UNO – urodzinowo!

Przygotowania.

Nie wiem, czy oni specjalnie tak się dobrali? Stworzyli unikatowy, rewelacyjny duet djski w skali świata (a tak! Pokażcie mi taki drugi! Nie ma!). Obojętnie, które z nich gra (osobno lub razem), wiadomo, że lipy nie będzie. Mało tego! Urodzili się w jednym tygodniu (Dorota raptem dwadzieścia lat temu, Marcin ze dwadzieścia dwa przed nią), więc zasadne jest, że robią urodziny razem.

Grafika z zasobów Doroty i Marcina na Facebooku.

Nie dziwota, że kiedy jest Milonga Uno, Samo Centrum Wszechświata pęka w szwach. I że przyszły tłumy. Także zagraniczne.

Wesoło i energetycznie.

Gospodarze (jakby kto nie wiedział – a może, bo środowisko się rozwija, coraz nas więcej i może ktoś tu zawita po raz pierwszy?), czyli Dorota Zyskowska & Marcin Błażejewski = Radio Tango Uno, sprawnie radzili sobie z witaniem gości, przyjmowaniem życzeń i tańczeniem, a przecież jeszcze trzeba było grać!

Foto: Dorota Mtanguera.

Dorota chyba zatrudniła sobowtórkę, bo świetnie łączyła wszystkie role.

Foto: Dorota Mtanguera.

Marcin był tak skołowany ilością prezentów i świetną atmosferą, że w pewnym momencie poczuł się nie jak jubilat, a pan młody. Jednak nie dopadły go urojenia i nie słyszał „gorzko! gorzko!”, bo nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby otumaniony szczęściem wziął Dorotę za pannę młodą i dorwał się do całowania…

Jak urodziny, to walc odbijany.

Na żywo! I to był doskonały pomysł. Ja miałam taki, żeby z powodu ilości chętnych zagrać całą tandę, ale byłoby to niepraktyczne, bo zbyt wąskie gardło wstępu na salę taneczną uniemożliwiło uczestniczenie w tym obrządku ponad połowie gości.

Żeby się dostać do pana młodego… Stop! Jubilata! Trzeba czasem podskoczyć, czasem podfrunąć…

„Opowiedzieć, co tam się dzieje? To ja może…”
„… pokażę. O! Tak tańczą!”

Więc walc wybrzmiał jeden, za to Troilo. I tu kolejna niespodzianka: na akordeonie zagrała Ula Wojtkowiak, znana jako dj Ulita, mistrzyni gyrokinesis (takie hocki-klocki usprawniające ciało, bardzo przydatne w tangu) i tanguera, która sprowadza rewelacyjne buty do tanga włoskiej firmy Entonces (mam dwie pary, moje stopy je kochają). Nie wiedziałam, że gra na czymkolwiek (dowiedziałam się, że na pianinie też), a ona na dokładkę zaśpiewała! Na skrzypcach zagrała Joanna Okoń, która występuje tylko w miejscach o światowej renomie, czyli np. Carnegie Hall w Nowym Jorku i na Milondze Uno…

Asia, Ula i Wojtek Czekoladka jako wsparcie techniczne 😄

Jak urodziny, to i słodkości.

U bram czekał na wszystkich gości talon na wino, stoły usiane były bonbonami, a punktem kulminacyjnym był oczywiście tort (podarowany przez córkę Marcina – Hanię i jej mamę Agnieszkę) oraz BABECZKI… Aaa!!!ale jakie!!!

Winyle w wersji mniam 😄 Zdjęcie: Agata Dębowiak.

Nie od dziś wiadomo, że nasza warszawska tanguera Agata Dębowiak robi takie cuda, że aż szkoda zjeść! A smakują równie pysznie, jak wyglądają.

