Dieta to nie tylko odchudzanie

Nadeszła jesień. Jesteśmy po letnich grzeszkach. Czy pora roku ma znaczenie w sposobie odżywiania?

Jeżeli rozważamy pojęcie prawidłowej, tzw. „zdrowej” diety osoby dorosłej, to pory roku nie zmieniają zasad jej bilansowania. Prawidłowa dieta umożliwia utrzymanie właściwego dla danego wieku składu ciała i szczupłej sylwetki. Niezależnie od pory roku powinniśmy dostarczyć ilość energii, która odpowiada zapotrzebowaniu naszego organizmu. Ta ilość energii, to inaczej całkowita przemiana materii i stanowi sumę wszystkich wydatków energetycznych organizmu. Upraszając nieco, na te wydatki składa się podstawowa przemiana energii oraz wszystkie wydatki na aktywność fizyczną. Warto podkreślić, że aktywność fizyczna to także wykonywane przez nas czynności w domu i w pracy, a nie tylko ćwiczenia gimnastyczne czy uprawiana regularnie dyscyplina sportu. Ponieważ aktywność fizyczna wielu osób zmienia się w zależności od pory roku, a dokładnie zmniejsza się w okresie jesienno-zimowym, to z tego powodu dieta może wymagać ponownego zbilansowania. Jednak pory roku nie powinny wpływać na drugi składnik całkowitej przemiany materii, czyli podstawową przemianę materii. Jest to wydatek energetyczny naszego organizmu na podstawowe funkcje życiowe.

Czy ilość energii wydatkowana na podstawową przemianę materii zmienia się w trakcie naszego życia?

Zmniejsza się z wiekiem, niemniej powinna być porównywalna w danym roku. Gdy wyliczymy naszą podstawową, a następnie całkowitą przemianę materii, to należy podzielić tą energię tak, aby była dostarczana regularnie do organizmu, najlepiej w 5 posiłkach.

Każdy posiłek powinien być zbilansowany pod względem ilości białek, tłuszczów i węglowodanów. Należy także uwzględniać witaminy i sole mineralne. Pewne różnice w jadłospisie związane z porami roku będą dotyczyły produktów, ponieważ w okresie letnim i jesiennym dostępne są sezonowe owoce i warzywa. Niemniej należy wliczać je do posiłków i planować nasz jadłospis tak, aby był zbilansowany pod względem makroskładników, czyli białka, tłuszczów i węglowodanów, a także ilości dostarczanej energii.

Pięć posiłków dziennie… Kiedy przed weselem syna się z Tobą odchudzałam (osiem kilo w dół i trwa!), jedzenie pięć razy dziennie to było wyzwanie. Dwa, trzy razy dziennie nie wystarczy?

Jedzenie niewystraczającej ilości posiłków nie jest zgodne z zapotrzebowaniem energetycznym naszego organizmu. Codziennie w organizmie powstaje trzysta milionów nowych komórek, a proces ten wymaga dowozu energii, czyli paliwa i substancji budulcowych. Substancje te przyswajamy z posiłków w odpowiednim cyklu trawiennym. Mniejsza ilość posiłków oznacza przede wszystkim zwiększenie odstępów pomiędzy nimi, ale także problemy z dostarczeniem wymaganej ilości energii, makroskładników oraz witamin i soli mineralnych. Zbyt długie przerwy pomiędzy posiłkami organizm odbiera jako „głodzenie”, więc będzie spowalniał metabolizm, aby przetrwać przerwy, nie będą prawidłowo zachodziły procesy regeneracji, powstaną niedobory substancji mineralnych i witamin, gorzej będzie funkcjonował układ immunologiczny i hormonalny. Dodatkowo, jeżeli posiłki będą miały zmienną kaloryczność, to każdą nadwyżkę organizm będzie odkładał „na zapas”. Ostatecznie może nawet dojść do rozwoju zaburzeń metabolicznych, a w konsekwencji, niektórych chorób cywilizacyjnych.

Podobne mechanizmy powstają przy stosowaniu restrykcyjnych diet redukcyjnych. Początkowo następuje utrata masy ciała, ale potem proces spowalnia i masa ciała zmienia się nieznacznie. Gdy dana osoba wraca do wcześniejszego jadłospisu, jest efekt jojo. Zbyt rzadko spożywane posiłki mogą także doprowadzić do uczucia zmęczenia, bólów głowy, trudności skupienia uwagi oraz gorszej motywacji do działania, a czasami do rozwoju niekorzystnych nawyków, jak napadowe objadanie, czy nawet zaburzeń odżywiania.

Co mają zrobić osoby, które chcą się zdrowo odżywiać, ale pięć posiłków przekracza ich możliwości?

W wielu przypadkach bardzo korzystna będzie dłuższa współpraca z dietetykiem, który wspiera zmianę nawyków żywieniowych. Warto zauważyć, że wizyty u dietetyka mają na celu nie tylko ułożenie jadłospisu, ale analizę nawyków żywieniowych, a potem motywowanie do zmian na nawyki korzystne dla danej osoby. Co więcej, dieta może mieć różne cele, nie tylko odchudzanie. Przygotowanie odpowiedniej diety stosowane jest także w wielu chorobach przewlekłych, aby wspierać ich leczenie i ograniczać objawy.

W swojej praktyce dietetyka klinicznego obserwuję, że w przeciągu 2. pierwszych miesięcy ponad 70% osób zmienia swoje nawyki. Początkowo pomagają na przykład aplikacje przypominające o posiłkach i piciu wody pomiędzy. Uregulowanie rytmu posiłków powoduje, że zaczynamy czuć głód o wyznaczonych porach i potem jest łatwiej regularnie zjadać posiłki. W takiej przemianie pomaga także fakt, że mamy gotowe, ugotowane wcześniej posiłki, na przykład catering z mojej kuchni Centrum EGO. Niektóre osoby wymagają więcej motywacji i dłuższej współpracy. Wtedy spotykamy się częściej nawet przez pół roku.

Co sądzisz o głodówkach leczniczych. Są one propagowane jako diety oczyszczające, detoksykacyjne. Zdarza się także znaleźć opinie, że głodówka wspomaga leczenie chorób nowotworowych, ponieważ „raka należy zagłodzić”.

Przede wszystkim głodowanie jest sprzeczne z fizjologią człowieka i stanowi zaprzeczenie prawidłowej diety. Jeżeli nie jemy kilkanaście godzin, to w organizmie uruchamiane są różne mechanizmy obronne i dochodzi do spowolnienia metabolizmu, a po kilku dniach także do postępującej utraty tkanki mięśniowej, a jedynie w niewielkim stopniu tkanki tłuszczowej. Wielokrotnie powtarzane głodówki mogą spowodować powstanie różnych chorób wynikających z niedoboru składników pokarmowych, jak niedokrwistość czy nadmiaru produktów rozpadu białek, jak dna moczanowa, zaburzeń działania układu hormonalnego i immunologicznego. Głodówki nie są stosowane jako regularne, konwencjonalne metody lecznicze. Obecnie najczęściej tzw. głodówki, to bardzo restrykcyjne diety eliminacyjne, które dostarczają niewielkich ilości energii. Stosuje się tylko wybrane produkty, co prowadzi do niedożywienia ilościowego i jakościowego, czasami podawane są dodatkowo określone suplementy, środki przeczyszczające lub wykonywane są lewatywy. Takie postępowanie także może doprowadzić do niedożywienia, utraty masy mięśniowej, ale także zaburzeń wodno-elektrolitowych, niedoborów witamin i składników mineralnych. Głodówka nie jest stosowana także w leczeniu chorób nowotworowych. Najnowsze rekomendacje Europejskiego Towarzystwa Żywienia Pozajelitowego i Dojelitowego (ESPEN) wskazują, że u chorych na choroby nowotworowe należy stosować dietę zbilansowaną, biorąc pod uwagę zwiększone wydatki energetyczne związane z leczeniem, na przykład planowaną lub przebytą operacją, urazem, podwyższoną temperaturą ciała, a także zwiększone wydatki energetyczne powstające w przebiegu choroby, co jest charakterystyczne w chorobie nowotworowej.

Na koniec chciałabym dodać, że to prawidłowa dieta jest podstawą profilaktyki chorób cywilizacyjnych oraz nowotworowych. Posiłki powinny być podawane regularnie, co 3 lub 3,5 godziny w ciągu dnia. Należy zadbać o zbilansowanie każdego posiłku pod względem makroskładników, zastanowić się także nad różnorodnością i jakością stosowanych produktów, a także strawnością zawartych w nich składników. Należy unikać produktów wysokoprzetworzonych i zawierających konserwanty. Ważne także, aby pić odpowiednie ilości płynów, a przede wszystkim wody mineralnej w ilości około 30 ml/kg należnej masy ciała.

Jaka jest Twoja opinia o diecie ketogenicznej?

Bardzo niepokoi mnie obecna moda na stosowanie takiej diety. Może to wywołać szereg objawów niepożądanych, na przykład zaparcia, biegunki, bóle brzucha, utratę apetytu, wymioty, zwiększone pragnienie, uczucie zmęczenia i senności. Prowadzenie takiej diety może także spowodować rozwój dny moczanowej i kamicy nerkowej.

Dieta ketogeniczna to dieta bogatotłuszczowa i ubogowęglowodanowa, w której nawet 80% stanowi tłuszcz, a pozostałą część białka oraz węglowodany. Na skutek ograniczenia węglowodanów dochodzi do ketozy, a głównym produktem energetycznym dla organizmu są, zamiast glukozy, ketony. Dieta powinna być właściwie zaplanowana, bo jest to dieta długotrwała i przeprowadzana pod kontrolą dietetyka lub lekarza, nigdy samodzielnie. Ponieważ jest to bardzo restrykcyjna dieta eliminacyjna, wymaga suplementacji witamin, składników mineralnych oraz błonnika. Dieta ta jest stosowana z powodzeniem u dzieci z padaczką lekooporną, ponieważ zmniejsza ilość napadów padaczkowych, w leczeniu niektórych wrodzonych wad metabolicznych, a także jako dieta redukcyjna u wybranych pacjentów.

A co z glutenem?

Gluten to białko występujące w ziarnach niektórych zbóż: pszenicy, orkiszu, żyta, jęczmienia. Bezpodstawne eliminowanie zbóż zawierających gluten jest błędem i może skutkować niedoborem ważnych dla zdrowia mikro i makroelementów, w tym błonnika pokarmowego, folianów, żelaza, niacyny, ryboflawiny i tiaminy. Nikomu, także osobom mogącym spożywać gluten, nie polecam produktów z pszenicy białej, modyfikowanej genetycznie i pozbawionej błonnika. Produkowane w Polsce jęczmienie, żyta, owsy i orkisze są fantastyczne, dlatego powinniśmy je spożywać. Jeśli ktoś ogranicza produkty odzwierzęce, to właśnie powinien jeść zboża. Tylko proszę nie kupować produktów w saszetkach, bo jest to produkt pozbawiony błonnika. Warto także zauważyć, że produkty bez glutenu są droższe od zawierających gluten.

Wskazania do diety bezglutenowej dotyczą określonych chorób, czyli celiakii (choroby trzewnej), choroby Duhringa (rzekomoopryszczkowego zapalenia skóry), uczulenie na pszenicę oraz nieceliakalnej nadwrażliwości na gluten. Przy podejrzeniu chorób wymagających eliminacji glutenu należy zrobić testy na przeciwciała przeciw transglutaminazie tkankowej w klasie IgG i IgA, gliadynie w klasie IgG i IgA oraz endomyzjum w klasie IgG i IgA.

Mówiłaś kiedyś, że kasze, ryż i ziemniaki należy gotować na kilka godzin przed zjedzeniem, najlepiej osiem. Dlaczego?

Warto wcześniej gotować wymienione produkty, a następnie schładzać, aby część zawartej w nich skrobi zamieniła się w skrobię oporną, czyli błonnik pokarmowy. Dzięki temu ugotowane produkty mają niższy indeks glikemiczny, czyli kaloryczność spada o około 30%, a jednocześnie witaminy i składniki mineralne są zachowane. To jest bardzo korzystne przy leczeniu insulinooporności i w dietach redukcyjnych. Warto także wrócić do metody gotowania kaszy stosowanych przez nasze babcie: zawinąć garnek z kaszą w kołdrę, niech kasza wchłonie wodę i dochodzi do następnego dnia. Późniejsze podgrzewanie produktów już nie zmienia ilości skrobi opornej.

