„Lost boy” – tangowe i pozatangowe Anioły – aby życie było pełniejsze

W piątek razem z naszą adoptowaną Minnie pojechałyśmy na plan teledysku promującego psie adopcje (jeden teledysk już JEST, nagrany przez młodzież, niech będzie ich jak najwięcej). Pełniutką relację widzianą jej oczami i całą zdjęciową dokumentację zamieszczam na samym końcu 😃

W tym wpisie chciałabym się skupić na aspekcie bycia wrażliwym… tym razem nietangowo.

Jestem zachwycona, że wśród nas jest tyle osób traktujących zwierzęta i w ogóle dary natury jako dobro i cud. Potrzebujących jest cała masa… I tak: bez wsparcia inicjatyw kulturalnych wiele z nich nie może się odbyć. Nadal najłatwiej jest zebrać środki na chore dzieci. Chwała tym, którzy się angażują w pomoc. Ja częściej pomagam zwierzętom, bo same o siebie się nie upomną, zwłaszcza w najpodlejszych czasach w historii Polski po przemianach roku ‘89, gdzie zwierzęta są bestialsko mordowane na coraz szerszą skalę. Foki, dziki z azylu (!!!), osobiste zaproszenie na odstrzał bobrów… Nie chcę żyć w takim kraju z takimi ludźmi! O środowisko trzeba dbać,a nie je dewastować!

Foto: Grupa INCO – dbamy o środowisko.

Na szczęście są też Anioły, i to dużo ich pośród nas.

Jest takie miejsce – Akademia Tańca Tomasza Potockiego na Wolność – w którym systematycznie odbywają się milongi charytatywne (z loterią fantową – każdy los wygrywa!), z których dochód przeznaczony jest na pomoc bezdomnym kotom. Monika, szefowa interesu, weganka z ekologicznym nastawieniem do życia, działaczka społeczna – uruchomiła sklep internetowy przyjazny środowisku (zajrzyj TU). 

Nasza tangowa koleżanka Dorotka z Wrocławia stworzyła grupę ludzi, która pomaga znaleźć domy psom z przepełnionego schroniska na krańcu Polski (tym z najmniejszymi szansami, czyli dużym i często już niemłodym). To całe przedsięwzięcie: transport, domy tymczasowe, socjalizacja, leczenie, sterylizacje, zabezpieczenie przeciw pchłom i kleszczom… Na to potrzebne są pieniądze. No więc Dorotka zbiera wokół siebie ludzi, którzy deklarują comiesięczną stałą wpłatę (każde 5 zł się liczy!!!) – dzięki temu może zaplanować wydatki. Grupa się rozrasta, ma super Team. Działa od końca 2016 roku. Wyciągnęła z największej chyba mordowni 35 psiaków, z czego 20 ma już swój dom. Do tego potrzebny też jest czas. Dorotka oprócz tańczenia tanga jest konserwatorką zabytków. A przecież jej doba nie ma 40. godzin… 

Nietangowa Joanna prywatnie przygarnia porzucone zwierzęta. Ma ich pod opieką kilkanaście. Nie, to nie jest zbieractwo. Szuka im domów w miarę swoich możliwości, synowie dzielnie ją wspierają. Też je leczy i socjalizuje, bo trafiają w różnej formie. Organizuje bazarki, na których sprzedaje pozyskane różne przedmioty (np. nietrafione prezenty), a pieniądze przeznacza na utrzymanie zwierzęcej menażerii. Joanna nie ma własnego domu, tylko wynajmuje. Stoi przed dużym wyzwaniem: w nowym domu musi zbudować nowe kojce (info TU ). 

Nasza tangowa koleżanka Ida jest wolontariuszką w schronisku na Paluchu. Kawał swojego czasu przeznacza na pomoc najbiedniejszym psim przypadkom. Angażuje się w socjalizację i szukanie domów. Kto nigdy nie był w schronisku, nie wie, jak duże to wyzwanie i jakie emocjonalne obciążenie. To cudowne, że są ludzie, którzy potrafią unieść ten ciężar i powodować, że jest on nieco lżejszy.

Foto: z profilu Idy na Facebooku. 

Zechciej zrobić coś dobrego dla zwierzaków. One same sobie nie poradzą.

Ich traktowanie świadczy o naszym człowieczeństwie. Podziel się groszem. To tak niewiele, a tak wiele… Bez pieniędzy niestety niewiele da się zrobić, ale jednak coś można… Mam następujące propozycje:

1. Raz w tygodniu – żeby mniej wrażliwi nie zarzucili Ci spamowania – udostępnij post zwierzaka szukającego domu. To naprawdę działa, a nic nie kosztuje. Aktualnie – m.in. – domu szuka miły i kontaktowy Harold.