Agatka (w środku) sprawia, że ślina cieknie po brodach zarówno dam, jak i dżentelmenów 😄

Niestety tym razem nie spróbowałam, bo się wylaszczam i jestem konsekwentna (po co – napisałam TU, a jak mi idzie – TU). Za to lud częstował się tak łakomie, że co nieco wylądowało na podłodze… Czekoladowe płyty winylowe zostały pochłonięte, czekoladowy gramofon Marcin wiózł do domu niczym najdroższe trofeum 😄

Marcin się bał, że jakiś złoczyniec podstępnie się zakradnie i pożre… Zdjęcie: Agata Dębowiak.
Edit: Marcin się dopatrzył, że jego gramofon nie ma napisu „Tango”. Przeprowadził błyskawiczne dochodzenie w temacie: kto zlizał?! Okazało się, że napis odpadł przed imprezą i pewnie Agatka go zjadła…
Ściana z luster od ziemi do sufitu robi wrażenie. Zwłaszcza na panach – służby operacyjne doniosły, że tak ustawiają partnerki, aby je podziwiać w pełnej krasie… Foto: Dorota Mtanuera.

Najbliższa Milonga UNO już w tę niedzielę!
Czyli 21.07.2019 r.

Poniżej kilka zdjęć – te bez podpisu popełniła Dorota Mtanguera.

❤️
Za chwilę odpalenie tortu. Ten przystojniak po lewej powiedział, że zaczyna naukę tanga!
Sto lat! Sto lat!
Tłumy…
Na parkiecie nie było bałaganu.
Tłumy…

Paparazzi podglądają słodkości…
Kto na co dzień prowadzi hulaszczy tryb życia, na imprezie potrzebuje czasem odsapnąć…

UNO VinyLove – Samo Centrum Wszechświata

Miałam napisać jeden post podsumowujący ostatnie imprezy, ale TA zdecydowanie zasługuje na indywidualny wpis. Po pierwsze: w Warszawie TAKA milonga odbyła się po raz pierwszy. Po drugie: po pierwsze wystarczy 🙂 Na początek trochę informacji ogólnych.

Milonga UNO na stałe wpisała się w tangową przestrzeń stolicy.

W rzeczywistości budynek wygląda ładniej 🙂

Miejsce na Chłodnej 29 – „Samo Centrum Wszechświata” – jest klimatyczne i przyjazne. Oczywiście znajdą się ci, dla których jest za ciepło/za ciasno/za jakoś, natomiast fakty są takie:

* przychodzą tu ci, których gdzie indziej rzadko można spotkać;

* NIE MA bałaganu na parkiecie! Tańczący w poprzek zdarzają się rzadko, a ci, których przyuważyłam, to niby tangowi wyjadacze, a jednak tetrycy. O poziomie tanguero nie świadczy ilość machniętych sakad i boleł (hehe…), a umiejętność docenienia tańczenia w rondzie. Dla tych, którzy nie rozumieją, dlaczego lepszy fun niż brykanie w rozgwiazdę daje porządek na parkiecie i że ronda nie jest „ograniczeniem ekspresji”, a właśnie zwiększeniem energetyki – niebawem stworzę osobny wpis;

* pewność DOSKONAŁEJ muzyki. Dorota i Marcin, razem i osobno – grają rewelacyjnie. Nie ma smędolenia, jest zróżnicowana energetyka, jakość dźwięków zawsze świetna. Konstrukcja tand, przerwy pomiędzy utworami i długość cortin są zawsze właściwe. Po warsztatach djskich, które Dorota z Marcinem organizowali, umiem odróżnić dobrze i źle ułożoną i zagraną playlistę, ale pogodziłam się, że ludzie rwą się zarówno do uczenia, jak i do grania – nie mając o tym pojęcia, a jedynie wyobrażenia… Wiem! Ja Wam zagram i Was nauczę! Chyba na cymbałach gry w głuchy telefon…;

* średnia wieku jest zadowalająca dla wszystkich bywalców (nie słyszałam, by ktoś narzekał);

* można uraczyć podniebienie pysznymi drinkami, ciachami i lodami;

* obsługa jest FANTASTYCZNA! Miła, uśmiechnięta, dowcipna 🙂 Pan menadżer jest przystojny, w bardzo odpowiednim wieku, ma dobre gabaryty i diabła w oczach. To wszystko marnowałoby się po próżnicy, ale! Obiecał, że będzie tańczyć! A sposobność nauczenia się nastąpi już niedługo, ponieważ przed środowymi milongami ruszą lekcje pod dowództwem Marcina, czyli połówki Radia Tango Uno. Służby operacyjne mi doniosły, że uczy rewelacyjnie. To dobrze, bo czekam na menadżera na parkiecie…

* parkiet większy niż był U Aktorów, cały posypany talkiem, więc na poślizg nie można narzekać. Dyskretne oświetlenie pomaga stworzyć sympatyczny nastrój, chociaż wiadomo, że ten tworzą (oprócz gospodarzy) ludzie i na milondze UNO dobrze im wychodzi.