Kuracje oczyszczające owocowo-warzywne, na przykład miesięczne, czasem dłuższe: rzeczywiście to samo zdrowie?

Stosowane są różne kuracje owocowo-warzywne. Mogą dostarczać odpowiedniej ilości energii, czyli zgodnej z całkowitą przemianą materii danej osoby lub zbyt małej ilości energii. Dieta sokowo-warzywna to przede wszystkim dieta eliminacyjna, która nie dostarcza wymaganych makroskładników. Owoce zawierają przede wszystkim węglowodany proste, a warzywa także skrobię. Stosując dietę sokowo-warzywną nie dostarczamy białka oraz odpowiednich tłuszczów i witamin rozpuszczalnych w tłuszczach, czyli A, D, E, K. Wypity przez nas sok stanowi zatem „bombę cukrową”, której spożycie doprowadzi do znacznego wyrzutu insuliny, co jest bardzo niekorzystne i można porównać do jedzenia słodyczy czy innych produktów zawierających cukry proste. Jeżeli dieta owocowo-warzywna dodatkowo nie dostarcza wystarczającej ilość energii, wówczas powstają podobne mechanizmy obronne, jak przy głodzeniu, a spadek masy ciała zależy głównie od utraty masy mięśniowej. Dodatkowo soki są pozbawiane całości lub znacznej części błonnika, którego brak niekorzystnie wpływa na perystaltykę jelit i procesy trawienia.

W prawidłowej, tak zwanej zdrowej diecie jako źródło energii powinny być stosowane produkty zawierające węglowodany złożone, na przykład kasze, makarony pełnoziarniste, brązowy ryż, pieczywo żytnie, rośliny strączkowe. Tylko 10% energii powinno pochodzić z cukrów prostych, na przykład zawartych w owocach. Nie zalecam także zamieniania owoców i warzyw na soki. Owoce powinny być spożywane w całości, razem z elementami zawierającymi błonnik, który jest odrzucany przy produkcji soku. Wypicie jednej szklanki soku jest bardzo łatwe. Nie zjedlibyśmy z taką łatwością 1 kg buraków, marchwi czy 0,5 kg jabłek, a zwykle taka ilość produktu jest niezbędna do przygotowania szklanki soku.

Nadwaga i otyłość związane są z różnymi chorobami.

Jest to wielokrotnie powtarzane stwierdzenie, które dotyczy także moich pacjentów. Szacuje się, że otyłość dotyczy już blisko 20% Polaków. Osoby otyłe znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka rozwoju chorób kardiologicznych oraz cukrzycy typu 2. Zmniejszenie nadwagi i leczenie otyłości zapobiega rozwojowi tych chorób, a także wspomaga leczenie. Bardzo często decyzja dotycząca odchudzania podejmowana jest przez pacjenta dopiero wtedy, gdy rozwinęły się już objawy chorób, na przykład cukrzyca typu 2, nadciśnienie tętnicze, choroba niedokrwienna serca, choroba zwyrodnieniowa stawów, zaburzenia metabolizmu lipidów. Pacjenci przychodzą na wizytę myśląc w szerszych, zdrowotnych kategoriach, a dodatkowo, aby się odchudzić. Zmniejszenie masy ciała pomaga w leczeniu wielu chorób, powoduje ograniczenie lub ustąpienie objawów, umożliwia zmniejszenie dawek leków. Zwykle takie efekty stanowią dla pacjenta motywację do dalszego odchudzania.

W Centrum Medycznym EGO stworzyłam i prowadzę autorski program „Skuteczne Odchudzanie”. Program ten przeznaczony jest dla osób, które chcą zdrowo schudnąć i utrzymać ten efekt przez wiele lat. Dzieje się tak, ponieważ program oparty jest na naukowych podstawach. Trwa dwa miesiące. Celem mojego programu jest przywrócenie prawidłowego składu ciała pacjenta, czyli spalenie tkanki tłuszczowej i odbudowa tkanki mięśniowej. Prawidłowy skład ciała warunkuje bowiem prawidłowe funkcjonowanie organizmu.

Jak wygląda program?

Program jest indywidualnie dostosowany do problemów zdrowotnych konkretnej osoby, jej płci, wieku, aktywności fizycznej. Regularne spotkania z dietetykiem lub Trenerem Żywienia® w trakcie trwania programu służą edukacji pacjenta. Współpracując z pacjentem, dążymy do zmiany niekorzystnych nawyków żywieniowych oraz edukujemy w zakresie zdrowego odżywiania i prawidłowej aktywności fizycznej. Jest to postępowanie kompleksowe, a badania naukowe potwierdziły skuteczność tego programu po dwóch miesiącach i trzech latach.

Zmniejszenie masy ciała nie zawsze jest najważniejsze. Tkanka mięśniowa jest objętościowo mniejsza niż tkanka tłuszczowa. Jeżeli mamy więcej tkanki mięśniowej, niż tłuszczowej, to będziemy wyglądać smuklej przy takiej samej masie ciała. Bardzo motywujące dla pacjenta są pomiary obwodów, na przykład talii, brzucha, uda czy bicepsa – zmniejszają się w sposób zauważalny także wtedy, gdy masa ciała zmniejsza się nieznacznie.

Czy to prawda, że można być otyłym i mieć prawidłową masę ciała?

Tak, opisano zespół metabolicznej otyłości u osób, które mają prawidłową masę ciała. U osób tych występują zaburzenia metaboliczne, takie jakie występują u ludzi z otyłością brzuszną, czyli insulinooporność, hipertriglicerydemia i wyższe niż u zdrowych osób ciśnienie tętnicze. Ustalono, że osoby te mają nieprawidłowy skład ciała: zbyt małą ilość tkanki mięśniowej i nadmierną ilość tkanki tłuszczowej, głównie trzewnej. Są to osoby, które ograniczają posiłki, aby nie przytyć, a jednocześnie maja niewielką aktywność fizyczną. Stosunkowo często problem dotyczy nastolatków i młodych dorosłych. Osoby te pilnują, aby nie przytyć, więc zjadają mniejszą liczbę posiłków. Dodatkowo zamieniają zdrowe, zbilansowane posiłki na produkty bogate w węglowodany proste i tłuszcze nasycone, na przykład drożdżówka na śniadanie, zdrowy obiad, batonik na deser, a wieczorem brak kolacji. Po analizie jadłospisu stwierdzamy, że spożywają mniej energii niż ich podstawowa przemiana materii. Dlatego uruchamiane są takie mechanizmy obronne, jak przy głodowaniu, o czym opowiadałam wcześniej: metabolizm spowalnia, a organizm musi zużywać własne mięśnie do procesów metabolicznych. Gdy spożywane są posiłki o większej kaloryczności, na przykład słodycze, to organizm produkuje zapasową tkankę tłuszczową. W ten sposób zaburzają się coraz bardziej proporcje tkanki mięśniowej do tłuszczowej, jak u osoby otyłej, chociaż masa ciała jest nadal prawidłowa. Dochodzi do zaburzeń układu hormonalnego, powstają zaburzenia metabolizmu węglowodanów i lipidów, a w przyszłości, cukrzyca typu 2 i nadciśnienie tętnicze.

W jakich chorobach stosowane jest leczenie dietą?

Istnieje wiele chorób i problemów zdrowotnych, przy których dietoterapia jest istotnym wsparciem dla leczenia farmakologicznego czy chirurgicznego. Dobrze dobrana dieta może ograniczać rozwój choroby, zmniejszać objawy, a dzięki temu umożliwiać lepszą jakość życia, a często zmniejszenie dawek leków. Pracuję jako dietetyk kliniczny i zajmuję się dietoterapią pacjentów z bardzo różnymi chorobami, na przykład z chorobami układu krążenia, najczęściej nadciśnieniem tętniczym i chorobą wieńcową, cukrzycą typu 2 i insulinoopornością, niedoczynnością tarczycy, także w przebiegu choroby Hashimoto, z dną moczanową, chorobą jelita drażliwego i SIBO (zespół rozrostu bakteryjnego w jelicie cienkim), prowadzę leczenie dietetyczne w przebiegu chorób nowotworowych, jak również w niepłodności.

Napisałaś trzy książki: „Dieta garstkowa”, „9 i pół tygodnia, czyli Skuteczne Odchudzanie z Dietą Garstkową” oraz „Jedzenie to leczenie – czyli prosty przepis na zdrowie i szczupłą sylwetkę”. Czy można je kupić?

Nakład się niestety wyczerpał, ale można wypożyczyć w niektórych bibliotekach medycznych. Dostępna jest obecnie inna pozycja: praca zbiorowa dotycząca postępowania dietetycznego w chorobach nowotworowych, wydana w formie podręcznika dla lekarzy przez wydawnictwo PZWL. Napisałam tam dwa rozdziały: fakty i mity dotyczące żywienia w chorobach nowotworowych oraz profilaktyka i dietoterapia w raku tarczycy.

dr n. med. Anna Lewitt
dietetyk, Trener żywienia®, dietetyk kliniczny

Specjalizuje się w profilaktyce i leczeniu chorób przewlekłych niezakaźnych, przede wszystkim chorób cywilizacyjnych – dietozależnych: cukrzycy, choroby wieńcowej, nadciśnienia tętniczego, nowotworów oraz nadwagi i otyłości.
Prowadzi także konsultacje dietetyczne dla sportowców.

Jest doktorem nauk medycznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i założycielką Centrum Medycznego Treningu Osobistego i Dietetyki EGO. 

Centrum Medyczne Treningu Osobistego i Dietetyki – EGO
dr n. med. Anna Lewitt
Al. W. Witosa 31 lok 222
00-710 Warszawa
C. H. Panorama II piętro
tel. +48 604 644 977
www.centrumego.pl

Depresja

Światowy Dzień Walki z Depresją

Po pierwsze: fatalna nazwa tego dnia, ale o tym dalej.
O depresji powiedziano wiele. Mimo to nadal krąży mnóstwo fałszywych przekonań. W punktach podam podstawy:

Podejście naukowe:

1. Depresja jest chorobą, którą się leczy. To NIE jest zaburzenie nastroju, bo facet miał się odezwać o 15.00., minęły dwie minuty, a on nic!

Aby leczyć, potrzebna jest trafna diagnoza. Za moich klinicznych czasów diagnostami byli psychologowie kliniczni. Psychiatrzy ustawiali farmakoterapię. Teraz psychologowie na studiach nie mają zajęć w placówkach klinicznych, nie mają praktyk, na staż trudno się dostać. W czasie wizyty u psychiatry to on diagnozuje. Warto iść do takiego lekarza, który ma skończoną także szkołę terapii. Leczenie depresji polega na psychoterapii, farmakoterapii albo obu naraz.

2. Depresja może prowadzić do próby samobójczej. I NIE! To NIE prawda, że ten, kto mówi, że się zabije, nigdy tego nie zrobi. TO MIT! Wielu cierpiących ludzi szuka ratunku, wysyłając sygnały otoczeniu. Zdarza się, że ktoś podejmie nagłą decyzję i jeśli nikt i nic mu nie przeszkodzi, to robi to. Jeśli zdarzy się niespodziewany telefon czy dzwonek do drzwi, niedoszły samobójca pomysł zarzuca i często nie podejmuje drugiej próby. Niestety bywa, że niektórzy próbują do skutku.

3. Podstawą jest diagnostyka i trafne dobranie leczenia, co nie zawsze od razu się udaje. Ale! Zanim zaczniesz przyjmować leki, najpierw sprawdź kilka rzeczy w swojej krwi. Zacznij od poziomu hormonów. Taka tarczyca potrafi nieźle narozrabiać. Nadmiar prolaktyny czy brak równowagi estrogenowo-progesteronowej także daje w kość. Przy zaburzeniach nastroju oraz złym samopoczuciu psychicznym i fizycznym, warto zbadać poziom hormonów przysadkowych. Zaburzona praca nadnerczy także ma wpływ na ogólne samopoczucie.

