Eliminacje do Mundialu Tango Buenos Aires 2025 i III Puchar Polski

Co znajdziesz w tym wpisie:

* Wstęp;

* Opis imprezy: miejsce, sędziowie, moje ogólne wrażenia z poszczególnych dni.

* Ponieważ pojawiło mi się sporo pytań do różnych osób, oprócz moich rozkminek dostaniesz także merytoryczne informacje. Kiedy spróbowałam uzyskać odpowiedzi na szybko, usłyszałam: „Nie odpowiem ci tak byle jak. Jeśli chcesz, zrób to porządnie i przeprowadź ze mną wywiad”. No i mamy to! Rozmowa dotyczyła kwestii organizacyjnych, link do niej znajdziesz w dalszej części. Wisienka na torcie: moja epicka wtopa 🙂  Dostałam propozycję, żeby ją zamaskować, ale nie! Każdy może się pomylić, może mu się pokałapućkać, może zlepić dwa różne kawałki w jedną całość…

Ten wywiad to przede wszystkim kawał ważnej wiedzy, która ułatwia zrozumienie istoty zawodów. I wysiłku, jaki ponoszą organizatorzy oraz uczestnicy, a także zdrową tangową rywalizację.  A tak! Udajemy, że jej nie ma, ale ona jest, także na milongach i głównie ta niezdrowa, tylko niektórzy wypierają, a inni o tym nie wiedzą. Zachęcam do posłuchania!

* Podsumowanie odbytych konsultacji i tajnej rozmowy, które – nie mam wątpliwości – są świetną podpowiedzią dla zawodników zarówno tych z doświadczeniem, jak i przyszłych: jak oceniają sędziowie, na co zwracają uwagę, co może obniżyć noty, dlaczego De Pista wygrała akurat TA para…

* Wezwanie do działania. I to jakie!

Wstęp

Moje tango jest socjalne. Takie wiesz, na milongach i maratonach, czasem festiwalach. Do niedawna nie wiedziałam, o co chodzi w Escenario i wydawało mi się, że mnie to nie interere, aż zobaczyłam świetne show w teatrze w wykonaniu prawdziwych escenariowych Maestros (dzięki temu, będąc w Buenos Aires, chętnie poszłam na kolację z przedstawieniem scenicznym i nie żałuję). Od tamtej pory lubię popatrzeć na dobrą choreografię, sprawne ciała i fajnie opowiedzianą historię.

Nigdy nie byłam na żadnych tangowych zawodach. Ba! Nie zamierzałam być. Bo po co? Wielu z tangueros zadaje sobie to pytanie i odpowiedź brzmi: po nic. Moja do niedawna też tak brzmiała. Dwa razy oglądałam relacje z Mundialu Buenos Aires i wydawało mi się, że wiem, na co patrzę.

Wydawało mi się.

Tego wydawania się nie zmieniło oglądanie na żywo warszawskich zawodów, tylko to, co zdarzyło się później. Konkretnie: wspomniane rozmowy, które odbyłam.

Relację zaczęłam tworzyć już w piątek, po pierwszym dniu. Miałam ambicję ją opublikować od razu w niedzielę, po finałach i ogłoszeniu oficjalnych zwycięzców. O ja naiwna… Przecież wiem, ile godzin to zajmuje (średnio: 16, a że nie da rady siedzieć ciurkiem, to wychodzi kilka dni), a za każdym razem jestem zdziwiona, że serio aż tyle..? Zwłaszcza że wszystkie moje treści produkuje moje serce, umysł i paluszki na klawiaturze, a nie AI. Tę czasem wykorzystuję do tworzenia grafik – na razie prostych, ale wszystko przede mną!
Edit: sama publikacja i okraszanie jej zdjęciami zajmuje kilka godzin, dlatego jeśli robię (a robię starannie) – to trwa.

Impreza

Po otrzymaniu akredytacji Ministerstwa Kultury Argentyny, Polski Związek Tanga Argentyńskiego zorganizował trzydniową imprezę, na której w części eliminacyjnej (do mundialu) i pucharowej (Polski) rywalizowało ze sobą 30 par. W części socjalnej można było uczestniczyć w milongach. Zatem od piątku 20 czerwca do niedzieli 22 czerwca 2025 Warszawa gościła uczestników eliminacji i zawodów, doświadczonych argentyńskich sędziów, DJ-ów, przedstawicielkę Ministerstwa Kultury Argentyny, Panią Ambasador Argentyny – Alicję Irene Falkowski (w dniu finałów), a także sympatyków startujących par i tangueros przybywających na milongi.

