Zwykle chwilę trzeba poczekać na opis imprezy, w której uczestniczyłam. Powody są różne. Recuerdo też poczekało… tydzień. Po pierwsze chciałam, aby się „to wszystko” we mnie ułożyło, po drugie po raz pierwszy w życiu przeżyłam coś, co mnie powaliło, i to dwa dni z rzędu. Chciałam ochłonąć, by nie być w opisie zbyt egzaltowaną. Czy mi się udało..?
Czwartek – Welcome Gala Milonga i pokaz „naszych”
To nie było jakieś tam pre – party. To była od razu gala. Jak to pierwszego dnia festiwalu: ludzi przyjezdnych jeszcze garstka (wcale nie taka mała), niektórym miejscowym szkoda było wydać kilkadziesiąt złotych – więc nie było mega tłumu (pustki też nie). Miejsce znane z poniedziałkowej Partylongi, lubiane, z elastycznie regulowaną powierzchnią taneczną.
Jak było w czwartek? Z przygodami. Jeden przewrócił sobie krzesło, na którym próbował usiąść. Pogruchotał tyłek, wylał napoje, rozwalił nogami stolik. Pokazowy tangovals… Cudowny! Z powtórnym początkiem z powodów wewnętrznie rozwiązanych...
Nie wiem, czy dawać po argentyńsku, czyli chłopak pierwszy… czy po polsku, czyli pani przodem… Zostanę przy polskim standardzie: Patrycia Cisowska-Grzybek i Jakub Grzybek dali pokaz na poziomie światowym. Ich maestros otwierali buzie w zachwycie.
REWELACJA. I nieważne, że DJ się zaplątał – albo sprzęt – i w połowie pokazu nastąpiła cisza… Były śmiechy, żarty, brawa… A potem show się dopełnił. Może ja się nie znam, ale dusza mi mówi, że to nasza profesjonalna pokazowa najlepsza para. Jestem pod ogromnym wrażeniem ich rozwoju i formy. Mam nadzieję, że Polska będzie ich zapraszać, bo po tym, jak tańczą i po wywiadzie z nimi nie mam wątpliwości, że jakościowo są rewelacyjni. Przeprowadziłam też prywatne śledztwo.
Nie jest łatwo z nimi zatańczyć, bo nie mają czasu bywać na milongach. Ale odnośnie prowadzenia przez nich zajęć słyszałam zachwyty i pochwały. Byłam na technice prowadzonej przez Patrycję i jak zrobi jeszcze raz – też pójdę, a i koleżanki zachęcę. O! Może zorganizujemy coś w Wilanowie w sezonie 2019… Dobra, wracamy do Recuerdo.
Piątek.
Impreza przeniosła się do auli SGH. Miejsce o wiele lepsze niż poprzednie, urokliwe, z pięknym sufitem. Na podłożu ułożono specjalną taneczną podłogę (za makabrycznie wielką kasę), więc tańczyło się świetnie i nie było problemów z pivotami.
Bardzo fajnym rozwiązaniem była rezerwacja stolików: dla gości festiwalu oraz dla tych, którzy mieli full pass. Mam nadzieję, że w przyszłym roku też tak będzie. Warto przekazać tę informację przy rejestracji: masz full pass, masz rezerwację – tyle że kto pierwszy, ten lepszy, bo jednak nie wszyscy mogą się załapać. Bilety u wrót rezerwacji nie mają – więc jak przychodzisz na jeden wieczór, nie pchaj się do zarezerwowanego stolika… Dlatego warto się rejestrować, zwłaszcza kiedy pary są światowym TOP.
Pokaz Marii Ines Bogado i Roberto Zuccarino był energetyczny, skoczny i oczywiście świetny. Pasują do siebie gabarytami 🙂Pokazują, że nie tylko ci chudzi mogą wywijać w dużym tempie. Milongę zatańczyli przemegazaje… Jolanda powiedziała: „O matko, ja w Buenos idę do nich na zajęcia z milongi. Boję się!” 🙂
Koncert naszego rodzimego zespołu rozgrzał uczestników do białości. Była moc! I świetna akustyka, co jest równie ważne. Nawet ci, co po warsztatach byli padnięci, dostali drugie życie… Bandonegro Tango Orquesta jest jedną z najlepszych i najmłodszych orkiestr tangowych w Europie. Wyróżnia się świeżym brzmieniem wniesionym do świata tradycyjnego argentyńskiego tanga. Zespół powstał w 2010 roku w Polsce i od razu stał się rozpoznawalny w kraju i za granicą. W 2011 roku zespół wygrał międzynarodowy konkurs PIF Castelfidardo we Włoszech, w kategorii muzyki Astora Piazzolli.
Sobota
Drżę do tej pory. Z powodu pokazów. Dwie najlepsze światowe pary. Ale to ta jednyna wprawiła mnie w emocjonalny dygot, łzy w oczach i skurcz krtani.