Warto sprawdzić poziom witamin: D3 i wszystkich z grupy B, zwłaszcza B1 (tiamina), B3 (niacyna lub inaczej: witamina PP), B5 (kwas pantoneowy), B9 (kwas foliowy), B12. Ich niedobory źle działają na układ nerwowy i samopoczucie. WAŻNE! Dowiedziałam się od dr Anny Lewit, dietetyk klinicznej, że jeżeli masz poziom przy dolnej granicy normy, to znaczy, że jest we krwi, ale nie dociera do komórek i konieczna jest dobra suplementacja!

Kolejny aspekt: kiedy brałam udział w studium dotyczącym Post Traumatic Stress Disorder (zespół stresu pourazowego) na Uniwersytecie Warszawskim, jeden z wykładowców, niemiecki profesor (pracujący także z osobami z zaburzeniami osobowości), opowiedział o swoim odkryciu: otóż wielu pacjentów leczonych na depresję ma niezdiagnozowany zespół stresu pourazowego (prosty – w wyniku jednego zdarzenia, lub złożony – może występować np. u ofiar przemocy domowej).

Zwrócę uwagę na jeszcze jedną rzecz: używki. Spożywane zbyt często w nadmiernych ilościach mogą prowadzić do stanów depresyjnych, a nawet psychozy. Przy czym „zbyt często” i „nadmierne ilości” dla każdego są inne. Niewinna trawa nie jest niewinna, zwłaszcza w rękach młodych ludzi. Systematycznie palona prowadzi do otępienia, spadku życiowej motywacji i zaburzeń nastroju, a to może skutkować próbą samobójczą. Największe niebezpieczeństwo tkwi w tym, że nie da się oszacować, co na kogo i w jakich ilościach wpłynie tak, że będzie to droga bez powrotu.

4. Depresja ma różne objawy i różne ich nasilenie.

Objawy psychologiczne to lęk, długotrwale utrzymujący się zły nastrój, zniechęcenie, brak poczucia sensu, utrata zainteresowań, brak radości i cieszenia się czymkolwiek, osłabienie koncentracji, niska samoocena, brak wiary w siebie, brak widzenia perspektyw na przyszłość, poczucie winy, myśli samobójcze (czasem zrealizowane).

Objawy somatyczne to bóle w różnych częściach ciała, kłopoty trawienne, zaburzony apetyt (nadmierny lub zbyt skąpy), zmiana wagi w krótkim czasie nie spowodowana celowym odchudzaniem się, zaburzenia snu (bezsenność lub nadmierna senność), spadek libido, u kobiet zaburzenie miesiączkowania.

5. Istnieją różne rodzaje depresji:

* endogenna (nazywana wrodzoną. Źle funkcjonuje układ nerwowy, dlatego nawraca, więc pacjenci są większość życia na lekach),

* reaktywna (jako odpowiedź na trudne doświadczenie),

* poporodowa (zmiany hormonalne po porodzie),

* lękowa (tzw. agitowaną. Obciążona wysokim ryzykiem samobójstwa),

* nerwicowa (dystymia. Charakteryzuje się stałym obniżeniem nastroju, co często brane jest za cechę osobowości, a to przewlekła choroba),

* sezonowa (spowodowana brakiem światła słonecznego),

* w chorobie afektywnej dwubiegunowej (pojawia się w młodym wieku i trwa – z okresami remisji – przez całe życie),

* podeszłego wieku (spowodowana zaburzeniami w neuroprzekaźnictwie i wewnętrznym wydzielaniu. Seniorzy biorą leki do końca życia),

* depresja maskowana (na zewnątrz wszystko wygląda ok, człowiek daje radę prozie życia, chodzi do pracy, uśmiecha się, jednak w środku cierpi. Taka osoba obarczona jest ryzykiem podjęcia próby samobójczej nagłej – pisałam o tym wyżej. Jeśli próba okaże się skuteczna, otoczenie i rodzina się dziwi: przecież była wesoła, miała kochającą rodzinę, więc co się stało..?).

Samotność także sprzyja zaburzeniom nastroju. Człowiek jest stworzeniem stadnym i poza pewnymi zaburzeniami osobowości, kiedy nie ma całkowicie potrzeb socjalnych, w większym lub mniejszym stopniu, ale jednak, potrzebuje interakcji, więzi, bliskości, dotyku. Kobiety mają łatwiej: wcierają krem w twarz, balsamują swoje ciała, dotykają się. Statystyczny samobójca jest mężczyzną…

Bycie singlem to osobny, ciekawy temat. Niedługo o tym napiszę.

Podejście poza oficjalnym nurtem naukowym.

Za długo żyję i jestem zbyt dobrą obserwatorką, aby NIE wiedzieć, że istnieje dużo więcej poza oficjalnie uznaną wiedzą. Sceptycy i zwolennicy intelektu nie biorą pod uwagę, że nie wszystko wiedzą, nie we wszystkich badaniach zostały wysnute właściwe wnioski. To, czego nie widzą, nie znaczy, że nie istnieje.

Medycyna chińska w rękach fachowca działa cuda. Nadal jednak podstawą jest medycyna konwencjonalna.

Coraz powszechniej prowadzone są badania zupełnie innego typu niż do tej pory. Coraz głośniej mówi się o podejściach niekonwencjonalnych. Na przykład według totalnej biologii, depresja jest wynikiem terytorialnego konfliktu wewnętrznego z hormonalnym patem (jak w szachach: nie ma ruchu, partia nie rozegrana): mózg nie jest zdolny do walki, uciekać też nie chce, więc zastyga.

Zwolennicy metod pracy z energią rodu mają jeszcze inne podejście. Uważają, że wszystkich naszych przodków nosimy w sobie i jeśli coś się dzieje (wypadki, czarna owca w rodzie, depresja), to znaczy, że jakaś rodowa sprawa domaga się energetycznego uporządkowania.

A ja? Jestem psychologiem. Mocno stąpam po ziemi. Procesy intelektualne nie są mi obce. Ale tylu rzeczy doświadczyłam spoza świata fizycznego, że wiem na pewno: jest dużo więcej, niż sądzimy, i jest to o wiele prostsze, tylko na razie sami komplikujemy.

Na szczęście świat nauki się zmienia. Prowadzone są badania (przez „normalnych” naukowców za pomocą skomplikowanej aparatury) nad mocą intencji i grupowych działań medytacyjnych.
Od zawsze więcej czułam. Kiedyś, na imprezie andrzejkowej, „robiłam” za „Cyganka prawdę ci powie”. Nooo… Wszyscy, którzy skorzystali, byli zdziwieni… 
Moja szefowa od nieruchomości zapytała mnie, czy noga po złamaniu jest ok. Lekarz jej powiedział, że tak. A ja, że nie i ma iść natychmiast do innego specjalisty. Efekt: ponowna operacja i składanie nogi. Gdyby zaczęła używać jej takiej niezrośniętej, byłaby kaleką. 
Niedawno mojemu R. znalazłam buty, które zgubił. Na odległość. Powiedział, że gdyby nie doświadczył, że TO się stało, to by nie uwierzył 🙂 

 Dlaczego o tym piszę? Ponieważ ludzie są w stanie wierzyć w ogień piekielny i karzącego dziadka z brodą, a nie przyjmują faktu, że procesy energetyczne – bo tym jest to, co opisałam, a nie żadnymi czarami – po prostu zachodzą. Jest grawitacja, prąd, fale radiowe, WiFi. Wszystko jest nadajnikiem i odbiornikiem, człowiek też. 

Nie znam odpowiedzi na wiele pytań. Rozkminiam sens umierania ludzi o kryształowych sercach (mam pewne przemyślenia…). Uważam, że moc naszego umysłu i nasza energetyka jest niesamowita, tylko nie znamy jej potencjału. Przygnietliśmy intuicję mejnstrimowymi śmieciami. Dajemy się zastraszać (lęk jest mężem depresji). Przyswajamy to, co chcą manipulatorzy światem.

Masaru Emoto jako pierwszy już dawno temu zrobił eksperyment z wodą. Pokazał, co się dzieje z jej cząsteczkami pod wpływem działania emocji wspierających, a co się dzieje, kiedy wkroczą te destrukcyjne. My składamy się głównie z wody. Nasza Ziemia też. Pomyśl o tym. 
Różne aparatury pokazują, jak pod wpływem emocji zmieniają się reakcje w mózgu i procesy w ciele. Ba! Dowiedziono, że emocje mają wpływ na DNA, które jest nośnikiem informacji, ale równie ważna jest pamięć komórkowa.

Czyli magia jest w nas. Możemy się sami uzdrawiać. Tyle że często zbyt dużo energii by to pochłonęło, dlatego warto nabrać sił z zewnętrznym wsparciem właściwie dobranego leczenia.

Jak zapobiegać depresji:

* właściwa dieta zapobiegająca niedoborom;

* ruch! Bez ruchu nie ma życia. Jednym z elementów psychoterapii w depresji jest zachęcanie pacjentów do wysiłku fizycznego (oczywiście na ich miarę);

* życzliwość i wdzięczność jako styl życia. Oczywiście: nie dajemy się krzywdzić, bronimy się. Rezygnacja z postawy walki powoduje, że nasz mózg przestaje wyszukiwać sytuacje, w których trzeba walczyć. Dlatego też nazwa dzisiejszego dnia jest dla mnie po prostu zła. Z chorobą się nie walczy (bo najczęściej się przegra), tylko się ją leczy;

* wysypianie się i regularne odpoczywanie. Pracoholizm często jest oznaką ucieczki od bliskości i rodziny. I nie mówię o okresach wytężonej pracy, by pojechać na wakacje. Często osoby przedsiębiorcze tak się organizują: dwa miesiące wysiłek, dwa tygodnie wyjazd;

* otaczanie się wspierającymi ludźmi, odsunięcie tych, którzy podcinają skrzydła. Zobacz, kim się otaczasz, a zobaczysz, jaką energią wibrujesz. Nie masz wpływu na decyzje światowych potentatów (serio wierzysz, że Putin, UE i USA nie są dogadani? Hehe…). NIE karm się lękiem. Obawy o przyszłość miewa każdy, ale życie w poczuciu zagrożenia to prosta droga do różnorakich zaburzeń, psychicznych i somatycznych;

* przyjrzyj się swoim nawykom: czy na pewno Ci służą? Od jedzeniowych, po życiowe. Czym karmisz swój mózg?

* równowaga – dla każdego może być inna. Dla Ciebie dobra jest ta, która daje Ci poczucie spełnienia i dobrostanu.

Od jakiegoś czasu fascynuje mnie jedno z najstarszych, najprostszych, ale niełatwych sposobów opisywania człowieka i świata: energetyka Yin&Yang. Nieźle się w niej poruszam i cały czas poszerzam doświadczanie.

Jeśli uważasz ten artykuł za przydatny, możesz go udostępnić, a autorce postawić kawę klikając TU

Zapraszam na: @anna kossak autorka (Facebook) i @anna_kossak (Instagram) –niebawem w tematyce Yin&Yang zadzieje się coś więcej, tam znajdziesz informacje.

Więcej moich artykułów psychologicznych przeczytasz TU.

Napisałam dwie powieści obyczajowe z aspektami psychologii, opinie o pierwszej znajdziesz TU (nie tylko, to jeden z linków), o drugiej TU (ta zawiera elementy ezoteryczne).
Obie książki możesz zamówić u mnie.

Tantra – ki czort?

Spotkanie ciał i energii tu i teraz.

Co to jest tantra? Mnie kojarzyła się z seksem dla leniwych: nie chce im się ruszać, to sobie tak poleżą, dorabiając do tego egzotyczną filozofię hehe…

O, jakże się myliłam.

A że lubię poszerzać horyzonty, to kiedy przyszła do mnie możliwość sprawdzenia, o co chodzi – weszłam w to.

Tantra dla par.

Informacja o warsztacie spłynęła na Facebooku. Obejrzeliśmy wywiad z prowadzącymi, posłuchaliśmy, jak o tym mówią, poczuliśmy ich energię i zapadła decyzja: robimy. 