Organizacja przestrzeni – jak dla mnie – jest odpowiednia.

W sali do tańczenia się tańczy, a kabeceuje, gawędzi i flirtuje w przestrzeni do relaksu z dobrze zaopatrzonym barem.

Jak frekwencja przyłomocze, co zdarza się coraz częściej, bywa ciasno, ale moim zdaniem lekka atmosfera i powiew świeżości rekompensuje ewentualne zagęszczenie. Można odetchnąć na zewnątrz w kawiarnianym miniogródku. Ci, co chcą ze sobą zatańczyć, odnajdują się bez problemu.

In tuch: „Nie leń się, tylko wbijaj!”

W lato ma być ciepło.

Ja osobiście NIE ZNOSZĘ!!! sztucznie i nadmiernie wyziębionych sal, więc nie znoszę też narzekania, że „jest za gorąco”. NIE MA ZA GORĄCO! Chyba że słońce świeci na głowę w środku lata, ale wtedy wystarczy założyć kapelutek i gotowe. Tu klima jest nieinwazyjna i tylko w przestrzeni barowej. Jak się tańczy, jest ciepło (w sali pootwierane są okna), i dobrze! Polscy panowie, zamiast narzekać na gorąco i kleić się od potu już po pierwszej tandzie, mogliby wziąć przykład z kolegów z południa, gdzie zimno bywa rzadko, a oni są świeżutcy do końca milongi.

Sekret południowców jest prosty.

Idąc na milongę, psikają/smarują antyperspirantem nie tylko pachy, ale czoło, tors i plecy. Dzięki temu przyjemnie z nimi tańczyć nawet w trzeciej godzinie milongi. Ale to inny temat.

UNO VinyLove – WE LOVE IT!

Frekwencja dopisała. Ba! Dowaliła. Miejsce pękało w szwach. Zjechali się ludzie z wielu miast. To świadczy, że stajemy się bardziej świadomi i wyrobieni. Zagranicznych też nie brakowało. Sam sprzęt do odtwarzania płyt robił wrażenie. I to jakie! Zagranie milongi z winyli to nie jest puszczenie playlisty daj Toshiby, to nawet nie jest układanie jej na bieżąco podczas milongi. To ogromne wyzwanie i kawał trudniej roboty. Jakość dźwięku z płyty winylowej od dźwięku cyfrowego odróżnią zapewne jedynie co wprawniejsi słuchacze, dlatego dobrym pomysłem jest zorganizowanie milongi, na której można by zaprezentować dany utwór z winyla i cyfrowy (tak było na końcu tej milongi, ale nie wszyscy doczekali).

Podpytałam o szczegóły techniczne TAKIEGO grania.

* „Non stop pełna uwaga, nawet sobie wypić nie można” 🙂

* płytę się zmienia z kawałka na kawałek, albo Dorota gra dwa utwory, Marcin jeden i cortinę, lub Dorota pierwszy utwór, Marcin drugi z innej płyty, a potem różnie… Najlepiej by było mieć dwie takie same płyty, bo czasem utwór pasujący do tandy jest na drugiej stronie. Do tego odpowiedni anturaż… Dorota zawładnęła wyobraźnią panów, wdziewając do białej sukni białe przylegające rękawiczki… „Winyle nie lubią palców, po których zostają ślady, do których z kolei przylega kurz, ten potem się zapieka pod igłą i słychać trzaski” – stwierdził Marcin, a Dorota: „Kiedy w zrobienie jedzenia wkładamy serce posiłek nie tylko smakuje lepiej, lecz często pojawia się jakaś magia. Kiedy gramy tango, wkładamy w to serce, a szacunek do muzyki ubrany jest w białe rękawiczki”;

