Jak początek roku – to wiadomo: Beskid Tango Maraton. Inny niż wszystkie. Wyjątkowy.
Dlaczego warto na nim być? Bo:
To REWELACYJNA impreza tangowo – towarzyska. Poznajesz ludzi z całego świata! Z roku na rok przyjeżdża coraz więcej cudzoziemców, z roku na rok każdy ze stałych bywalców (a jest ich mnostwo!) lepiej tańczy, z roku na rok pojawiają się nowe osoby. Można dojechać z lotnisk w Krakowie i Katowicach, jest bus podstawiony na dworcu w Bielsku białej (szczegóły na stronie wydarzenia TU). Anielica bielskiego tanga, Ania Pietruszewska, dba o to, by muzycznie, kulinarnie i właśnie towarzysko było zawsze super. Kto kiedykolwiek organizował choćby kinder bal, wie, że nie jest to takie proste.
Poziom tangowy jest taki, że każdy, jeśli chce, się wytańczy. Nie ma gwiazd prima sort super zaawansowanych limited edition (Magda K. vel T.! Anektuję to określenie, jest boskie!), ale to chyba lepiej, zwłaszcza że z niektórymi wcale nie lubię tańczyć, więc tylko by mi najlepsze ciastka z bufetu wyjadały. Za to wszyscy, którzy przyjeżdżają, chcą po prostu super spędzić czas i to im się do tej pory udawało i nie widzę powodu, by w tym roku miało być inaczej. Oczywiście: jest selekcja, bo jednak jest to impreza tangowa.
Wszyscy jesteśmy zakwaterowani w jednym miejscu: dużym hotelu z różnymi ciekawymi zakamarkami, w tym sauną, SPA i biblioteką (szczegóły: TU ). To bardzo zbliża. Tzn. nie tylko sauna i biblioteka, tylko w ogóle wspólne bliskie mieszkanie. W tym roku impreza zaczyna się już w piątek w południe, a pierwszy pociąg z Warszawy przyjeżdża o 12.00. Hotel jest na tyle duży (sala taneczna też, a parkiet do tej pory był wyśmienity, więc jest szansa, że taki będzie i tym razem), że pomieści nas wszystkich + tych zdecydowanych w ostatniej chwili, a i tak będzie komfortowo. Aaa!!! Hotel jest po remoncie, dotychczasowi bywalcy go nie poznają…
Maratonowy bufet jest dobrze zaopatrzony. Nawet kawa nie była z tych z najniższej półki (co się rzadko na maratonach zdarza, zwykle jest fuja). Pyszna kolacja podawana jest o takiej porze, że można tańczyć do świtu. Gorące kubki i świeże kanapki pozwalają przetrwać czas od śniadania do kolacji, wiec tak naprawdę jak ktoś nie ma ochoty wydawać dodatkowych pieniędzy, to nie musi i przeżyje najedzony. A w niedzielę jeszcze brało się prowiant na drogę powrotną. Teraz, po zakupie nowych stołów i w ogóle wielkich zmianach – musi być jeszcze lepiej 😁
W tym roku warto się nie spieszyć i zostać do poniedziałku, bo zapowiada się mega afterka w bielskim klubie Metrum, który słynie z doskonałego parkietu i nagłośnienia. A kto ma czas – niech przyjedzie w czwartek na beforkę. Zapowiedziało się kilkadziesiąt osób!
I nadszedł ten czas… Poniżej mój bardzo lubiony punkt programu…Tak, przyznaję: uwielbiam szalone pomysły i cieszę się, że Anielica też ma diabła za skórą 😁 Jedyne takie regularne party – nie boję się stwierdzić: na świecie!
PIJAMA PARTY! W późną (bardzo) noc, z soboty na niedzielę, wskakujemy w bieliznę nocną lub nocnopodobną i… tangolimy jak gdyby nigdy nic, tyle że mamy z tego niezły ubaw 😁 Oczywiście nie każdy lubi tańcować w galotach, nie każda pani czuje się dobrze w sexy koszulce. Dlatego chyba wymyślono t-shirty i spodenki lub leginsy 😁
A jeśli ktoś uważa, że jako poważny księgowy czy menadżer do spraw zarządzania kurzem w podwórzu nie może sobie pozwolić na takie występy – może pozostać w ubraniu, przecież na siłę nikt nie rozbiera (sami to robimy z przyjemnością 😁). Najmniej tolerancyjni opuszczają imprezę. I nie wiedzą, co tracą. Bo to nie jest tak, że wszyscy są jacyś bardziej frywolni. Tylko niektórzy! 😁 A tak naprawdę traktujemy to jako powód do śmichów-chichów. Szlafmyce, czepki… W ubiegłym roku Ojciec Wiesław np. lansował modę elegante (skarpetki) + sport (gacie) + podżama (góra), a w tym zapowiedział się w sułtańskich portkach…
Tyle jest problemów na co dzień, że raz w roku naprawdę można się wyluzować. Ja do tej pory bywałam w bawełnianych pidżamkach i góralskich bamboszach.
W tym roku stawiam na koszulkę i koronki!
Tereny wokół są atrakcyjne spacerowo (podobno, bo ja jakoś nie mam ciągot do łażenia, a i czasu przez te wszystkie poprzednie edycje też nie znalazłabym, choćbym chciała). Zapaleńcy mogą także pojeździć na nartach – są piękne nowe trasy, oświetlone wieczorem.
Więc jak ktoś ma życzenie – może zaczerpnąć świeżego powietrza i zażyć ruchu innego niż tango.Cena jest bardzo dobra! Zarówno hotelu, jak i maratonu w tym wydaniu. Ja sobie nie wyobrażam nie być. Nawet Jolanda jest zawsze, która bywa na największej liczbie światowych tangowych parkietów, a o tej porze już jest myślami w Buenos (tak! Znowu leci na dwa miechy, i to w styczniu).
Zachęcam do odwiedzenia strony wydarzenia ( TU ) i kontaktu z organizatorką.
Zapowiedzi: luty 2017
- 3 lutego rusza nowa popołudniowa milonga: Królewski Wilanów.
W bardzo bliskim sąsiedztwie pałacu. Będzie się odbywać cyklicznie, raz w miesiącu, w każdą pierwszą sobotę, do czerwca tego roku (potem zobaczymy, mam nadzieję, że będzie letnie tango plenerowe, a jesienią wrócimy do tej formuły). Szczegóły już niebawem, ale mogę zdradzić, że:
* zawsze będzie dobry TDJ,
* zawsze będzie pokaz
* zawsze będzie wstęp wolny!
* zawsze będzie krótka lekcja kroku podstawowego, więc już myślcie, kogo z nietangowych znajomych warto przyprowadzić.
Piękna sala z drewnianym parkietem na ul. Kolegiackiej już na nas czeka. Dojazd świetny (tuż przy pętli w Wilanowie – dojeżdża mnóstwo autobusów), dla zmotoryzowanych parking.
4 lutego odbędą się dłuuuugo wyczekiwane warsztaty dla TDJ – jów prowadzone przez duet Radio i Milonga Tango Uno: Dorotę Zyskowską i Marcina Błażejewskiego (szczegóły TU ).
Z tej okazji przemeblowałam moje plany, bo nie wyobrażam sobie nie być! Nie, nie zamierzam nigdy grać 😁 Ale lubię się znać na różnych rzeczach, o!Chcesz być na bieżąco w warszawskich zwłaszcza, ale nie tylko, wydarzeniach – polub fanpage Tango Te Amo i odwiedzaj tego bloga 😁
(Bestia) Ania