Ruch, dotyk, dźwięk, oddech.

To najprostsza i najtrafniejsza definicja tantry. Do tego dokładamy uważność tu i teraz i otwieramy się na doznania. W tangu zamiast o dotyku mówimy o objęciu. Reszta się zgadza. I warto pamiętać, że można dotykać nie tylko dłońmi. 

Dotyk z poziomu głowy, lędźwi, serca.

Na co dzień nie myślimy o tym, że możemy dotykać w różny sposób – siebie lub partnera/partnerkę. Dotyk – moim zdaniem to właśnie ten zmysł pozwala na poczucie szczęścia i zjednoczenia, ze sobą lub drugim człowiekiem. Ludzie dbają o samochód, jeżdżą na przeglądy, wykupują drogie ubezpieczenia, a kompletnie zaniedbują swój podstawowy pojazd, dzięki któremu mogą podróżować po świecie materii: ciało. Nie dbają o nie, nie doceniają jego możliwości i przydatności, a wręcz niezbędności w mistycznych doznaniach. Często zostają w dotyku na poziomie głowy. Czasem uruchamiają dotyk z poziomu lędźwi. A magia jest wtedy, kiedy umie się dotykać z poziomu serca.

Dotyk według żywiołów.

Rewelacyjne doświadczenie i poszerzenie świadomości. Ja akurat jestem bardzo wodna i powietrzna, ale uwielbiam elementy ziemi i ognia, oj tak… Mając świadomość, można urozmaicać swoje doznania. I emocje. To zdecydowanie wzbogaca zarówno jednostkę, jak i parę. Powiem więcej: nie mam wątpliwości, że podnosi wibracje całego świata.

Brak dotyku = brak szczęścia.

Kobiety mają łatwiej: głaszczą swoje ciała chociażby balsamując je po kąpieli. Czeszą swoje włosy. Wklepują kremy. Panowie pozbawiają się tych rytuałów – pewnie przez to są bardziej podatni na choroby cywilizacyjne. Moim zdaniem całe zło tego świata wynika z tego, że ludzie są niedokochani, niedopieszczeni, niewydotykani. Dlatego warto te zaległości nadrabiać. Czasy takie, że dużo osób żyje w pojedynkę. Tu akurat były warsztaty dla par, jednak myślę, że tantra może także zaopiekować się singlami. I jak się nie ma kogoś, z kim można w parze, to warto zacząć od siebie. Ludzie mają kompleksy, zaburzone poczucie własnej wartości, szukają szczęścia na zewnątrz – a to nie tędy droga. Jeśli nie akceptujesz siebie, nie wymagaj, by kto inny w pełni Cię akceptował.

Umiejętność dotyku.

Z moich obserwacji wynika, że cała masa ludzi nie umie dotykać. W naszej kulturze ciało kojarzone jest z grzechem lub próżnością. Ludzie mają kompleksy. Boją się fizycznej bliskości, mając zakodowane, że to coś złego. Jestem pewna, że wyprzytulane, wygłaskane dzieci łatwiej sobie radzą na polu relacji w życiu dorosłym. Dlatego zimny chów nie ma racji bytu. Nie jestem idealną matką. Jestem bardzo nieidealna. Ale to, co moim dzieciom dałam, to tyle dotyku, ile potrzebowały. Mogą tego nie pamiętać, jednak jak patrzę na mojego syna, w jaki sposób dotykowo traktuje swoją żonę i ich dziecko, jestem spokojna o ich szczęście.

Tantra jest intymna.

Pobudza erotyzm. Wakacyjna przygoda seksualna o świcie na plaży może wcale nie być intymna, ale spotkanie tantryczne bardzo jest. Od indywidualnej otwartości, a także umiejętności stawiania granic zależy, czy ktoś, kto nie ma swojego osobistego partnera, będzie w stanie „sparować się” tylko na taki warsztat. Granice – ważny temat! To, że czegoś nie chcę lub nie lubię, nie oznacza, że nie chcę i nie kocham partnera. On też może czegoś nie chcieć tak w ogóle lub w danym momencie i wcale to nie oznacza, że nie chce mnie. 

Dla mnie tantra to doskonałe podejście do rozwijania bliskości.

Do przejścia na głębszy poziom relacji. Do pełnej akceptacji siebie i partnera/partnerki. Do poczucia pełni jako jednostka i jako para.

Ludzie są ze sobą z różnych powodów.

Kochanie wcale nie bywa tym głównym. Czy można podgrzać nieco ostudzoną relację? Odpowiedzi pewnie będzie tyle, co par. Bywa, że po latach ludzie do siebie wracają i czasem okazuje się, że warto, a czasem, że to błąd. Z doświadczenia zawodowego i osobistego mogę powiedzieć, że jak już się przejdzie pewną granicę, to jest się gdzie indziej. Ale jeśli się na tej granicy stoi, to taki warsztat może spowodować nowe, świeże spojrzenie. Na siebie i na tę drugą osobę, a także na relację.

Co tam się działo?

Prowadzący, Hania i Tomek, wyjaśniali, demonstrowali (w ubraniach), po czym zostawiali czas, by pary, które były w zaciszu swojej alkowy, mogły popróbować, „jak to jest”. Są nagrania (ich, uczestników nie), można do nich napisać i wykupić dostęp.

3 x 2 godziny na żywo.

Taka była formuła, ale naprawdę spokojnie można sobie przerobić całość w dowolnym czasie. Do czego zachęcam. Nabywa się nowej jakości w poszerzonej świadomości. Bezcenne w dzisiejszych zwariowanych czasach. Warto szukać przyjemności tam, gdzie jest na wyciągnięcie ręki: w relacji ze sobą i bliską osobą.

Człowiek potrzebuje drugiego człowieka.

Tak po prostu jest. Jeśli ta potrzeba może być zaspokojona w dobrej jakości relacji, to warto po tę jakość sięgnąć. Oczywiście to nie jest tak, że wszyscy źle dotykają. Ja na tych warsztatach uświadomiłam sobie, że dotykam tantrycznie 🙂 Ale też lubię być dotykana, umiem przyjmować i dawać. I o to chodzi: o różne doświadczanie tu i teraz. A przyjemność jest bonusem.

Tantra to nie tylko seks.

On oczywiście jest naturalną składową wynikającą z intymnego, erotycznego kontaktu fizycznego. Jednak tantra to coś więcej. Dotyk tantryczny wcale nie musi być seksualny i erotyczny. Za to na pewno jest uważny i świadomy.

Mówi się: dobry/dobra w łóżku” – co to znaczy? Moim zdaniem wcale nie chodzi o ekwilibrystykę podczas bzykania na żyrandolu, a o jakość dotyku, jego dawanie i przyjmowanie. To składa się na sensualność i erotyzm. Wygibasy to wygibasy, nic sensualnego w nich nie ma.

Tantra to przepływ.

Jesteś dla mnie ważny/ważna, ale ja także jestem ważny/ważna dla siebie. Kiedy mi dajesz, to moje ciało Ci pokazuje, jak to na mnie działa. Kiedy ja daję Tobie, pokaż mi, jak to odbierasz. Bycie aktywnym jako dawca i biorca – to tak jak w tangu bycie aktywnym jako prowadzący i podążająca: jazda walcem albo przesuwanie szafy gdańskiej jest bardzo mozolne i mało fascynujące.

Po co to wszystko piszę?

A po to, że mam taką moją życiową misję dzielenia się tym, co uważam, że wzbogaca nasze życie. Warsztaty z Hanią i Tomkiem w tę misję się wpisują. Niezależnie od wieku (pod warunkiem pełnoletności heh), urody, profesji itp., warto się rozwijać właśnie w obszarze relacji. Wiele związków więdnie, kiedy dotyk z poziomu lędźwi nie przechodzi na poziom dotyku z serca. Fascynacja się kończy, któreś (lub oboje) stygnie, dopada nuda i finito. A może wystarczy wiedzieć, jak się świadomie dotykać..

Milabo – tu zajrzyj 🙂

P.S. 1 W lany poniedziałek przyszła do mnie taka grafika, na którą koleżanka zareagowała: „TO z tantrą raczej nie ma nic wspólnego”.

Otóż wszystko może być tantryczne. Takie zabawy są w żywiole ognia. Kwestia wzajemnych upodobań, granic, uważności i świadomości. Czyli nie łapiesz za bacik i lejesz, bo „Cię poniosło”, tylko robicie to, bo wspólnie daliście na TO zgodę, mieści się w Waszych granicach i świadomie chcecie takich właśnie doświadczeń. Jeśli jedna strona chce, a druga nie, wtedy to nie ma z tantrą nic wspólnego.

P.S. 2

Jeśli uważasz ten wpis za przydatny, możesz go udostępnić, przesłać znajomemu, a mi postawić kawę klikając TU 🙂

Moje książki zamówisz poprzez wiadomość wysłaną TU 

W moich książkach jest trochę erotyzmu… 🙂

„Pasja budzi się nocą” – psychologiczna komedia thrillerowata –
na faktach!

„Przenikanie” – uuuu… Gruby kaliber. O tym, że każdy ma sekrety, które wychodzą z cienia i że te niby proste relacje potrafią się pokomplikować, zwłaszcza relacja matka – córka i partnerska.

Chcesz? Pisz priv na fejsie.

Sekrety zdrowej skóry głowy i pięknych włosów

Włosy. Te na głowie! Ja moje traktuję jak skarb, bardzo je lubię, z wzajemnością. I oby tak zostało. Ich posiadanie to dla mnie oczywistość: od lat mam prawie do pasa, nie narzekam na gęstość i strukturę. Mogłyby się kręcić heh, ale wtedy pewnie chciałabym proste.

Z Asią Skrzypczak poznałyśmy się na tangu. Tak jakoś się dzieje, że ciągnie mnie do osób, z którymi warto porozmawiać. Bo w zasadzie jestem małomówna i nie znoszę pogaduszek o niczym. Wolę milczeć. Idąc do gabinetu na przegląd mego owłosienia – Asia jest kosmetologiem-trychologiem, czyli mega specjalistką od skóry głowy i włosów – zastanawiałam się, czego ciekawego mogę się dowiedzieć? Czy Asia ma receptę, by w tym naszym tangu zaroiło się od czarnych diabłów z gęstymi czuprynami..?

Gabinet Asi znajduje się w Warszawie niedaleko stacji metra Wilanowska.

Myłam głowę w poniedziałek, dzisiaj jest czwartek.

(Ogląda, dotyka) Ładne te włosy. Będą mięciutkie po zabiegu i głowa będzie lekka. Miałaś kiedyś peeling skóry głowy?

W życiu! A to nie jest jakieś dziwactwo? Twarz masz bez włosów, to sobie peelingujesz, ale włosy?!

Peelingiem oczyszczamy tylko skórę. Nie włosy. Nakładam ci peeling, jakbym ci nakładała farbę na odrost. Raz w miesiącu taki zabieg wystarczy, możesz go sama zrobić w domu – o ile nie masz problemów ze skórą głowy (uff nie mam…). Jeśli skóra jest zbyt tłusta, robi się peeling raz na dwa tygodnie, przy łupieżach czasem raz w tygodniu – częstotliwość zależy od tego, jaki jest problem.

Zrzut z Insta – na otwarciu gabinetu moja głowa poszła pod lupę, a właściwie pod kamerkę.

Czy te peelingi masz różne w zależności od rodzaju włosów?

W zależności od rodzaju skóry głowy (Asia często to podkreślała: problemem nie są włosy, a skóra głowy właśnie!). Mieszam je. Głównie to są kwasy, ale też enzymy, żeby rozpuścić zrogowaciały naskórek – tak, na głowie też, jak na ciele, się rogowaci. Przez to, że na głowie są włosy, trudniej ten naskórek się odkleja. Czasem robi się na głowie warstwa krystalizacji.

A to co?!

Łój, brud, kiedy skóra jest niedomyta albo używa się złych szamponów. Tworzy się taka warstewka trudna do usunięcia.

Dokładne obejrzenie skóry głowy to podstawa diagnostyki.