W oczekiwaniu na rozpoczęcie…
Foto: Tango Te Amo

Kategorie

Było ich pięć:

* Tango de Pista – oceniana za improwizację, connection, muzykalność i elementy tradycyjne,

* Tango Escenario – oceniana za choreografię, opowiedzianą historię, elementy sceniczne i grę aktorską,

* Vals – kategoria oceniana za interpretację muzyki granej na 3/4 i elementy charakterystyczne dla tej kategorii,

* Milonga – tu ocenie podlegał taniec w rytmie 4/4 z wykorzystaniem elementów tej kategorii,

* Solo Milonguero/Milonguera – uczestnicy i uczestniczki tańczyli z losowo przydzielonymi partnerami, ze zmianami podczas każdego utworu w tandzie, a oceniane było ogólne wrażenie współpracy i komunikacji, najważniejsze w tangu socjalnym.

W każdej kategorii zawodnicy tańczyli w rondzie, a tanda liczyła 3 utwory (oprócz Escenario – tu poszczególne pary tańczyły jeden utwór i cały parkiet należał do danej pary).

W parze to leader miał numer z tyłu na marynarce,
tylko w kategorii Milonguero partnerki dostały swoje
indywidualne  numery.
O numerach, dlaczego akurat takie – usłyszysz w wywiadzie.
Foto: Tango Te Amo

W dwóch pierwszych kategoriach zwycięzcy otrzymali puchar III Pucharu Polski oraz akredytację na Mundial Buenos Aires 2025, w pozostałych kategoriach zwycięzcy zdobyli puchar III Pucharu Polski w Tangu Argentyńskim.

Wcale nie mroczny przedmiot pożądania… 
W każdej kategorii trzy miejsca były nagradzane,
oprócz kategorii Solo Milonguero – puchar dostali
jedynie zwycięzcy, czyli najlepszy leader i follower. 
Foto: Dorota Pisula

Wstęp dla publiczności był bezpłatny.

Miejsce

Całość odbywała się na ul. Poligonowej 32 (warszawska Praga Południe, konkretnie Gocław) w dobrze znanym miejscu z organizacji innych eventów (drzewiej, przed pandemią, to był maraton El Fuego, teraz maraton De mil Amores), w przestronnej sali z dobrym parkietem i nagłośnieniem.

Sędziowie, komisja, konferansjerzy

Przewodniczącym składu sędziowskiego był Fernando Galera, tancerz i nauczyciel tanga od początku lat 90. ubiegłego wieku, organizator m.in. Festival Tango Salón Extremo w Buenos Aires. Ponadto w Jury zasiadali: Pamela Colaneri (partnerka Fernando), Fatima Vitale (Buenos Aires Tango Champion 2012 i drugie miejsce w Tango World Championship 2012) oraz Roberto Reis (maestro z 35.letnim dorobkiem).

Jeden z sędziów nie oceniał jednej z par i w rubryczce figurowało okrąglutkie zero. Dzieje się tak wtedy, kiedy zawodnicy w nieodległym czasie byli uczniami sędziego lub mają z nim powiązania prywatno-towarzyskie.

Nad całością czuwała Daniela Flavia del Casale, supervisor Mundialu BA 2025, zaś za dobór muzyki dla zawodników odpowiadał Daniel Vilarino (jak jest dobierana przy tego typu okazjach – o tym posłuchasz w wywiadzie).

Od lewej: Adrian Otocki – prezes PZTA, Fatima Vitale,
Alicja Irene Falkowski – Ambasador Argentyny, Daniela Flavia del Casale,
Fernando Galera, Roberto Reis.
Foto: Dorota Pisula

Wyniki obliczała komisja skrutacyjna w postaci dwóch Joann: Góreckiej z Polskiego Związku Tanga Argentyńskiego i Balowskiej ze Stowarzyszenia La Mirada (które to stowarzyszenie jest członkiem Polskiego Związku Tanga Argentyńskiego). Aby policzyć piątkową punktację, kiedy wszystkie pary były w komplecie i prawie wszystkie startowały w prawie wszystkich kategoriach (oprócz Escenario – tu były tylko 4 pary) – dziewczyny miały co robić.