Wiem, że zobaczyło TO ponad czterysta osób! O milion za mało.
Zacznę od drugiego pokazu Los Totis. Technicznie, muzycznie, tangowo – perfekcyjni. Cudowni. Złoty medal w skali kosmicznej. Każdy ruch był po prostu wyrazem tangowego geniuszu. Ale… emocjonalnie mnie osobiście nie porwali.
Za to Vanesa i Facundo… Umarłam. Po prostu. Czegoś takiego nie przeżyłam NIGDY.
W trakcie myślałam, że jestem jakaś nienormalna, egzaltowana niczym przeterminowana pensjonarka. Bo żeby AŻ TAK?! Tak właśnie, aż tak. Nie byłam jedyna. Były takie (ciekawe: ich pokaz tak bardzo podziałał na kobiety…), które dostały spazmów. Nie przesadzam.
Gdzie tkwi tajemnica?
Perfekcja, sceniczność, ale przede wszystkim connection i miliard % tanga w tangu. Rok i dwa lata temu też byli doskonali (wtedy w dygot wprawili Jolandę), a teraz… Vanesa i Facundo są absolutnymi Bogami tanga.
Niedziela
Część ludzi pojechała, więc tłoku nie było. Pokaz dała młoda argentyńska para, która była urocza, ale… jeszcze długa droga przed nią.
Patrycja mogłaby młodziutkiej Evie udzielić korepetycji z operowania stopą w boleo i w przestrzeni ponad parkietem… Bo Patrycja ma w tangu stopy cudne. Bez baletowo – cyrkowego przerysowania, technicznie i wizualnie baaardzo tak. Ktoś powie: jesteś tendencyjna w swoich ocenach (tak tak, bywają takie głosy). To ja odpowiem: zobacz. Po prostu.
Integracja backstage
Jeśli się bywa, to się poznaje ludzi. I to jest super! Zajęcia w podgrupach międzymiastowych, a często międzynarodowych, są bardzo kulturalnie wzbogacające 🙂 Bywa tak, że około trzeciej w nocy odpuszczamy tango…
Kiedy czas zbierać się do domu, czasem trzeba pozbierać różne części garderoby…
…którą zostawia się w różnych miejscach i czasem porzuca…
Śniadaniówki
Rewelacyjny pomysł! Milongi śniadaniowe odbywały się w Pożytecznej na Nowym Świecie – miejscu znanym z popołudniowych sobotnich milong.
Wstęp gratis, a śniadanie płatne 15 zł. Przyznam się, że nie dotarłam – chociaż Jolanda motywowała! Ale jakoś nieskutecznie 🙂 Za to zdjęcia i przekaz osób „dotartych” świadczą o tym, że było świetnie 🙂
Popołudniówki
Na Oczki, czyli tam, gdzie pierwsza Gala i gdzie regularnie odbywa się Partylonga.
Byłam w niedzielę. Trochę ludzi zamiejscowych jeszcze było. Część wyjechała i na wieczorną Galę już nie dotarła…
W sobotę odbył się podwójny pokaz. Wystąpiły polskie pary: Ewa Wojtkiewicz&Piotr Roemer z Krakowa oraz Beata Maia Gellert&Łukasz Wiśniewski. Nie byłam, więc nie wiem, jak było, a i służby operacyjne nic nie doniosły poza tym, że nie działał bufet – ale to akurat żadna wina organizatorów, a bufetu.
Cena
Porażająco atrakcyjna. Za cztery galowe milongi tylko 50 euro przy rejestracji w parze i 55 euro przy rejestracji solo. Za TAKIE pary na żywo i TAKI koncert?! Ludzie! Grzechem było nie skorzystać!!! Pierwsza edycja była frekwencyjnie słaba, pokazowo świetna. Przy drugiej frekwencja drgnęła. Teraz było bardzo dobrze, ale nadal nie mogę zrozumieć, JAK osoby biorące się za nauczanie mogą odpuścić zajęcia i pokazy TAKICH par! Kto był, ten wie, o czym piszę…
Cabeceo
Na festiwalach nie jest z tym łatwo. Po pierwsze dlatego, że jest duża przestrzeń i mnóstwo ludzi. Po drugie – festiwal tym się różni od maratonu, że uczestnicy w mniejszym stopniu są nastawieni na tańczenie z jak największą ilością nowych osób i poza tłumem samotnych pań większość to pary.
Dlatego ja, jeśli zobaczyłam znajomego, z którym chciałabym zatańczyć – szłam się przywitać i nie bawiłam się w podchody, tylko mówiłam wprost, że robię cabeceo… Desant? Tak, ale łagodny – mam nadzieję 🙂 A żeby zatańczyć z nieznajomym – trzeba wejść w pole jego wzroku. Siedzenie na krzesełku tego nie spowoduje.