Jesteś przeciwniczką suchych szamponów. Moja córka twierdzi, że można ich używać, tylko trzeba umieć myć głowę.

Prawda, ale trzeba wiedzieć: jak i czym myć. Ja po suchym szamponie musiałam od razu zrobić piling, bo tak mnie skóra głowy swędziała. Jeśli używasz raz na jakiś czas, to w porządku. Jeśli często, to gorzej.

Moja córka wali suchy szampon hurtowo.

Niech przyjdzie do mnie, pokażę jej, co na tej głowie ma.

O! Dobra myśl. Czy do trychologa przychodzi się wtedy, kiedy ma się problem ze skórą głowy? Czy można, jak ja, profilaktycznie i na przegląd?

Głównie trafiają osoby, które mają problem i sobie nie radzą. Przychodzą też ci, co szukają porad w internecie, próbują różnych wynalazków w pielęgnacji – a i tak nie mogą sobie z problemem poradzić. Wtedy wprowadzamy różne działania, na przykład infuzję tlenową. Przychodzą też panie, które chcą się dowiedzieć, jakiego szamponu używać, by chronić skórę głowy. Myślą, że wszystko jest ok, a okazuje się, że nie jest. Szampon to podstawa. Ludzie nie wiedzą, jakiego używać.

To ja! Chciałabym fajny szampon. Żeby włosy się nie puszyły…

To odżywka.

i żeby były takie sypkie, a nie jak naleśnik.

Czyli bogatsze objętościowo. Szampon dobieramy do skóry głowy (!), dam ci taki dla ciebie: do blondu – ładnie utrzyma kolor, nie będą takie żółte (o matko! Są żółte???), wzmocni włosy, odbuduje. Ma witaminy, aminokwasy, odżywia. Objętość – podniesie ci się po peelingu. Nie będzie naleśnika. Za strukturę włosa odpowiada odżywka. Po regeneracji łodygi włosa – co właśnie robimy – nie będą ci się tak puszyły. Najpierw oczyszczanie skóry głowy, potem zabieg regeneracji łodygi włosa. Odżywka odpowiada za strukturę włosa. Po regeneracji łodygi nie będą się puszyły, bo będą nawilżone. Zabieg składa się z czterech etapów: pierwszy – oczyszczający, ściągamy z łuski zanieczyszczenia, metale ciężkie. W zależności od twardości wody, włosy inaczej się zachowują (teraz jestem po pilingu na tzw. myjce. Asia mnie mizia po głowie i chyba od niej nie wyjdę!). Zdejmujemy brud, włosy będą „piszczące”. Zamykamy łuskę. Potem kładziemy serum, które zawiera keratynę dziewiętnastoaminokwasową – dokładnie taką, jak nasza keratyna. Ma cząsteczki różnej wielkości, więc wnika w warstwy kory włosa tam, gdzie trzeba. Na koniec kładę maskę pielęgnacyjną. Włosy z odżywką rozczesuję przed spłukaniem, żeby dokładnie je pokryła.

Mgr kosmetolog-trycholog Joanna Skrzypczak

Jak często warto do Ciebie przychodzić na taka konserwację?

Raz na trzy miesiące, na tyle ten zabieg wystarcza. To jest rozwiązanie dla pacjentek bez większych problemów ze skórą głowy. Jeżeli komuś włosy wypadają, robimy różnego rodzaju zabiegi. Podstawą jest konsultacja. Czasem trzeba wykonać badania laboratoryjne. Jeśli są niedobory, to je uzupełniamy. A często zaczynamy od prawidłowej pielęgnacji. Pierwszy krok to dobranie szamponu. Czasami wystarczy, jak pacjentka dostanie wytyczne i widzimy się na kontroli po dwóch miesiącach. Sporo pacjentek ma łuszczycę lub łojotokowe zapalenie skóry głowy. Wtedy wchodzą specjalistyczne zabiegi, także z użyciem różnego rodzaju sprzętu. Zawsze wszystko jest indywidualnie dopasowane.

Masz sprzęt do diagnostyki i robisz różne zabiegi.

Tak, mam trichoskop – zaawansowany sprzęt do badania skóry głowy i stanu włosów. Na otwarciu gabinetu oglądałam was, żadna nie miała tragedii. Twoją obejrzymy po, zobaczysz, jaka będzie czysta. Stosuję mezoterapię mikroigłową (mini nakłucia tworzące kanaliki, dzięki którym substancje aktywne lub lek mogą łatwiej wniknąć w głąb skóry), laser LLLT (poprawia krążenie mikronaczyń, zmniejsza stan zapalnym zwiększa energię komórkową, wydłuża fazę wzrostu włosów, więc rzadziej wypadają), darsonwal (wytwarza dezynfekujący ozon, poprawia ukrwienie i odżywienie skóry), lampę UVB (do zabiegów naświetlania przy łuszczycach, łojotokach i trądzikach), karboksyterapię (m.in. udrażnia zwężone naczynia krwionośne i pomaga powstawać nowym). Ale najważniejsze: mam swoją głowę, a w niej wiedzę.

Czy warto inwestować w drogie kosmetyki? Może te z sieciówek wystarczą?

Jeżeli jest problem, to warto inwestować. Podstawowy błąd robiony powszechnie: dobieranie szamponu do włosów, a nie do skóry głowy. Przychodzi pacjentka z problemem przetłuszczania: rano umyła głowę, wieczorem ponownie nadaje się do mycia. Pytam o to, jakiego używa szamponu oraz w jaki sposób myje? Okazuje się, że raz…

…ja też myję raz! Nakładam szampon, szoruję, spłukuję i daję odżywkę. Patrzyłyśmy poprzednio, nie było źle, skóra głowy była czysta.

Zwykle bywa inaczej. Niewłaściwe mycie i cała pielęgnacja powoduje złą pracę gruczołów łojowych, nie ma czegoś, co ograniczy wydzielanie sebum. Ludzie borykają się z danym problemem, a nic nie zrobili, żeby go zniwelować. Ja sama teraz używam tylko trychologicznych szamponów i widzę różnicę. Odżywkę można z drogerii, bo nie ma znaczenia, co kładziesz na łodygę.

Ma znaczenie, bo jak chcę mieć włosy objętościowo sypkie i nie naleśniki…

to dobierasz odżywkę do włosów, a podkreślę kolejny raz: szampon do skóry głowy.

Nie spotkałam dobrej drogeryjnej odżywki.

To, jak zachowują się włosy, zależy też od umycia skóry głowy. Kiedy umyjesz szamponem trychologicznym i zastosujesz tę samą drogeryjną odżywkę co wcześniej, zobaczysz, że włosy są zupełnie inne.

Trychologiczne kosmetyki do skóry głowy i włosów.

Ja po umyciu nakładam odżywkę lub maskę, spłukuję, potem w mokre włosy jakiś olej, a po wysuszeniu wygładzam kremem bez spłukiwania…

Na łodygę możesz nakładać dużo różnych rzeczy. Chodzi o skórę głowy. Na każdym centymetrze kwadratowym masz dwieście do trzystu włosów. Każdy włos ma swój gruczoł łojowy. Najwięcej ich jest na skórze twarzy i właśnie głowy. Każdy gruczoł wydziela sebum. Dlatego warto myć skórę głowy dwukrotnie, bo pierwsze mycie nawadnia skórę i rozpuszcza brud. Jak jest od włosów gęsto, trudno za pierwszym razem dokładnie ten szampon rozprowadzić. Drugie mycie powoduje, że brud ma szansę odkleić się od skóry głowy. Zacznij myć dwa razy, zobaczysz różnicę.

Czy temperatura wody ma znaczenie?

Tak, powinna mieć około 37 stopni. Nie za gorąca, ale też nie za zimna. I na koniec nie ma potrzeby spłukiwać zimną wodą, bo odżywki mają taki skład, że zamykają łuskę. Poza tym szampon też nie otwiera łuski, więc nie trzeba się męczyć z zimną wodą. Sens ma masaż głowy wykonywany na zmianę ciepłą i zimną wodą – pobudza krążenie. To, co ci robię – wyjdzie pani zadowolona.

Nie wątpię. Miziasz mnie bardzo przyjemnie… A czy są jakieś zalecane szczotki?

Będą działały relaksująco, bo na głowie mamy dużo receptorów czuciowych. Jak ktoś cię dotknie po skórze głowy, we włosach, to czujesz to. Włosy należy czesać od skóry głowy, aby ją masować. Ale nie szorować szczotką! Najgorzej dla włosa jest, kiedy jest umyty, nie było odżywki i trzemy ręcznikiem. Szampon wymywa także lipidy odpowiedzialne za to, by włos był miękki. Bez odżywki są bardziej podatne na uszkodzenia. Dlatego jak kładziesz odżywkę na włosy po umyciu, przed spłukaniem te włosy rozczesz. Wtedy ma szansę wszędzie wniknąć, a włosy będzie się łatwiej rozczesywało. Będą zupełnie inne.

Moje inne włosy – tak, jest różnica!

Czy udało Ci się zrobić z łysego faceta osobnika z lwią grzywą?

Jeżeli jest duże wyłysienie i od dawna, to raczej trudno. Coś może odrośnie. Ale lepiej, żeby mężczyzna zaczynał (rewitalizację czupryny, panowie!) od razu, jak zauważy, że zaczyna łysieć. Na konsultacji sprawdzam diagnostycznie, czy jest aktywność mieszków włosowych. Jeśli nie są aktywne, to nie podziałamy. Więc u niektórych naszych panów na tangu nie wskrzesimy czupryny, nie zrobię z nich lwów z grzywami (adios, wizja: pełen parkiet świetnie tańczących czarnych diabłów…).

Proponujesz na pobudzenie wzrostu i kondycji włosa laser, który nie jest upierdliwy.

To jest tak zwany laser niskoemisyjny, zwany ciepłym laserem. Takie urządzenie warto mieć w domu, zwłaszcza przy łysieniu androgenowym, częstym u panów. W wielu krajach jest to urządzenie medyczne. Ma formę opaski lub grzebienia, jest dostępne w moim gabinecie. Tyle że takie naświetlanie musi wejść w nawyk, jak mycie zębów. Jeśli po 20 tygodniach nie zauważysz poprawy, możesz urządzenie oddać i otrzymasz zwrot gotówki.

Profilaktycznie – ma sens taki laser na głowie?

Tak, bo będzie stymulował włos w fazie wzrostu. Mamy cztery fazy wzrostu włosa. Faza anagenu, czyli wzrostu, jest najdłuższa. Trwa od dwóch do siedmiu lat i to jest zaprogramowane genetycznie.

Moja skóra głowy 🙂 

Ja mam włosy do pasa. Moje koleżanki nie mogą zapuścić do łopatek.

Mogą mieć skróconą fazę anagenu. Zwykle trwa od dwóch do nawet siedmiu lat. Odpowiednimi zabiegami jesteśmy w stanie spowodować, by ten włos dłużej rósł.

Czyli jak ktoś ma włosy do ziemi, to znaczy, że nie wypada po dwóch latach, tylko po piętnastu?

Włosy do ziemi są odchyleniem, bo normalnie włos rośnie około centymetra miesięcznie, więc nawet jeśli faza wzrostu trwa siedem lat, to przez ten czas urosną jakieś osiemdziesiąt centymetrów. Więc prawdopodobnie ci, co mają włosy do ziemi, mają szybszy poziom wzrostu (albo sprawniej posługują się photoshopem). Nie jest powiedziane, że będzie tak zawsze. Różne czynniki wpływają na to, w jakim tempie rośnie włos, na przykład metabolizm. Każdy włos żyje swoim życiem. Mieszki włosowe w żaden sposób nie są od siebie zależne. Na głowie masz około stu pięćdziesięciu tysięcy włosów.

To dlatego ludzie z wymyślnymi fryzurami muszą je co miesiąc – półtora przycinać, bo włosy rosną po swojemu i w swoim tempie. A co z siwieniem?