2. Weź udział w kociej milondze na Wolność. Nie chcesz nic losować? W każdej chwili możesz podarować fanty na loterię.


Foto: demotywatory.pl

3. Dołącz do adopcyjnej grupy wsparcia Dorotki. Zadeklaruj wpłatę 5 czy 10 zł miesięcznie. Takich osób jest kilkadziesiąt, robi się znacząca kwota. Dorotka zawsze wszystko dokładnie rozlicza. Grupa jest tajna i są w niej tylko osoby pomagające tym konkretnym psom. Chętnie udzielę Ci wszelkich informacji i dołączę do grupy, nie bój się pytać.

4. Masz niepotrzebne durnostojki, nietrafione prezenty, torebkę w dobrym stanie, niepasujące Ci perfumy? Przekaż na bazarek Joanny (nie masz? Wpłać na KOJCE). Ty się uwolnisz od zbędnych rzeczy, Joanna uzyska pieniądze na weterynarza czy karmę. Zorganizujemy odbiór, o to się nie martw.

Foto: blog.ipleaders.in

5. Wybierz sobie jakąś prozwierzęcą fundację i pomóż, a najlepiej pomagaj systematycznie. Można też wspomóc konkretnego zwierzaka, np. w Fundacji Azylu pod Psim Aniołem (stąd jest Minnie), chociażby przez adopcję wirtualną. Nie chcesz się deklarować? Nie szkodzi. Zawsze są dodatkowe wydatki: na diagnostykę, leczenie, itp., można wpłacać jednorazowo.

6. A może masz w swoim domu i sercu miejsce na zwierzaka? Te po przejściach miewają problemy, ale są też bezproblemowe. Nasza Minnie to słodycz i generator miłości, jedyny kłopot jest wtedy, kiedy domaga się głaskania akurat, kiedy Blanka ma korepetycje lub ja chcę jeszcze spać 😃 Albo jak naleje w dywanik – ten łazienkowy lub przedpokojowy do butów 😃 Nie dlatego, że nie była na spacerze, tylko dlatego, że lubi i już 😃 Dla nas jednak to nie jest problem, mamy pralkę 😃 Ale pewien adoptowany dżentelmen zjadł naszemu tangowemu koledze połowę tarasowych drzwi… Podziwiam ludzi, którzy w takich sytuacjach nie pozbywają się psa, tylko szukają rozwiązania. Od tego są psi behawioryści, żeby pomóc.

Można też dać dom tymczasowy. Tak bywa u nas, stąd fejsbukowa Tangowa Chatka.

Adopcja to bardzo poważna decyzja i odpowiedzialność, nie każdy człowiek jest godzien, by opiekować się istotą słąbszą i całkowicie od niego zależną.

7. Chcesz psa rasowego? Najpierw się dowiedz, czy poradzisz sobie z rasą, która Ci się podoba. Najwiecej pogryzień dzieci jest przez domowe labradory; yorki to pełnokrwiste terriery, wydaje im się, że są wielkości doga, poza tym ich pielęgnacja kosztuje; husky to psy stadne, pociągowe, potrzebują dużo ruchu i zajęć z człowiekiem, inaczej będą uciekać, bo mają tendencje do włóczęgostwa… Nawet najpiękniejszy zwierzak, najsłodszy szczeniaczek – nie jest pluszakiem, tylko czującą istotą.

Nie kupuj z pseudohodowli, bez rodowodu, bo „tylko do kochania”! Nie zgadzaj się na dowóz szczeniaka. Jedź, sprawdź, w jakich warunkach żyje suczka. Nasza Minnie była eksploatowana przez 10 lat, a potem odwieziona do schroniska (lepsze to niż porzucenie w lesie), bo rodzenie dwóch szczeniaków było nieopłacalne… Minnie ma tylko krzywy zgryz, nie wiadomo, jakim psem była kryta, ale jest duże prawdopodobieństwo, że sprzedawano szczeniaki obarczone różnymi wadami. Wydatki związane z leczeniem pokonały niejeden budżet. Stąd tak dużo porzuconych psów niby – rasowych.

Są tacy, którzy pomagają i dzieciom, i zwierzakom, a i kulturę szczodrze wspierają.

Moim marzeniem jest, aby każdy człowiek miał potrzebę zaangażowania się w pomoc, także finansową. Rzadko jest tak, żeby naprawdę nie można dać nawet złotówki. Jak się pomaga, życie jest pełniejsze, ma inne wibracje… Chciałabym, aby żaden zwierzak nie był lost

Z moich osobistych obserwacji wynika, że ten, kto wspiera zwierzęta, prędzej wesprze drugiego człowieka, niż ten, co dla czystego sumienia przekaże czasem grosz na pomoc jakiemuś dziecku. Dobre i to oczywiście. W tym przypadku dla mnie cel – pomoc – uświęca środki.