Niestety, nie mam zdjęcia komisji skrutacyjnej, a szkoda,
bo była wizualnie atrakcyjna!

Edit: dzięki niezastąpionej Dorotce mamy zdjęcie!

Od lewej: Daniela Flavia del Casale, Joanna Górecka, Joanna Balowska.

Całość imprezy prowadzili: Michał Shevchenko (po polsku) – dyrektor zawodów (jednych i drugich) oraz Beata Maia Gellert (po angielsku i czasem po hiszpańsku) – jedna z najbardziej doświadczonych nauczycielek tanga (nie tylko w Polsce. To znaczy: także patrząc na dorobek innych europejskich nauczycieli oraz także patrząc na to, że uczy i występuje w wielu miejscach na świecie). Przyznam, że fajnie razem współpracowali. Mówione było tyle, ile trzeba, czyli nie za dużo, lekko i z humorem. Podziwiam ich za wymawianie niektórych nazwisk (Maia robiła to cudownie, te latynoskie wymawiała z takim uroczym argentyńskim seplenieniem).

Michał Shevchenko & Beata Maia Gellert.
Foto: Tango Te Amo

Zawodnicy

Przyjechali z różnych stron świata i Polacy byli w mniejszości. Zabrakło mi dostępnej listy z nazwiskami i krajami, które reprezentowali. Wiem, że była Kolumbia, Ukraina, Kazachstan, Węgry, Białoruś… Ważne: Kolumbijczycy reprezentowali Niemcy, Rodriguezy – Litwę, bo nie mogli startować w barwach swoich krajów (a dlaczego – o tym usłyszysz w wywiadzie). Z pewnością jakiś kraj (może niejeden) pominęłam. Widziałam, że byli dla siebie serdeczni, wspierali się, gratulowali sobie nawzajem. O tym, że na backstage’u tangowych zawodów panuje sympatyczna atmosfera, słyszałam już dawno. Teraz mogłam to zobaczyć.

Pary w oczekiwaniu tuż przed wejściem na parkiet.
Foto: Tango Te Amo

Kołczowie

Gracja Bryś Kołodziejczyk i Maciej Borowiec służyli wsparciem zawodnikom na zapleczu. Gracja jest znana z tego, że kiedy zasiada za dj-ską konsolą, parkiet płonie pod stopami, a gorące oddechy rozgrzanych ciał jeszcze ten pożar podsycają. Tu miała bardzo odpowiedzialną rolę: dyrygowanie rondą. To ona decydowała, kiedy po zakończeniu tandy i zrobieniu rundki wokół, zmęczeni zawodnicy mogą opuścić parkiet. Widziałam ten ich błagalny wzrok… I bezwzględny palec Gracji nakazujący dalszy marsz. Oraz ulgę, kiedy wreszcie dłoń wskazała zaplecze, czyli pozwoliła zejść…

Gracja na posterunku, Maciej przegląda listy,
wg których
 pary wychodziły w określonej kolejności.
Foto: Tango Te Amo

Zauważyłam bardzo ładny zwyczaj. Otóż przed rozpoczęciem tandy uczestnicy każdej rondy są po kolei wywoływani (to wtedy wyczytywane są ich nazwiska) i kolejne pary, u wejścia, najpierw kłaniają się sędziom wchodzą i dopiero wchodzą na parkiet. Także wtedy, kiedy wracają ponownie, bo tańczą w kolejnej kategorii.

Milongi

W skład całej imprezy wchodziły milongi nocne i popołudniowe. Nic o nich nie napiszę, bo na żadnej nie byłam (z różnych względów).