Jeżeli ktoś zauważył, że zbyt szybko siwieje, warto zbadać poziom cynku w organizmie. To on odpowiada za utrzymanie koloru, ale nadaje go melanina – tak samo jak skórze. Włosy ciemne są lepiej chronione przed promieniowaniem UV. Siwe w ogóle nie są chronione, dlatego warto je farbować. Siwy włos pochłania całe promieniowanie UV, które dociera do mieszka. Kolor z farby przechwytuje to promieniowanie. Mamy dwa rodzaje melaniny. Naturalny kolor włosów zależy od tego, w jakich one są proporcjach. Dlatego kolor potrafi się zmieniać. Kiedyś były blond, teraz są ciemne.

Ile razy w życiu wymieniają się wszystkie włosy?

Faza wzrostu, uśpienia, wypadnięcia – powtarza się dwadzieścia do trzydziestu razy. Z wiekiem też mamy coraz mniej włosów.

Jak możemy zapobiegać wypadaniu włosów wraz z wiekiem? Kobiety lubią mieć ich dużo.

Mieszki włosów się starzeją, skóra głowy też, więc warto raz na jakiś czas zrobić sobie zabieg stymulujący, na przykład mezoterapię mikroigłową, tak prewencyjnie, dwa – trzy razy w roku. Ja też sobie robię, dlatego widzisz, ile mam na czole „bejbiherów”.

Boli?

Do przeżycia. Skronie i potylica są najbardziej ukrwione, ale zarówno panie, jak i panowie wytrzymują bez problemu. Mezoterapia na twarzy boli bardziej, bo na głowie wkłuwamy się płycej. Ważne, żeby trafić do dobrego specjalisty, a nie takiego po kursach weekendowych. Ja na studiach podyplomowych dopiero po pół roku byłam w stanie właściwie odczytać obraz z trichoskopu. Pomaga mi tez kosmetologia. Znam reakcje skóry, wiem, co zmienić, jeśli nie ma poprawy. Często łuszczyca mylona jest z atopowym zapaleniem skóry, trudno na pierwszy rzut oka te dwie choroby odróżnić. Nawet dermatolodzy miewają z tym problem. Patrzeć trzeba, w jaki sposób rozkłada się rumień, zmiana skórna, na układ naczyń krwionośnych. Świąd, łupież – to kolejne częste problemy.

W życiu nie miałam łupieżu. Co to w ogóle jest?

Łupież jest chorobą przewlekłą, bardzo popularną. I co najgorsze – nawracającą. Powodują go grzyby. Na mikrobiom skóry składają się grzyby, bakterie i roztocza – a lubią różne środowisko. Jeśli będzie ciepło, wilgotno – to dobre warunki do namnażania się i kolonizowania grzybów. Łupież jest częstym efektem chodzenia spać z mokrą głową. Spadek odporności, stres – będą powodować, że łupież będzie nawracać. Dlatego powtarzam: suszyć skórę głowy. Końcówki włosów można pozostawiać do wyschnięcia. Czasem zdarza się łupież kosmetyczny, kiedy na przykład szampon jest źle spłukany ze skóry głowy albo niewłaściwie użyta pianka, lub przy zmianie kosmetyków.

Czy łupież jest zaraźliwy?

Łuszczyca, atopowe zapalenie skóry czy łupież nie są zaraźliwe. Ważne, aby kurację przeciwłupieżową przeprowadzić właściwie, bo jak za bardzo wybijemy grzyby, rozrosną się bakterie, które dla odmiany bardzo lubią pot.

Trichoskop – nie każdy gabinet go ma. Asia tak!

Zdarza się sucha skóra głowy i bardzo suche włosy. Co robić?

Przyjść do trychologa po właściwie dobraną pielęgnację. Skóra głowy rzadko jest sucha. A bardzo suchy włos występuje wtedy, kiedy ma inną strukturę, albo jest zniszczony lub źle pielęgnowany.

Odżywkę nakładamy na włos, a czy są takie do skóry głowy?

Tak, ale jest ich niewiele i są to raczej specjalistyczne produkty, w drogeriach nie do kupienia. Najważniejsze: skórę głowy myć dwukrotnie! Masując, nie szorować, bo jest wrażliwa i przy uszkodzeniu na przykład paznokciem, może wdać się stan zapalny. Włosów też nie szorować. Spływająca piana poradzi sobie z brudem. Pianę wytwarzać w dłoniach, a nie bezpośrednio na skórze.

Zanim wytworzę pianę, połowa mi wyleci.

Można stosować metodę buteleczkową: szampon + woda, wymieszać i tym polać głowę. Wtedy też zużywa się mniej szamponu, bo chodzi przecież o pianę.

Są szampony, które się nie pienią. Nie znoszę.

Jak mi się coś nie pieni, mam wrażenie, że jestem nieumyta, więc rozumiem. Tak samo nie stosujemy szamponu i odżywki dwa w jednym. Nie jest to produkt odpowiedni ani do łodygi, ani do skóry głowy. Odżywka musi mieć niższe ph, substancje nabłyszczające, silikony (tak! Dla włosów są dobre!), a to nie jest właściwe dla skóry głowy.

Zabiegi keratynowe – co o tym myślisz?

Wykorzystują wysoką temperaturę, co nigdy nie jest dla łodygi korzystne.

Pielęgnacja dziecięca a dorosła – jest różnica?

Tak, skóra ma inne potrzeby. Dorośli nie powinni stosować szamponów dla dzieci, zwłaszcza tych „przeciwłzowych”. Mają ph 7, jak łzy, dlatego nie szczypią w oczy. Dzieciom nie przetłuszcza się skóra głowy. Dorosły ma aktywne gruczoły łojowe i inną mikroflorę. W okresie dojrzewania, burzy hormonów i szaleństwa gruczołów, kiedy skóra głowy nie jest myta we właściwy sposób, pojawiają się problemy: łojotok, czy łupież. U seniorów aktywność gruczołów łojowych spada, a skóra staje się sucha i napięta, naskórek się wolniej złuszcza, inne jest rogowacenie i skóra jest bardziej szorstka. Zadbana skóra głowy to ogólna lekkość. Zachęcam.

Ostatni element: suszenie.

Podsumowując: jeśli cokolwiek cię niepokoi w stanie twoich włosów i skóry głowy – nie kombinuj, chodź do Asi!

Ta rozmowa odbyła się prawie miesiąc temu. Asia poddała moje włosy peelingowi i zabiegowi rekonstrukcji łodygi. Zaczęłam myć skórę głowy dwukrotnie szamponem, który mi poleciła. Rozczesuję włosy po nałożeniu odżywki, przed spłukaniem Efekt zabiegu się utrzymuje, włosy są miękkie i przyjemne, bardziej sypkie.

Z Asią umówisz się TU.

Joanna Skrzypczak

Mgr kosmetolog-trycholog, po 8 latach rzuciła korpo. Szukając swojego ja, po 30. skończyła studia podyplomowe: trychologia kosmetyczna.

Od sierpnia 2020 prowadzi gabinet trychologiczny, jest dystrybutorem kosmetyków trychologicznych Simone Trichology. Wykładowca akademicki WSIiZ w Warszawie na kierunku kosmetologia.

W social mediach znana jako ekspert kosmetyczny – na Instagramie ma 25 tys. obserwujących. Uczy Polki, jak dbać o siebie i włosy.

Niby nietangowo, a jednak! Część 2

Mija miesiąc, od kiedy wprowadziłam rewolucyjno-opresyjną politykę konsumpcyjną. Po co? Bo tak! Gdyby kto był dociekliwy, to TU są szczegóły.

W drodze na szczyt…

Jak coś robię, to robię na maxa albo wcale.

Dlatego weszłam w cały program dietetyczny. Nigdy w życiu nie jadłam tak dużo i tak często. Podstawowym błędem przy redukcji masy jest nadmierne ograniczanie kalorii. Jak ma w piecu buchać, jak się do niego nie dorzuca? Konar płonie, następnie się tli, a potem zostaje popiół. Trzeba do pieca dokładać. No więc mój piec jest ciągle zasilany. Moja egzystencja koncentruje się na jedzeniu, piciu 4 litrów wody z mikroelementami i sikaniu. Reszta czynności wykonywana jest niejako przy okazji. No i trenuję.

Pedałowanie mnie nudzi, ale trzeba…

Dobrze by było 5 x w tyg., ale to niemożliwe. Dodatkowo są wakacje, więc jakieś wyjazdy wpadają… Gotowych posiłków wtedy nie mam, ale jestem konsekwentna. Zgrzeszyłam raz: jak się wspięłam na Ślężę.

Smaczny grzech…

Podsumowując:

1. Wyniki badań lepsze, chociaż nie były złe. A lepsze parametry to skuteczniejsza profilaktyka. Lepsza jakość ciała. Zwiększona wydolność. Lepsze samopoczucie (ja akurat nie mam z nim problemu, ale gdyby osoby depresyjne i z zaburzeniami nastroju zaczęły od dobrze dobranej diety, efekty zobaczyłyby bardzo szybko.

BMI i masa tłuszczowa zmalała, mięśniowa niestety też. popracuję nad tym.

2. Na minusie 2 kg. Nie jest to dużo, ale podobno widać. Za to w obwodzie brzucha – 4 cm!!! Niestety aparatura pokazała, że oprócz tłuszczu spaliłam też 40 dkg mięśni, a to z powodu zaniedbania picia białkowo-enzymatycznych koktajli. Jestem najedzona, nie mam na nie miejsca! Ale trudno, wcisnę, zobaczymy efekt za miesiąc.

Koktajl proteinowy i elektrolity z mikroelementami. Lubię.

3. Tak to jest zorganizowane, że codziennie (oprócz sobót i niedziel) jadę po odbiór diety, przy okazji ćwiczę w kameralnej sali treningowej. Nie lubię, bo jestem z natury leniwa, ale widzę, że jednak się rozkręcam i coraz mniej się zmuszam, a coraz bardziej zaczynam lubić. Aaa! Straszne heh. Radochę sprawia mi taki kręciołek na ręce. Fajowy!

100 obrotów do przodu, 100 do tyłu. Liczę! Opór regulowany.

I nieźle znoszę bieżnię. Powie ktoś: a nie lepiej zasuwać w plenerze? Dla stawów na pewno nie, bo jednak to bieżnia, a nie asfalt czy chodnik, ma podłoże skonstruowane specjalnie do chodzenia/biegania. Ktoś powie: przy normalnej pracy to niemożliwe. Zapewniam: kwestia chęci i zarządzenia sobą w czasie. Moim zdaniem lepiej przez dwa miesiące dostosować tryb funkcjonowania do poprawienia jakości własnego życia niż potem tracić czas na lekarzy, diagnozy i nie zawsze skuteczne medykamenta.

4. Dzięki składnikom, które pochłaniam, nie mam ochoty na żadne śmieci, mam energię i nie jestem senna – co jest dziwne, bo mam niskie ciśnienie, a pogoda ostatnio wariuje.

Jest jeden minus.

Który może mieć znaczenie dla osób praktykujących zero waste. Dotyczy wszystkich tego typu diet, a niektórych nawet bardziej. Codziennie pozostaje góra plastiku (diety w opakowaniach steropianowych to jeszcze gorsze rozwiązanie). Mam nadzieję, że niebawem naczynia biodegradowalne zadomowią się na naszym rynku – zmierzamy do zakazu używania plastikowych jednorazówek i mam nadzieję, że do niego dojdziemy.

Widzę zmianę, która będzie moim nawykiem.

Nie doceniałam kasz! A to podobno one powodują, że nie ma się ochoty na pięterko ptasiego mleczka czy orzechowe Prince Polo. Słodycze mi jak ręką odjęło! W diecie czasem zdarzyły się dwa posiłki na słodko. Poprosiłam o jeden, w zupełności wystarczy.

Po treningu.

Z radością wkraczam w drugi miesiąc.

Niby nietangowo, a jednak! Część 1

Tango to ruch, czasem wielogodzinny. Czyli niby zdrowo. To dlaczego tak wielu z nas ma kłopoty zdrowotne i nieładną sylwetkę? Kiedy zaczynałam tangową przygodę, przez pierwszy rok tańczyłam trzy razy dziennie: na lekcji, praktyce i milondze. Albo na lekcji grupowej, prywatnej i milondze. Byłam albo w drodze na tango, na tangu lub w drodze pomiędzy tangami… Byłam smukła jak trzcinka.