* raczej nie ma całej tandy z jednej płyty, bo byłoby nudno (zdaniem Marcina, choć tu były trzy, z przygodami). A jak jest, to dodatkowa trudność, bo trzeba pilnować trafienia w „rowki” 🙂 „Żeby tanda była ciekawa, trzeba z takiej płyty wybrać najlepsze perełki, co się wiąże z tym, że puszczasz najpierw utwór drugi, potem siódmy, następnie odwracasz płytę i puszczasz utwór czwarty, a potem pierwszy. I cały czas trzeba pilnować celowania w „rowki. Ręka nie może drgnąć i trzeba robić to szybko, bo przerwa między utworami powinna wynosić około 4 sek., maksymalnie 7, potem ludzie zaczynają niecierpliwie zerkać w stronę didżeja”;

* „Najlepiej zmieniać płyty co utwór. Jeśli mamy kilka płyt na tandę, jest mniejszy stres i zapewniona płynność”;

* trzeba uważać, by przy dotykaniu płyty igłą mikser był ściszony, bo inaczej rozlega się nieprzyjemny, bardzo głośny zgrzyt i ludzie na parkiecie narażeni są na utratę słuchu. Złe policzenie utworów i nie trafienie w odpowiedni „rowek” skutkuje tym, że w tandzie tang pojawia się milonga…;

* „Zapewniam, że za stołem didżejskim adrenalina jest na najwyższych obrotach”.

Pasja to nie wszystko.

Tu trzeba być zdrowo nawiedzonym, żeby ładować ogrom forsy w podróże do BA, zakup płyt, transport i czyszczenie, a potem jeszcze targać to wszystko (gabaryty pakunków to mniej więcej pojemność bagaży przewożonych dyliżansem na początku XX wieku). Dorota zademonstrowała, jak na co dzień trzeba się z płytami obchodzić. W białych rękawiczkach to mało powiedziane! A ile męskich fantazji tym wzbudziła…

NAJWIĘKSZY, NAJCIĘŻSZY BŁĄD IMPREZY – Edit: NAPRAWIONY!

Okropny. Tragiczny. No bo jak to tak? Wszędzie trąbią, że nie należy dokazywać bez. A tu nikt nie pomyślał o! O czym? No o czym?! Nie o czym, a o kim!!! O fotografie z prawdziwego zdarzenia, z właściwym sprzętem! Który by pstryknął odpowiednie foty, kiedy Dorota w tej sukience i rękawiczkach oddawała się czułym głaskom…

Zdjęcia są! Warto rzucić okiem na ALBUM Agatki.

Za wcześnie wyszłam.

Mam sporo pracy twórczej, więc trochę się szamoczę z uciekającym czasem, a właściwie z sobą samą… Do tego jestem w trakcie żywieniowej rewolucji, co skutkuje np. tym, że zachciewa mi się spać o godzinie 23.00. (kładę to na karb detoksykacji i regeneracji,która następuje właśnie podczas snu). Następnym razem najwyżej zdrzemnę się w ogródku, ale wytrwam!

Czy potrzebna jest większa przestrzeń?

Na milongę UNO moim zdaniem nie, to jest świetne. Na VinyLove – przydałaby się. Z dużo wcześniejszym ogłoszeniem terminu. Myślimy nad miejscem!

A oto garść opinii o tym, co się działo:

* „Genialna akcja! Ekipo Uno – dzięki serdeczne! Przyznam, że do tej pory nie wgłębiałem się w jakość dźwięku ponad: trzeszczy czy nie trzeszczy/dudni czy nie dudni” – Łukasz W.;

* „Magią tchnęły te białe rękawiczki – sterylna laboratoryjna czystość odczuwalna nie tylko słuchem, ale i wzrokiem” – Piotr;.

* „Od dawna jesteście moimi muzycznymi idolami, a z każdą Waszą akcją podziw i wdzięczność rosną” Beata Maia;

* „Te niestandardowe układy tand, te dysocjacje w głośnikach różnych instrumentów MNIAM !!!” – Marcinu (nie, to nie błąd, wtajemniczeni wiedzą, o kogo chodzi 🙂 ).

Wypowiedzi entuzjastów zaczerpnęłam z podziękowań pod postem w grupie Milonga Uno. Wypowiedzi Marcina B. są cytatem z krótkiej naszej pogawędki. Szykujemy się do wywiadu, tylko zgramy terminy!

Ania.

P.S. Kto chce moją książkę na wakacje – dla siebie, na prezent, dla tangowych i nie – ostatnie egzemplarze u mnie i w Złotej Milondze!