Piątek

Czyli początek całej imprezy. Jak wspominałam – nigdy nie byłam na tangowych zawodach i nawet nie zamierzałam być, ale skoro zorganizowano je pod moim nosem (mieszkam niemal po sąsiedzku), uznałam, że pójdę. Trochę byłam ciekawa, kto ze znajomych zdecydował się na start. Niektórych się spodziewałam, a ich nie było. Byli też tacy, których absolutnie bym się nie spodziewała i nie chodzi o to, że nie umieją, tylko wręcz przeciwnie. Mam na myśli Dominikę Jasik i Grzegorza Kałmuczaka, którzy jeszcze przed chwilą tańczyli na Wielkim Murze Chińskim, powygrywali mnóstwo pucharów na całym świecie, eliminacje w Buenos Aires przechodzą z paluszkiem w bucie (nomen omen! Czasem okazuje się, że paluszki potrafią samowolnie bucik opuścić… Ale to już chyba wszyscy widzieli) – myślałam: po co im Warszawa..? Oczywiście to bardzo fajne, że byli, zatańczyli i w efekcie puchar w milondze zdobyli (a w kategorii vals było blisko).

Dominika Jasik i Grzegorz Kałmuczak wytańczyli trzecie miejsce 
w kategorii Milonga.
Foto: Dorota Pisula

Zawody miały rozpocząć się o 18.00. Śmiałam się, że czekali na mnie, bo przyjechałam dość spóźniona i dopiero wtedy zaczęli. Miałam niezłe miejsce obserwacyjne, ale przyznam, że były lepsze.
Zaczęło się rondami
De Pista (były cztery). Patrzyłam sobie na pary (w końcu po to przyszłam). Niektóre bardziej przyciągały mój wzrok, inne mniej. To normalne, że nie wszystkie pary robią na nas wrażenie.

Jedna z rond w trakcie prezentacji par.
Foto: Tango Te Amo

Kiedy nadeszła kolej na kategorie Vals i Milonga, moją uwagę przykuła para, której wcześniej nie widziałam. Ale jak to możliwe? On się ruszał rewelacyjnie i to przede wszystkim on mnie przyciągnął. Nie, nie przytłaczał jej, ona była mocna i charakterystyczna, ale on… Miał w sobie to coś… A jak zatańczyli Escenario, to – moim zdaniem – pozamiatali tę kategorię (czym się podzieliłam, więc mam świadków, że sędziowie się ze mną zgodzili 🙂 ).

Moje odkrycie – kolumbijska para: Tania Gutierrez & Sebastian Avendano,
którzy w efekcie z Polski wyjechali z trzema pucharami:
zwycięskimi w kategorii Escenario i Milonga oraz z  drugim miejscem
w kategorii Vals. Sebastian dodatkowo zdobył puchar w kategorii Solo Milonguero.
Foto: Tango Te Amo

Myślę sobie: może ich w De Pista przegapiłam… Lecz kiedy podadzą wyniki, to na pewno ich rozpoznam.
A tu ZONK! Wymyślili, że to, kto przeszedł do półfinału, ogłoszą na milondze, na której nie planowałam być. Trochę się mocno wkurzyłam (i nie tylko ja). Co to za pomysł?! Organizator ogłosił, że taka forma łączy sferę rywalizacyjną z socjalną. Aj, nie spodobało mi się to do tego stopnia, że się sfochowałam i postanowiłam w sobotę uczestniczyć online. Temat ogłaszania wyników i ich późnego podawania na stronie PZTA omawiam także we wspomnianym wywiadzie (i trochę przyspojleruję: teraz inaczej na to patrzę).

Pierwsze wyniki w kategorii De Pista, czyli kto wszedł do półfinału.
Foto: PZTA

W nocy wyniki się pojawiły, ale nie ogólnodostępne, tylko na ścianie tam, gdzie była milonga. Ja zobaczyłam je dopiero następnego dnia na fejsbukowej stronie PZTA (ta internetowa leżała odłogiem, ale rozumiem, że nie zawsze wszystko da się ogarnąć). Szukam nazwiska mojej świeżo obczajonej pary na liście De Pista – nie ma… We wszystkich pozostałych kategoriach zajęli szczytowe pozycje, a tu ich brak? Nie przeszli eliminacji, a na liście ich przez przypadek obcięli? Czy nie startowali?

Wszystko się niebawem wyjaśniło (Ty jeszcze moment na to wyjaśnienie poczekaj).