Z czasem ciało przyzwyczaja się do określonego wysiłku.

Napędza się metabolizm. Ale! I to jest słowo, które rujnuje wszystko co jest przed nim! Z czasem zmniejszasz intensywność ruchu, bo „więcej umiesz i już nie musisz uczyć się tak intensywnie”. Albo Twoje treningi są „bardziej skondensowane”, lub „nie masz czasu”. Do tego zaczynasz konsumować różne rzeczy, bo przecież „masz taką figurę”, to „ci wolno”.

Masz taką figurę, dopóki prowadzisz ustalony (wcześniej, ze sobą) tryb życia.
Jak go zmienisz – utyjesz. Jedna z warszawskich nauczycielek była trzcinką, teraz jest rozłożystym dębem. Inna miewała różne etapy, teraz wygląda lepiej niż 10 lat temu. Dramaty losowe mogą znacznie zredukować masę ciała – o ile ktoś, jak ja, jest dramatospalaczem, bo są tacy, co kryzys zajadają w trójnasób. Mnie dobrze robiły miłosne zawirowania, ale chyba już wszystkie przeżyłam i dawno żadne zawirowanie nie zrobiło na mnie wrażenia.

Tłustość jest chora.
Zanim rzucą się na mnie obrońcy rozmiaru XXXL, niech przeczytają ze zrozumieniem:
* nie komentuję estetyki – de gustibus
* NIE ZNAM człowieka z nadwagą, który byłby zdrowy!
* chudość zewnętrzna MOŻE BYĆ tłusta w środku – i o tym napiszę dalej.

Ale po chu…steczkę piszę to TU?
Bo mam dobre serce 🙂 Chciałabym, żebyśmy byli zdrowi i sprawni do późnych lat. Może kogoś zainspiruję do zdrowej zmiany? Można mnie spotkać, obejrzeć, jak wyglądam dziś. Zobaczyć, jak będę wyglądała za dwa miesiące… Mnie toksyny przemiany materii oblepiają równomiernie, ale nagminnie widzi się wystające męskie brzuchy (przy często mikrawym korpusiku), rozdęte damskie talie na cienkich nóżkach… Mogą się komuś podobać, mogą komuś nie przeszkadzać, ale warto mieć świadomość, że NIE są oznaką zdrowia. Są osoby wręcz chude, które sprawiają takie wrażenie, bo nie mają masy mięśniowej, za to tę niezdrową tkankę tłuszczową, z cholesterolem, i owszem.

Są też osoby (dotyczy to pań), które chwalą się, że wszystko jedzą i są szczupłe i zdrowe. Oby. Ale z perspektywy 10 lat mojego tańczenia widzę, że niestety to „wszystko” jednak zawsze wyjdzie, prędzej czy później, w zdrowej oponce hehe…

Tłuszcz jest potrzebny.

Nie można się go całkowicie pozbyć, ale wszystko zależy od proporcji. Warto to sprawdzić. Wczoraj to zrobiłam i… Skład oraz konsystencja mojego ciała nie są dla mnie zadowalające. Generalnie jestem zdrowa. Jakieś tam guzki na tarczycy, czasem łupnie mnie w stawie jednym lub drugim… Cytologia I, ciśnienie w normie, BMI właściwe, czego się czepiać?

Proporcji masy mięśniowej do tłuszczu.

Niektórzy wmawiają innym, że „wiek robi swoje”. Zapewne, jeśli się o siebie nie dba. A ja przez ostatnie kilka lat żyłam, jakby jutra miało nie być. I jakbym miała metabolicznie napędzony organizm jak 10 lat temu. Wystarczy obejrzeć zdjęcia tangowe sprzed 10, 8, 5 lat… Nogi pań często tak samo zgrabne, ale korpus, ramiona, szyja, twarz… Ja też nie jestem taka jak 10 lat temu. I nie będę. Ale toksyn się pozbędę. Postanowione.

Próbowałam… się oszukiwać.

Słuchałam domorosłych specjalistów od diet („najważniejsze są kalorie”, „keto! Tłuszcze górą”, „lody nie tuczą”…), nie umiejących pozbyć się swoich toksycznych złogów. Coś tam ograniczałam, jakąś dietę zamówiłam, suplementy, koktaile, grupa na fejsbuku… Ostatnio pomyślałam o Ewie Chodakowskiej (jej trening chyba by mnie zmiótł z tego świata). Podsumowując: uprawiałam dłubaninę bez nadzoru. I jeśli teraz myślisz, że jakiś nadzór będę chciała Ci sprzedać – to nic z tego. Każdy robi, co uważa.

Odkryłam dla siebie rozwiązanie dostępne na wyciągnięcie ręki.

Tango jest niesamowite dlatego, że mamy w swoim środowisku wszystko i wszystkich. Mamy specjalistów, wynalazców, naukowców. I mamy tanguerę, która jest lekarzem, na dodatek zrobiła doktorat z żywienia leczniczego, a teraz robi habilitację. Nie dość, że ludzi odchudza (bez efektu jojo!), to także leczy – i ma na to stertę badań prowadzonych od 20 lat. Sama wygląda bardzo dobrze, jest reklamą tego, co robi. Nie dowierzam znajomym (lub nie), którzy wciskają drogie kremy albo urządzenia, którymi handlują, a sami wyglądają jak purchawki.

Wracając do zdrowego żywienia – do niedawna słyszałam, że ludzie jeżdżą do dietetyka do Łodzi. Warszawiacy mają na miejscu. Postanowiłam zakończyć latanie z wywieszonym jęzorem za własnymi złudzeniami, tylko wziąć się za siebie, po prostu.

Wszystko zaczyna się w jelitach.

Coraz więcej badań pokazuje, że choroby cywilizacji to dieta napchana złymi kaloriami i uboga w składniki odżywcze. Dlatego w krajach wysoko rozwiniętych ludzie z uboższych środowisk są otyli. „Życie jest za krótkie, żeby sobie odmawiać” (przetworzonych syfów, fastfoodów, chemicznych napojów…) – tylko co to za życie, jak człowiek chory? Ja się uważam za osobę, która poza grzechami generalnie zdrowo się odżywia. Okazuje się, że robię błędy żywieniowe. Mój ukochany zakwas z buraków, który uwielbiam i piję szklankę dziennie, powinnam albo rozcieńczać, albo wypić z litr wody, ponieważ skoncentrowany wcale dobrze mi nie robi…

Depresja, Hashimoto, słabe libido, choroby narządów i wiele innych – leczy się dietą!

Ja postanowiłam zadziałać prewencyjne i wziąć się za sprzątnięcie swojego organizmu, bo go lubię, o! Co wymyśliłam? Ano:

Po pierwsze: poszłam do fachowca. Koniec z domorosłymi eksperymentami. Zerwałam się bladym świtem, o 8.00. – ci, którzy mnie znają, wiedzą, że o tej porze to nawet mój pies nie otwiera oka.

Od początku wykazałam się bohaterstwem! Dostałam skierowanie na komplet badań. Ponieważ nic mi nie dolega, a jednak mam poczucie, że czasem przebadać się trzeba – wcześniejsze skierowanie na badania noszę ze sobą już trzeci rok… Tym razem je zrobię.

Po drugie: dieta. Adios pikantne skrzydełka (5 sztuk – 900 syfiastych kilokalorii), adios Prosecco (nie za duży kieliszek ponad 100 kkal.), adios mleczna czekolado… Z tym magnezem w niej to ściema (ma go tylko prawdziwa, gorzka), za to ponad 500 kkal. jest realna jak diabli. Sama gotować nie mam serca, więc weszłam w program gotowego jedzenia. Ale nie jakiegoś z internetu, o nie! Na konsultacji pani doktor zrobiła mi pomiar parametrów ciała (niedożywienie komórkowe, zatrzymana woda przy odwodnieniu komórek, za dużo tłuszczu, za mało mięśni) i na tej podstawie została dobrana właściwa dla mnie dieta. Dziś zaczęłam. Tyle jedzenia to miałam na tydzień… We właściwej diecie chodzi o to, by jeść.

Po trzecie: trening cardio. Intensywny. 5 x w tygodniu. O matko… Zaczęłam wczoraj. Tak właśnie. Milongi i zajęcia tangowe będą tylko uzupełnieniem. Czy wytrwam? Po to ta moja wypisywanka, żeby głupio mi było, choćby przed Wami…

Trochę o motywacji.

Lubisz amerykańskie poradniki? „Ważna jest motywacja wewnętrzna, a nie zewnętrzna!!!”? To nie czytaj dalej. Każdy ma swój rodzaj motywacji i może ona być zewnętrzna. Na dodatek może się zmieniać. Co ciekawe: rzadko kogo motywuje własne zdrowie, bo mamy tendencję do myślenia magicznego. Ja też. Może dlatego nie choruję? 🙂 Kolega tangowy opowiedział, że zdecydował się odchudzić nie ze względów zdrowotnych, a z powodu wstydu, że przez brzuszydło nie mógł zawiązać butów. Na mnie dobrze działał mężczyzna, jeśli mnie kręcił. Chciałam ładnie w łóżku wyglądać 🙂 Jakoś specjalnie brzydko nie wyglądam, ale mogę ładniej. Zwłaszcza że zależy mi, abym na bardzo ważnej imprezie, która odbędzie się jesienią, wyglądała jak papryczka chili, a nie rozgotowana klucha. To jest moja motywacja. I to, że sukienka koleżanki, która powinna być za duża, okazała się dobra…

Wszystko oceniamy subiektywnie, swój wygląd też. Jedni mają nadmierne kompleksy, inni bez skrępowania wystawiają swe cielesne toksyny. Okropne? Prawdziwe, ale nie będę pisać o stosowności stroju lub jej braku, tylko o motywacji. Sekret tkwi w tym, że jeśli NAPRAWDĘ czegoś chcesz, to żadne amerykańskie zaklęcia Ci niepotrzebne. Jeśli chcesz schudnąć, a wpieprzasz pączki i golonkę – to ściemniasz. Po prostu. Jeśli już chorujesz i chcesz być zdrowy, a jarasz wagon fajek – to ściemniasz. Może masz program energetyczny na chorobę? Może taka karma? Bo tylko na logikę wydaje się, że każdy chce być zdrowy, piękny i bogaty. Nie, nie każdy. Większość ściemnia. Dlaczego? To już inny temat. U mnie ze ściemą KONIEC.

„Lost boy” – tangowe i pozatangowe Anioły – aby życie było pełniejsze

W piątek razem z naszą adoptowaną Minnie pojechałyśmy na plan teledysku promującego psie adopcje (jeden teledysk już JEST, nagrany przez młodzież, niech będzie ich jak najwięcej). Pełniutką relację widzianą jej oczami i całą zdjęciową dokumentację zamieszczam na samym końcu 😃

W tym wpisie chciałabym się skupić na aspekcie bycia wrażliwym… tym razem nietangowo.

Jestem zachwycona, że wśród nas jest tyle osób traktujących zwierzęta i w ogóle dary natury jako dobro i cud. Potrzebujących jest cała masa… I tak: bez wsparcia inicjatyw kulturalnych wiele z nich nie może się odbyć. Nadal najłatwiej jest zebrać środki na chore dzieci. Chwała tym, którzy się angażują w pomoc. Ja częściej pomagam zwierzętom, bo same o siebie się nie upomną, zwłaszcza w najpodlejszych czasach w historii Polski po przemianach roku ‘89, gdzie zwierzęta są bestialsko mordowane na coraz szerszą skalę. Foki, dziki z azylu (!!!), osobiste zaproszenie na odstrzał bobrów… Nie chcę żyć w takim kraju z takimi ludźmi! O środowisko trzeba dbać,a nie je dewastować!

Foto: Grupa INCO – dbamy o środowisko.

Na szczęście są też Anioły, i to dużo ich pośród nas.

