To będzie niezwykły wieczór!
Pomyślałam podekscytowana, kiedy otrzymałam zaproszenie na dzień promocji najbardziej u nas znanego szampana. Impreza odbywa się jednocześnie w osiemdziesięciu miejscach na świecie, w trzech w Polsce. Musi być ekstra! Zwłaszcza tu, w mojej Warszawie. Po pierwsze: występ artystyczny miał być na wysokim poziomie.
Po drugie: szampan. Uwielbiam! Jestem kobietą luksusową (i wcale się tego nie wstydzę), ale nie snobką! Odróżniam szampana od wina musującego 🙂 Chociaż różowym Prosecco i różaną Cavą nie pogardzę 🙂 Szampana lubię od chwili, kiedy piętnaście lat temu piłam go w Paryżu, w Moulin Rouge. Był odpowiednio schłodzony, a moje kubki smakowe do niego dojrzałe.
Warszawski klub na topie
Widok zgodny z nazwą klubu.
Po trzecie – miejsce! Pomyślałam: skoro impreza zamknięta, z zaproszeniami, to musi być full wypas! Klub najmodniejszy w Warszawie (widok na panoramę stolicy rewelacyjny). Szampan na pewno będzie lał się strumieniami… I z pewnością będzie obfity bufet: kawior, ostrygi, elegancja – Francja… A przy wyjściu każdy gość dostanie w prezencie butelkę… Może mojego ulubionego, różowego…? No dobrze – pomyślałam w połowie dnia – wieczór daleko, zanim dotrwasz do frykasów, zjedz obiad, kobieto! Nie mogłam się doczekać, kiedy wskoczę w moją białą kieckę i włoskie szpilki. Chciałam jak najszybciej robić wrażenie, flirtować, pić szampana i zakąszać kawiorem…
Jazda windą na wysokość prawie trzydziestego piętra – przeszkloną, z widokiem na miasto – robi wrażenie. Całe miejsce jest właściwie tarasem widokowym, można więc palić. Wygodne loże z białymi kanapami obitymi prawie skórą, zachęcają do miłego spędzenia czasu. Bar usytuowany na środku zapewnia spragnionym ciałom dobry dostęp do trunków.
Mógł to być event marzeń.
A nie był. Za to była promocja szampana bez szampana. To znaczy: można było kupić za pięć stów, ale nie przewidziano nawet powitalnej lampki. Nie mówiąc o kawiorze hahaha. Dobrze, że zjadłam obiad. Dziewczyny zamawiały w barze (kieliszek za stówę), ja się zaparłam i uznałam, że ponieważ nikt mnie nie przygotował na wydatki – nie będę ich ponosić. Nie wiem, po co były zaproszenia, skoro za wszystko trzeba było płacić. Ludzie nie dopisali. To pierwsza impreza, na której było więcej obsługi, niż gości. A mogło być tak pięknie…
Zamówione butelki trunków hostessy roznosiły w oprawie sztucznych ogni.
Po co o tym piszę?
Początkowa wersja tego tekstu była inna. Poniósł mnie temperament i zawiedzione nadzieje. Ale nie chcę nikomu szkodzić. Mam następujące ogólne spostrzeżenia: tam, gdzie budżet niewielki i impreza niekomercyjna, wszystko potrafi działać sprawnie. Może dlatego, że w takich np. organizacjach pozarządowych ludzie pracują także dla pasji, a ciągły brak pieniędzy pobudza ich kreatywność… W wydarzeniach komercyjnych wydane pieniądze nie przekładają się na efekt. W tym przypadku, mimo bardzo dobrego miejsca, produktu i występu – zabrakło pasji i pomysłu na dobry promocyjny event. Miałam wrażenie, że został zrobiony tylko dlatego, że centrala nakazała, bo „taki dzień”.
Ania