Sobota

Jak postanowiłam, tak zrobiłam, czyli zostałam w domu i oglądałam online. To było nawet fajne, bo na łączach byłam z koleżankami i na bieżąco komentowałyśmy, co widzimy.
Byłam mocno zdziwiona, że niektóre pary przeszły pierwszy etap. Serio?! – pomyślałam. I żeby była jasność: nie mam nic przeciwko temu, żeby sobie wystartował każdy, komu to przyjdzie do głowy. Bo na przykład mnie przyszło! Serio.

Miałam taki pomysł, żeby kiedyś wystartować w kategorii Senior w Buenos Aires po to, aby poczuć atmosferę mundialu u źródła. Niestety, R. odmówił, relacji nie będzie. Chyba że po przeczytaniu tego tekstu postanowi jednak zachwycić się moim pomysłem i zmieni zdanie… 🙂 

Wracając do meritum: niech sobie każdy startuje, ale półfinał? Później się dowiedziałam, że musiało przejść 66% uczestników, więc skoro poziom generalnie był średni (oczywiście były też świetne pary, mówimy ogólnie), to jest, jak jest.
Na wyniki ponownie trzeba było czekać.
Dostałam w nocy zdjęcia wywieszonych kartek od
Dominiczki (moderatorka grupy na fejsie Gdzie DZIŚ tańczysz tango w Warszawie?), między innymi takie:

Jak to stwierdziła Alusia z wdziękiem: uja widać. Moim zdaniem nie widać nic,
no ale młodsze pokolenie ma lepszy wzrok 🙂 

Niedziela

Czyli finały we wszystkich kategoriach. A że mnie fochy nigdy długo nie trzymają, postanowiłam pojechać. Miałam nadzieję na dobre miejsce obserwacyjne…
Niestety wszystkie – także te słabe – były okupowane już od milongi popołudniowej. Z każdej sytuacji można wynieść coś dobrego i w tym przypadku tym dobrym było to, że z mojego słabego miejsca na oddalonym dość parapecie mogłam podpatrzeć
backstage i atmosferę tam panującą.

„Na zapleczu” pary mogły odetchnąć, a także
rozgrzać się przed występem.
Foto: Tango Te Amo

Natomiast wszystkie kategorie obejrzałam na stojąco (na chwilkę przysiadłam na chwilowo zwolnionym krześle, jednak Włoch mnie dość stanowczo przepędził, bo pojawił się jego kolega).

Finał

Piękne jest to, że zawody są nieprzewidywalne jak pogoda w lipcu nad Bałtykiem. W kuluarach krążyły pewne typy. Oj, niejeden mógłby fortunę stracić, gdyby się założył i obstawił „pewniaki”… Niektórzy liczyli na wygraną i uprzejmie mi wyszeptano na uszko, że tak się w kuluarach zachowywali, jakby już mieli pierwsze miejsce w jednej z dwóch kategorii kwalifikujących do Mundialu.

A tu zaskoczenie!

Szczególnie w wygranej De Pista.

Para z Ukrainy: Elena Sergienko & Sergiy Podbolotnyy
wygrali kategorię La Pista.
Foto: Dorota Pisula

Kurczę, w ogóle na tę parę nie zwróciłam uwagi! Na Węgrów – tak. Brigita i Carlos – wiadomix. „Moich” wyłowionych w Vals i Milonga nie było, bo wygrali tę kategorię w Turcji i nie mogli drugi raz wystartować.

A tej pary nie znam!

Wyniki finału w kategorii De Pista.
Foto: PZTA

Kiedy w półfinale zobaczyłam pary, które jak dla mnie nie miały wdzięku i techniki na półfinał, ale się w nim znalazły, pomyślałam, że chyba jednak nie wiem, na co w tym tangu patrzeć i się nie znam… No ale parę Kolumbijczyków wyłowiłam. To w końcu umiem patrzeć czy nie?

Generalnie tak, ale aż do tej pory w kategorii De Pista mocno nie.
Po mojej tajnej rozmowie już wiem, że nie na to patrzyłam, na co trzeba w tej konkretnej kategorii! Ale o tym za chwilę.

