Tangowe obyczaje: wstęp.

Niby wszystko o tangowych obyczajach jest w internecie.

Każda kwestia była poruszana wiele razy, obgadana na milion sposobów. Szkoły tanga i blogi mają na swych stronach zasady tangowego savoir vivre, było mnóstwo wpisów i odezw o higienie i strojach, co i rusz wybuchają dyskusje odnośnie wyższości swobodnego hasania w poprzek parkietu versus sztywna etykieta (lub na odwrót)… Niestety nadal powszechnie nie odróżnia się nuevo od neo (w ruchu i muzyce), cabeceo od mirady (o zgrozo! Nawet tangowcy z dużym stażem potrafią z uporem maniaka pisać cabAceo) i nadal cała rzesza tangowej braci nie rozumie, dlaczego na tradycyjnych milongach tańczenie po rondzie ma sens i energię, a ciupcianie w miejscu nie jest przyjemne.

Z Tadeuszem Karbowskim (niestety nieżyjący już, bardzo sympatyczny, pogodny i kulturalny tanguero). 

Propagując tango, mówi się o jego blaskach.

Często pokazując taniec i kulturę zbyt cukierkowo. Namawia się: chodźcie! Będzie fajnie! I pewnie będzie. Ale niekoniecznie.
Oczywiście nie chodzi o to, by ludzi straszyć. Raczej przygotować na to, że nie zawsze i wszędzie czeka na nich cała masa nowych „friendów”, gotowych ich zabawiać, a nawet tangowo niańczyć. Że w tangu jak w życiu: jest wszystko, czyli ludzie na poziomie i chamstwo, dobroć i kurewstwo, super koleżanki i złodziejki cabeceo, świetni partnerzy i łachmyty wypisujące messengerem to samo do pięciu dziewczyn w jednym czasie, oddani nauczyciele i partacze, świetni gospodarze milong i gbury liczące tylko na zyski, głębokie przyjaźnie, nawet miłości, ale też zdrady i powierzchowne relacje bez żadnego zaangażowania. Pomocni ludzie i wyłudzacze kasy, zwłaszcza od kobiet.

„Batida del Tango” – pierwsza regularna milonga, którą organizowałam. To był piękny czas…

Ludzie przychodzą uczyć się tanga z różnych powodów.

Niekoniecznie tanecznych. I mają przeróżne oczekiwania. Albo – rzadziej – myślą, że tango to nic takiego… Nie wiedzą, że jeśli są wybrańcami tanga, to już nic nie będzie takie samo. Jeśli tango zostanie tylko na poziomie incydentalnej rozrywki, czy nawet hobby, to nic wielkiego się nie stanie. Ale jeśli wskoczy na poziom pasji, to otoczenie i rodzina ma przerąbane… Z hobby możesz zrezygnować. Pasja nie puszcza, choćby nie wiem co. A tango jako pasja jest zaborcze. Oprócz tanga można mieć inną pasję tylko wtedy, kiedy tango nie wyszło poza poziom hobby. Jeśli wyszło, wszystko dostosowuje się do zmienionego na zawsze stylu życia. Większość ludzi nie wkracza na poziom pasji – całe ich szczęście. Na pewno ich życie jest spokojniejsze, mniej konfliktowe z otoczeniem, nie obarczone zwątpieniami (jestem beznadziejna, nic nie umiem).

Dużo osób traktuje tango jako narzędzie socjalnego bytowania.

Liczy się dla nich kontakt z ludźmi, towarzystwo, a samo tańczenie jest gdzieś tam na końcu kolejki. Tak tango traktują Argentyńczycy: jako fiestę, spotkanie z przyjaciółmi, okazję do napicia się wina i pogadania przede wszystkim. Drugi biegun: tańczyć za wszelką cenę, nikomu nie darować! Co ciekawe: za nauczanie początkujących zabierają się głównie panowie nie mający do tego żadnych kompetencji, za to w tańczeniu na akord przodują panie.
O tangowych zaćmieniach, ściemniaczach, pułapkach, rozczarowaniach mówi się rzadko i jedynie w kuluarach. Aferki, wojenki, złamane serca – to także tango.

 

Bo tango jest wszystkim i niczym.

To, co się o nim mówi, może być prawdą lub fałszem.
Ta książka powstaje na Waszą prośbę. Nie będzie to poradnik, a zbiór moich jedenastoletnich obserwacji tego środowiska oraz doświadczeń tangowych, w kraju i za granicą, ostatnio także jako prowadząca.
26.01.2015 Jakub Milonga napisał tekst na fejsie o wybranym aspekcie tangowych obyczajów i zakończył go tak:
Jeżeli macie inny pogląd na sprawy, o których tu napisałem, jeżeli chcielibyście coś skomentować lub rozwinąć jakiś wątek, wzbogacić ten tekst, to podzielcie się tym tu lub w osobnym tekście”.
Jakubie, mój pierwszy nauczycielu: mówisz – masz!

Autor: Ania TangoTeAmo

Tango to moja pasja. Podróżuję, by tańczyć. Opisuję tangowe imprezy i obyczaje. Piszę książki, w których zawsze obecne jest tango.

6 komentarzy do “Tangowe obyczaje: wstęp.”

  1. Ojej. Takich nietrafionych opinii w takiej ilości nigdy nie słyszałem. Przepraszam, to jakaś porażka. Jedynie z czym się zgadzam, to temat tańczenia po rondzie.

    1. Nie ma obowiązku się podobać, nie trzeba się zgadzać 🙂 Ciekawi mnie tylko Twoje tangowe doświadczenie – jak jest duże? U kogo się uczysz? Gdzie na świecie tańczyłeś?

  2. Istotniejsze niż błędy jest tanga czucie.

    Dobrze że są tacy, którzy o nim w internecie piszą. Panu na pierwszym zdjęciu osobiście – dziękuję.

    Wybrzmiewa zarozumiałość. „U kogo się uczysz?, Gdzie na świecie tańczyłeś?”. To, że ktoś nie ma doświadczenia takiego jak autorka, nie oznacza, że nie odkrył tanga i nie jest w nim najlepszy na miarę swoich możliwości.

    Czyż tango nie chodzi się po uczucie?

    1. Tak, w tango się chodzi po uczucie 🙂 Czy w moich pytaniach wybrzmiewa zarozumiałość? Nie, tylko z wieloletnich obserwacji wnoszę, że krytykują ci, którzy patrzą na tango w ograniczonej perspektywie, ponieważ szerszej nie mają. I nie ma się co obrażać, bo przecież nie każdy musi tango zgłębiać, nie każdy ma taką potrzebę, by odkrywać jego kolejne warstwy. Bez uczenia się to po prostu niemożliwe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *