłam: „Albo pokazowa para zatrzyma moją uwagę, albo nie” – tylko nie wiedziałam, o co chodzi. Po warsztatach wiem: o muzykalność. Szpagaty i cuda na kiju są widowiskowe, ale na mnie to nie działa. Escenario ma swój power, jeśli jest tam coś więcej.
To są moje przemyślenia
Nikomu niczego nie sugeruję. Niech każdy robi, co uważa. Jednak cieszę się niezmiernie z tego, że:
a) doświadczyłam olśnienia i poszerzenia horyzontów,
b) jest trochę ludzi, którzy chcą w tangu więcej,
c) Warszawa dołączyła do światowej czołówki krajów, które mają TO!
Mamy Warsaw 4tangos i Horacio Godoy’a za rok!!!
Milongi
Były, a jakże. Dwie główne, czyli piątkowa i sobotnia, odbyły się w Mazowieckim Instytucie Kultury przy Elektoralnej. Miejsce ma świetny parkiet i nagłośnienie. W piątek pokaz dali Ula Nowocin i Fernando Romero Chucky. Byl to folk, zamba i chacarera. Nie jestem folkowa, ale w ich wykonaniu nawet z przyjemnością patrzę. Martwi mnie tylko to, że Ula i Chucky są postrzegani głównie przez pryzmat folku, a to są fantastyczni nauczyciele tanga. Zachęcam pozawarszawskie społeczności: zapraszajcie ich, naprawdę warto!
Sobotni pokaz zatańczył Horacio i Maricel. Po warsztacie z muzykalności miałam połowę świadomości, na co patrzę. Połowa to więcej niż zero heh. Gdyby zatańczyli w niedzielę po warsztatach, na pewno widziałabym jeszcze więcej. A w niedzielę mini pokaz odbył się na Wybrzeżu (w wykonaniu Tatiany TatiVany & Andrzeja Bernasia).
W ramach lokalnej współpracy czwartkowa milonga odbyła się w Złotej Milondze (zagrał dj Krystian Krystkowiak), niedzielna w studiu TangoMilonga (przy vinylach dja Santiago Buonomo), w piątek muzycznie dowodził Horacio Godoy (była to trochę inna muzyka, niż jesteśmy przyzwyczajeni), a w sobotę Rashmi Singh.
Organizacja
José jako organizator okazał się bardzo troskliwy. W ciągu dnia pracował na planie filmowym (jest reżyserem), wieczorem wszystkiego doglądał. Jego żona Agnieszka Kołodyńska-Iglesias wraz z teamem wspomagającym fantastycznie zabezpieczyła eventowe zaplecze.
José przyświecał cel podzielenia się z Polakami tym, co go zachwyciło. Nie traktował tego wydarzenia jak biznes. Dbając o komfort uczestników wieczornych milong, ograniczył liczbę wejściówek, gdy inni organizatorzy dopychają kolanem, żeby jak najwięcej na tym zarobić (spokojnie zmieściłoby się o ¼ ludzi więcej i nie byłoby niewygody – w przyszłym roku z pewnością warto to wziąć pod uwagę).
José!
Wszystko, co mówiłeś o wartości tej imprezy, jest prawdą. Bardzo się cieszę, że mogłam tego doświadczyć. Dziękuję! I z ekscytacją czekam na marzec 2024.
Na koniec garść przydatnych informacji:
W środę 5. kwietnia ruszają zajęcia tango milonguero, czyli tańczone w bliskim objęciu, a jako wisienka na tangowym torcie: milonga! Szybki przedwakacyjny kurs. Warto skorzystać!
A jeżeli masz ochotę postawić mi wirtualną kawę, będzie mi miło 🙂
Świetny artykuł. Super spostrzeżenia . Dziękuję za powyższe
Dziękuję, cieszę się 🙂
Anno,skromnie prosisz o kawę idę właśnie sobie zrobić i będę myślał,jak to pięknie przedstawiłaś.Bardzo,ale to bardzo dziękuję☕️🕵️♂️
Dziękuję również 🙂
Na warsztatach tłum, bo Horacio lubi „uczestnicy byli blisko, tworzyli ścisły krąg wokół”. Jednak jak sama autorka pisze – nie było zbyt komfortowo.
A na milongach organizatorzy zadbali o komfort i wywalili takie ceny, że ludzie po prostu nie przyszli. Po co dorabiać ideologię? 🙂
Parkiet nie był pusty, więc kto miał przyjść, przyszedł.