Polacy

Wszyscy uczestnicy finału we wszystkich kategoriach. Są tu nasi!
Foto: Dorota Pisula

Z tego, co się doliczyłam, było sześć „całych” polskich par i sześć mieszanych (sądząc po nazwiskach, czyli że jedna osoba z pary była Polką lub Polakiem. Ludmiłę Januszewską, mimo że pisana nie po polsku, tańczącą z Adamem Skrzeczem, zaliczyłam do par polskich, bo Ludmiła jest nasza!). Kto ciekawy, może sprawdzić szczegóły w podanych wynikach, a leniwym krótko wspomnę o poszczególnych kategoriach:

* De Pista – dwie tanguery z par mieszanych weszły do finału (z partnerami oczywiście, ale tu jest wątek polski), dwie nasze pary znalazły się blisko podium i zaliczyły bardzo udane występy. Pamiętajmy, że były dwie finałowe rondy! Każda po sześć par.

* Escenario – byłam pod wrażeniem. Owszem, para, która zmiotła parkiet już na pierwszym etapie, wygrała, ale nasi, Teresa i Jacek Binkowscy, mieli świetny pokaz!

Wyniki finału w kategorii Escenario.
Foto: PZTA

Moim zdaniem lepszy niż pierwszego dnia (to znaczy: w kategorii scenicznej tańczy się tę samą choreografię do tej samej muzyki, ale dzień dniu nierówny pod względem formy, nastroju, emocji) i tak jak pierwszego dnia nie dyskutowałabym z decyzją sędziów, tak w finale dałabym im drugie miejsce.

Teresa i Jacek Binkowscy zdobyli trzecie miejsce w kategorii Escenario.
Foto: Dorota Pisula 

Nie mam wątpliwości, że to para z ogromnym potencjałem i jeśli będą mieli środki, żeby pojechać kilka razy do BA i tam zasięgnąć nauk u najlepszych w tej kategorii, to jeszcze o nich usłyszymy.

* Milonga – w finałowej rondzie było osiem par, z czego trzy polskie i jedna mieszana. Żadna nie zamykała stawki, a Dominika z Grzegorzem zdobyli puchar i trzecie miejsce. Ludmiła z Adamem byli tuż za nimi.

Wyniki finału w kategorii Milonga.
Foto: PZTA

* Vals – na osiem par w finale mieliśmy trzy pary polskie i jedną mieszaną, z czego Dominika z Grzegorzem znaleźli się tuż za podium, a Ludmiła z Adamem tuż za nimi.

Wyniki finału w kategorii Vals.
Foto: PZTA

* Milonguero Leaders – w tej kategorii znalazł się jeden nasz polski kolega, Michał Goliński (świetny wynik i nie zamykał stawki!).

Finał kategorii  Milonguero Leaders.
Foto: PZTA

* Milonguero Followers – tutaj mieliśmy aż trzy Polki! Dziewczyny górą! Dominika Jasik zdobyła trzecie miejsce (na świecie dają za to puchar, u nas w tej kategorii dostali tylko zwycięzcy). Żadna z dziewczyn nie była ostatnia!

Finał kategorii  Milonguero Followers.
Foto: PZTA

Sensacja! Jak dla mnie: nad sensacjami!

Usiądź, pooddychaj, rozluźnij się i pilnuj kapci, żeby Ci nie spadły.

Jak myślisz, o czym teraz przeczytasz?

*

*

*

Nie, nie o stopie Dominiki, której palce na zatańczenie drugiego tanga w pierwszej kategorii Milonguero miały inny pomysł niż ona. Nie o tym, bo to nie była sensacja (na bieżąco mało kto zauważył), tylko wyzwanie dla Dominiki.

Stopa Dominiki postanowiła zakosztować wolności…
Foto: Tango Te Amo 

Nie dała palcom swobodnie hasać i kazała im zatańczyć, tak jakby się nic nie stało. Jej partner, który w tej kategorii był przypadkowo przydzielony, zorientował się, że coś się stało, dopiero wtedy, kiedy Dominika zeszła z parkietu, żeby opatrzeć stopę znaczącą parkiet krwią i umieścić z powrotem tam, gdzie w danym momencie było jej miejsce. Wszyscy chyba już obejrzeli filmik, który nagrała rewelacyjna milongowa fotografka: Dorota Pisula (Dorotko, dziękuję! Twoje zdjęcia wzbogacają moją relację). Jeśli nie, możesz zobaczyć TU  – moment naprawdę uchwycony świetnie!

Więc co jest tą sensacją?