Masterclass
Jakoś tak nie bardzo wiemy, o co chodzi w zajęciach dla profesjonalistów. Myślę sobie, że za rok warto też trochę inaczej sformułować przekaz. Bo zajęcia ekstra, ale dla określonej grupy zaawansowanych (!!!) tangueros. I to nie takich, co chcą poznać nowe figury, żeby przyszpanować na milondze. Nie! To są zajęcia dla tych, którzy mają pokazowe potrzeby. Nie tylko nauczyciele! Chociaż to oni najczęściej występują.
Jest wśród nas znacząca grupa, która czasem lubi zatańczyć na przykład na urodzinach nietangowego przyjaciela. I wtedy elementy profesjonalne bardzo się przydają. Bo to nie jest tak, że nie tangowy wszystko „kupi” i byle jak stawiane nogi będą mu się podobać. Do niedawna tak myślałam. Ale wyprowadziła mnie z błędu moja Mama, a i moja córka ma określone zdanie – a bywała na milongach dość często… Tak więc dla „pokazowiczów” must be.
Teatr
O jej… jej jej… To była moja rozwojowa lekcja. Do tej pory uważałam, że escenario to takie skrzyżowanie cyrku z baletem. Ble! No i cena biletu w dobrym miejscu… Prawie jeden tangowy but!
Grzybków lubię, pary zaje…teges, ale myślę sobie: e tam. Przedstawienie jak przedstawienie. Dwa bilety to dwie tangowe kiecki. Jednak tak się zdarzyło, że pojawiła się dobra wróżka i jak te Kopciuszki zostałyśmy z Jolandą na przedstawienie zaproszone. Teatr pękał w szwach.
O Gracjo Patrycjo I Kubusiu Panie… Po raz drugi zaparło mi dech… Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam absolutnie cudowne escenario! A trochę ich widziałam i byłam mocno zniesmaczona akrobatycznymi wygibasami. Tu: pięć par. Razem i osobno. O matko… Pugliese w wykonaniu Vanesy i Facundo po raz drugi…
I było connection… I były spazmy widzek. Szczerze mówiąc nie przypuszczałam, że będę zachwycona, bo jestem dość oszczędna w szafowaniu zachwytem. A tu tydzień minął, a ja nadal przeżywam to, co widziałam…
Koncert – łołłłł… Solo Tango Orquesta to kwartet z Moskwy, z podobną historią jak Bandonegro: w tej samej kategorii wygrali włoski konkurs, tyle że w 2010 roku – trzy miesiące od powołania zespołu do życia. Co za chłopaki… Każdy cudny! A z tym na koncertach różnie bywa. Tu było… Nie wiem, co. Mega kurde o matko! Barbarelli włączyło się robienie boleo w fotelu. Niektórzy w swej ekscytacji komentowali dużo i głośno, a przecież nie wszyscy muszą być zainteresowani doznaniami innych…
Ponieważ nie znalazłam zdjęcia, na którym byliby wszyscy muzycy podczas koncertu, zapożyczam ich zdjęcie z ich oficjalnej strony .
Ogólnie publiczność dzieliła się na zelektryzowaną lub pobudzoną. Ewentualnie stan elastycznie ulegał zmianie, dostosowując się do tego, co się działo na scenie, jak abrazo w trakcie tańca…
Sporo było tangowej braci, o czym świadczyły brawa w odpowiednich momentach. Ale dużo też było osób spoza tanga. Jeden z panów w przerwie stwierdził, że „…to, co oni tańczą, jest śmieszne”. Pomyślałam sobie: Matka Natura poskąpiła ci, chłopaku, tanecznej percepcji i gustu… Bo że tango bywa brzydkie – to fakt. Ale akurat nie tu. Doszłam do wniosku, że to jest jak z inną sztuką, smakiem, gustem… Nie bardzo rozumiem fenomen Picassa – moja córka jak dla mnie maluje o wiele ciekawiej.
Nie każdy ma kubki smakowe dojrzałe do jedzenia kawioru i rozkoszowania się wytrawnością dobrego wina. Dacia pomalowana w kolorowe kwiatki każdemu trzylatkowi spodoba się bardziej niż czarne matowe Porche. To jest tak jak z Dorato i Dom Perignon, cyrkonią i brylantem, Zenkiem Martyniukiem i Czesławem Niemenem, sztuczną szczęką i zdrowymi zębami…
Nie będę nikogo przekonywać, że escenario jest boskie, bo dla mnie osobiście na ogół nie jest. Natomiast to konkretne przedstawienie było jak brylant. Czekam na kolejne Recuerdo i kolejne przedstawienie! Już rezerwuję koniec listopada 2019.
Ania
P.S. Świetny fotograf to skarb. A świetna dwójka to kumulacja.
Elu, Szymonie – Wasze foty są FENOMENALNE.