Jest takie miejsce – Akademia Tańca Tomasza Potockiego na Wolność – w którym systematycznie odbywają się milongi charytatywne (z loterią fantową – każdy los wygrywa!), z których dochód przeznaczony jest na pomoc bezdomnym kotom. Monika, szefowa interesu, weganka z ekologicznym nastawieniem do życia, działaczka społeczna – uruchomiła sklep internetowy przyjazny środowisku (zajrzyj TU). 

Nasza tangowa koleżanka Dorotka z Wrocławia stworzyła grupę ludzi, która pomaga znaleźć domy psom z przepełnionego schroniska na krańcu Polski (tym z najmniejszymi szansami, czyli dużym i często już niemłodym). To całe przedsięwzięcie: transport, domy tymczasowe, socjalizacja, leczenie, sterylizacje, zabezpieczenie przeciw pchłom i kleszczom… Na to potrzebne są pieniądze. No więc Dorotka zbiera wokół siebie ludzi, którzy deklarują comiesięczną stałą wpłatę (każde 5 zł się liczy!!!) – dzięki temu może zaplanować wydatki. Grupa się rozrasta, ma super Team. Działa od końca 2016 roku. Wyciągnęła z największej chyba mordowni 35 psiaków, z czego 20 ma już swój dom. Do tego potrzebny też jest czas. Dorotka oprócz tańczenia tanga jest konserwatorką zabytków. A przecież jej doba nie ma 40. godzin… 

Nietangowa Joanna prywatnie przygarnia porzucone zwierzęta. Ma ich pod opieką kilkanaście. Nie, to nie jest zbieractwo. Szuka im domów w miarę swoich możliwości, synowie dzielnie ją wspierają. Też je leczy i socjalizuje, bo trafiają w różnej formie. Organizuje bazarki, na których sprzedaje pozyskane różne przedmioty (np. nietrafione prezenty), a pieniądze przeznacza na utrzymanie zwierzęcej menażerii. Joanna nie ma własnego domu, tylko wynajmuje. Stoi przed dużym wyzwaniem: w nowym domu musi zbudować nowe kojce (info TU ). 

Nasza tangowa koleżanka Ida jest wolontariuszką w schronisku na Paluchu. Kawał swojego czasu przeznacza na pomoc najbiedniejszym psim przypadkom. Angażuje się w socjalizację i szukanie domów. Kto nigdy nie był w schronisku, nie wie, jak duże to wyzwanie i jakie emocjonalne obciążenie. To cudowne, że są ludzie, którzy potrafią unieść ten ciężar i powodować, że jest on nieco lżejszy.

Foto: z profilu Idy na Facebooku. 

Zechciej zrobić coś dobrego dla zwierzaków. One same sobie nie poradzą.

Ich traktowanie świadczy o naszym człowieczeństwie. Podziel się groszem. To tak niewiele, a tak wiele… Bez pieniędzy niestety niewiele da się zrobić, ale jednak coś można… Mam następujące propozycje:

1. Raz w tygodniu – żeby mniej wrażliwi nie zarzucili Ci spamowania – udostępnij post zwierzaka szukającego domu. To naprawdę działa, a nic nie kosztuje. Aktualnie – m.in. – domu szuka miły i kontaktowy Harold.

2. Weź udział w kociej milondze na Wolność. Nie chcesz nic losować? W każdej chwili możesz podarować fanty na loterię.


Foto: demotywatory.pl

3. Dołącz do adopcyjnej grupy wsparcia Dorotki. Zadeklaruj wpłatę 5 czy 10 zł miesięcznie. Takich osób jest kilkadziesiąt, robi się znacząca kwota. Dorotka zawsze wszystko dokładnie rozlicza. Grupa jest tajna i są w niej tylko osoby pomagające tym konkretnym psom. Chętnie udzielę Ci wszelkich informacji i dołączę do grupy, nie bój się pytać.

4. Masz niepotrzebne durnostojki, nietrafione prezenty, torebkę w dobrym stanie, niepasujące Ci perfumy? Przekaż na bazarek Joanny (nie masz? Wpłać na KOJCE). Ty się uwolnisz od zbędnych rzeczy, Joanna uzyska pieniądze na weterynarza czy karmę. Zorganizujemy odbiór, o to się nie martw.

Foto: blog.ipleaders.in

5. Wybierz sobie jakąś prozwierzęcą fundację i pomóż, a najlepiej pomagaj systematycznie. Można też wspomóc konkretnego zwierzaka, np. w Fundacji Azylu pod Psim Aniołem (stąd jest Minnie), chociażby przez adopcję wirtualną. Nie chcesz się deklarować? Nie szkodzi. Zawsze są dodatkowe wydatki: na diagnostykę, leczenie, itp., można wpłacać jednorazowo.

6. A może masz w swoim domu i sercu miejsce na zwierzaka? Te po przejściach miewają problemy, ale są też bezproblemowe. Nasza Minnie to słodycz i generator miłości, jedyny kłopot jest wtedy, kiedy domaga się głaskania akurat, kiedy Blanka ma korepetycje lub ja chcę jeszcze spać 😃 Albo jak naleje w dywanik – ten łazienkowy lub przedpokojowy do butów 😃 Nie dlatego, że nie była na spacerze, tylko dlatego, że lubi i już 😃 Dla nas jednak to nie jest problem, mamy pralkę 😃 Ale pewien adoptowany dżentelmen zjadł naszemu tangowemu koledze połowę tarasowych drzwi… Podziwiam ludzi, którzy w takich sytuacjach nie pozbywają się psa, tylko szukają rozwiązania. Od tego są psi behawioryści, żeby pomóc.

Można też dać dom tymczasowy. Tak bywa u nas, stąd fejsbukowa Tangowa Chatka.

Adopcja to bardzo poważna decyzja i odpowiedzialność, nie każdy człowiek jest godzien, by opiekować się istotą słąbszą i całkowicie od niego zależną.

7. Chcesz psa rasowego? Najpierw się dowiedz, czy poradzisz sobie z rasą, która Ci się podoba. Najwiecej pogryzień dzieci jest przez domowe labradory; yorki to pełnokrwiste terriery, wydaje im się, że są wielkości doga, poza tym ich pielęgnacja kosztuje; husky to psy stadne, pociągowe, potrzebują dużo ruchu i zajęć z człowiekiem, inaczej będą uciekać, bo mają tendencje do włóczęgostwa… Nawet najpiękniejszy zwierzak, najsłodszy szczeniaczek – nie jest pluszakiem, tylko czującą istotą.

Nie kupuj z pseudohodowli, bez rodowodu, bo „tylko do kochania”! Nie zgadzaj się na dowóz szczeniaka. Jedź, sprawdź, w jakich warunkach żyje suczka. Nasza Minnie była eksploatowana przez 10 lat, a potem odwieziona do schroniska (lepsze to niż porzucenie w lesie), bo rodzenie dwóch szczeniaków było nieopłacalne… Minnie ma tylko krzywy zgryz, nie wiadomo, jakim psem była kryta, ale jest duże prawdopodobieństwo, że sprzedawano szczeniaki obarczone różnymi wadami. Wydatki związane z leczeniem pokonały niejeden budżet. Stąd tak dużo porzuconych psów niby – rasowych.

Są tacy, którzy pomagają i dzieciom, i zwierzakom, a i kulturę szczodrze wspierają.

Moim marzeniem jest, aby każdy człowiek miał potrzebę zaangażowania się w pomoc, także finansową. Rzadko jest tak, żeby naprawdę nie można dać nawet złotówki. Jak się pomaga, życie jest pełniejsze, ma inne wibracje… Chciałabym, aby żaden zwierzak nie był lost

Z moich osobistych obserwacji wynika, że ten, kto wspiera zwierzęta, prędzej wesprze drugiego człowieka, niż ten, co dla czystego sumienia przekaże czasem grosz na pomoc jakiemuś dziecku. Dobre i to oczywiście. W tym przypadku dla mnie cel – pomoc – uświęca środki.

Z pozdrowieniami
(Bestyjka) Ania

A jak było na planie teledysku promującego adopcję psów? Okiem Minnie:

Foto: Instagram aktorki Olgi Bołądź

Mamusia wywiozła mnie w wielki świat! Pojechałam na plan teledysku, który będzie promował psią adopcję. Fajnie, że osoby rozpoznawalne włączają się w takie akcje. Mamusia powiedziała, że zrobi specjalny album, w którym umieści te celebryty, które zasługują, aby mieć z nami zdjęcie.

A na planie – najpierw się troszkę bałam. Mamusia to czuła, więc trzymała mnie na rękach. Usiadłyśmy na kanapie. Odwróciłam się do wszystkich pleckami, o! A było tam kilkanaście innych – dużych! – psów, wszystkie ze schroniska, dwa nadal szukające domu. Jeden spod Lublina (ten kosmaciutki), jeden z Warszawy. Oba zrównoważone, ten kudłaty bardzo wesoły – bo młodziak. Mamusia mówi, że są cudne. Ktoś chce, niech pisze do nas!

  

Posiedziałyśmy z pół godzinki – praca na planie to podobno głównie czekanie, tak powiedział Leszek Stanek, który w tym teledysku zaśpiewa. Przy nas nie śpiewał – nie wiem: dobrze to czy źle? No więc siedziałam sobie i jak już troszkę się oswoiłam z nową sytuacją, odwróciłam się do psiaków i obserwowałam wszystko z kolan mamusi.

Po jakimś czasie mamusia stwierdziła, że mam się integrować. Zapięła mi smyczkę i postawiła na ziemi, żebym sobie chodziła i się z psim koleżeństwem zapoznawała. Było nas dwie dziewczynki (oprócz mnie – miła amstafka) i dziesięciu chłopców. Oj, niektórzy troszkę awanturni między sobą! Na szczęście nad naszą gromadką czuwała pani behawiorystka Kasia (Akademia Cztery Łapy). Jak ona pięknie ogarniała nas i naszych ludzi! Tłumaczyła nasze zachowania, podpowiadała, co robić. Prawdziwa fachowczyni! Kto ma kłopot z psim zachowaniem, pewnie ma kłopot też ze swoim – Kasia da radę! Moja mamusia nie ma kłopotów, a ja jestem jej szcząsteczkiem na świateczku całym!

Zdjęcia nie były łatwe. Jak w stojącą grupę psów wbiega inny i goni go człowiek, to różnie mogło być… Dzielnie to znieśliśmy, a ja tylko troszkę za mamusią się chowałam i tylko przy pierwszym ujęciu! No może i drugim. A wcześniej, w ramach integrowania się, uznałam, że ludziowe kolana są po to, żeby mieć na nich psa! Więc mamusia mnie prowadzała na smyczy, a ja hops! Na kolana pani fotografce.

Pan aktor przykucnął, zanim się zorientował – to ja mu hops! 

Inna mamusia głaskała swojego synka, a ja hops! A co!

Że Oldze Bołądź też hopsnęłam – już wiecie.

Kto kucnął – miał mnie zaraz na kolanach. Pani behawiorystka kucnęła, żeby zrobić z nami zdjęcie – to ja hops!

Byłam najsprytniejsza! Mai Ostaszewskiej też bym hopsnęła, ale nie kucała.
Potem była przerwa na obiad. Mamusia jadła jakieś coś bez mięsa, więc nie pachniało zbytnio kusząco. Mogłam się zrelaksować.

I tak właściwie to zostałam królową dużej kanapy. Siedziałyśmy na niej tylko ja i mamusia, bo jak już się oswoiłam, to postanowiłam rządzić na dzielni i kłapałam na tych, co za bardzo zerkali w naszą stronę. Potem znowu zagrałam! Pojawiły się smaczki, więc się nie bałam i dzielnie stałam przed mamusią! Pani behawiorystka powiedziała, że jestem zuch dziewczyna! Teraz czekamy na efekt. Mamusia mówi, że jestem taką kruszynką, że może mnie wcale nie być widać. A mamusia wie, co mówi. Nie jest kruszynką, a jak grała w teledysku tangowym, to na ekranie było widać jej włosy przez 0,2 sekundy… Tu zapowiedź i troszkę (maleńką) nas widać 😃

Dotarłeś/łaś do końca? Zuch! Nie każdy podobno lubi czytać. Jak udostępnisz, z pewnością jakaś sierota dostanie potrzebną pomoc, bo to naprawdę działa…