Z pozdrowieniami
(Bestyjka) Ania

A jak było na planie teledysku promującego adopcję psów? Okiem Minnie:

Foto: Instagram aktorki Olgi Bołądź

Mamusia wywiozła mnie w wielki świat! Pojechałam na plan teledysku, który będzie promował psią adopcję. Fajnie, że osoby rozpoznawalne włączają się w takie akcje. Mamusia powiedziała, że zrobi specjalny album, w którym umieści te celebryty, które zasługują, aby mieć z nami zdjęcie.

A na planie – najpierw się troszkę bałam. Mamusia to czuła, więc trzymała mnie na rękach. Usiadłyśmy na kanapie. Odwróciłam się do wszystkich pleckami, o! A było tam kilkanaście innych – dużych! – psów, wszystkie ze schroniska, dwa nadal szukające domu. Jeden spod Lublina (ten kosmaciutki), jeden z Warszawy. Oba zrównoważone, ten kudłaty bardzo wesoły – bo młodziak. Mamusia mówi, że są cudne. Ktoś chce, niech pisze do nas!

  

Posiedziałyśmy z pół godzinki – praca na planie to podobno głównie czekanie, tak powiedział Leszek Stanek, który w tym teledysku zaśpiewa. Przy nas nie śpiewał – nie wiem: dobrze to czy źle? No więc siedziałam sobie i jak już troszkę się oswoiłam z nową sytuacją, odwróciłam się do psiaków i obserwowałam wszystko z kolan mamusi.

Po jakimś czasie mamusia stwierdziła, że mam się integrować. Zapięła mi smyczkę i postawiła na ziemi, żebym sobie chodziła i się z psim koleżeństwem zapoznawała. Było nas dwie dziewczynki (oprócz mnie – miła amstafka) i dziesięciu chłopców. Oj, niektórzy troszkę awanturni między sobą! Na szczęście nad naszą gromadką czuwała pani behawiorystka Kasia (Akademia Cztery Łapy). Jak ona pięknie ogarniała nas i naszych ludzi! Tłumaczyła nasze zachowania, podpowiadała, co robić. Prawdziwa fachowczyni! Kto ma kłopot z psim zachowaniem, pewnie ma kłopot też ze swoim – Kasia da radę! Moja mamusia nie ma kłopotów, a ja jestem jej szcząsteczkiem na świateczku całym!

Zdjęcia nie były łatwe. Jak w stojącą grupę psów wbiega inny i goni go człowiek, to różnie mogło być… Dzielnie to znieśliśmy, a ja tylko troszkę za mamusią się chowałam i tylko przy pierwszym ujęciu! No może i drugim. A wcześniej, w ramach integrowania się, uznałam, że ludziowe kolana są po to, żeby mieć na nich psa! Więc mamusia mnie prowadzała na smyczy, a ja hops! Na kolana pani fotografce.

Pan aktor przykucnął, zanim się zorientował – to ja mu hops! 

Inna mamusia głaskała swojego synka, a ja hops! A co!

Że Oldze Bołądź też hopsnęłam – już wiecie.

Kto kucnął – miał mnie zaraz na kolanach. Pani behawiorystka kucnęła, żeby zrobić z nami zdjęcie – to ja hops!

Byłam najsprytniejsza! Mai Ostaszewskiej też bym hopsnęła, ale nie kucała.
Potem była przerwa na obiad. Mamusia jadła jakieś coś bez mięsa, więc nie pachniało zbytnio kusząco. Mogłam się zrelaksować.

I tak właściwie to zostałam królową dużej kanapy. Siedziałyśmy na niej tylko ja i mamusia, bo jak już się oswoiłam, to postanowiłam rządzić na dzielni i kłapałam na tych, co za bardzo zerkali w naszą stronę. Potem znowu zagrałam! Pojawiły się smaczki, więc się nie bałam i dzielnie stałam przed mamusią! Pani behawiorystka powiedziała, że jestem zuch dziewczyna! Teraz czekamy na efekt. Mamusia mówi, że jestem taką kruszynką, że może mnie wcale nie być widać. A mamusia wie, co mówi. Nie jest kruszynką, a jak grała w teledysku tangowym, to na ekranie było widać jej włosy przez 0,2 sekundy… Tu zapowiedź i troszkę (maleńką) nas widać 😃

Dotarłeś/łaś do końca? Zuch! Nie każdy podobno lubi czytać. Jak udostępnisz, z pewnością jakaś sierota dostanie potrzebną pomoc, bo to naprawdę działa…