Nie co, a kto: Jan Mężyński i jego wynik. Nasz warszawski Janek. Nie zawaham się napisać, że najmłodszy zawodnik tej imprezy. Zarówno wiekiem (tak podejrzewam), jak i stażem tangowym.

Backstage. Janek z partnerką robią rozgrzewkę.
Foto: Tango Te Amo

Janek z partnerką doszli do finału De Pista. Zamknęli finałową stawkę. Tyle że Janek tańczy… No, zgadnij, ile?

*

*

*

1,5 roku. Tak! Półtora roku. Osiemnaście miesięcy. To jest po prostu rewelacja! Zawodowi nauczyciele z dwudziestoletnim doświadczeniem zamykali eliminacyjne stawki już na pierwszym etapie, a On doszedł do finału! Czy to świadczy, że sędziowie się nie znali na tangu i jednej z dwóch sztandarowych kategorii? Do tego wrócimy.

Czas przejść do kolejnego punktu tej opowieści, czyli:

Tajne konsultacje i porady spod lady

Teraz – moim zdaniem – zaczyna się najważniejsza część tego wpisu.

Odbyłam ze znawcami, z których część była na tej konkretnej imprezie. Zatem informacje nie są tylko czysto teoretyczne, ogólnikowe, odnoszące się do tego, jak to zwyczajowo bywa. To znaczy: takie też są i uważam, że absolutnie podnoszą świadomość. To, co przeczytasz poniżej, moją bardzo podniosło. Jestem wdzięczna rozmówcom za podzielenie się, a sobie, że wpadłam na to, aby o to zapytać.

Przede wszystkim zastanawiałam się, skąd wygrana akurat tej pary? Tej, na którą w ogóle nie zwróciłam uwagi? I o to właśnie zapytałam. Projektując, że dostanę jakąś niesamowitą odpowiedź. Że coś nadzwyczajnego zrobili. Albo coś wyjątkowego się wydarzyło. Nastawiłam się, że odpowiedź będzie obszerna i zagmatwana, żeby może ukryć prawdziwe motywacje sędziów? Jakieś ich osobiste pobudki? Polityczne sympatie? Hm..? „Wicie-rozumicie”: kochamy teorie spiskowe...

Odpowiedź, którą otrzymałam, brzmiała: wygrana tej pary wynikła z punktacji.

To mnie zatrzymało.

Dopowiedzenie było takie, że w tej kategorii fantazja, precyzja, technika i uroda pary są drugorzędne, a jeśli pod wpływem fantazji tancerze wprowadzają zbędne elementy (albo z niewiedzy, na czym ta kategoria polega), to ma przełożenie na wynik, który będzie gorszy. Bo pierwszorzędne jest to, co jest w nich, w parze, razem.

Elena Sergienko & Sergiy Podbolotnyy – zdobywcy
złotego pucharu w kategorii De Pista.
Foto: Dorota Pisula

Stąd świetny wynik naszego Janka. Chłopak jest zdolny, wkłada dużo pracy w swój rozwój, chodzi na milongi i tańczy socjalnie. Sędziowie zobaczyli to coś, czego nie mieli startujący doświadczeni tancerze. I żeby była jasność: samo chodzenie na milongi sprawy nie załatwia. Wielu partnerów nie rozumie argentyńskiej idei tańczenia dla partnerki i z partnerką. Wolą figury i koncentrację na sobie.

Jestem przekonana, że ten socjalny czynnik, który Argentyńczycy mają we krwi, a my go często w ogóle nie rozumiemy, wyraża się w energii, na którą Argentyńczycy są wyczuleni. I to nie znaczy, że na milongach każdy ma tańczyć z każdym, ale to inny temat.

Abrazo. To w nim tkwi tajemnica tanga…
Foto: Dorota Pisula

Lubimy patrzeć na coś, co ma mocniejszy akcent. I oglądając kategorię De Pista, także tego szukamy. Jeśli znajdziemy, zatrzymujemy wzrok… A potem się dziwimy, że wygrała zupełnie inna para. Niedostrzeżona. Niezjawiskowa. Niewidowiskowa.

No właśnie tak!

I tu nastąpiło moje olśnienie. Bo niby wiedziałam, ale dopiero teraz dotarło jak nigdy przedtem: skoro De Pista to spotkanie socjalne na milondze i o tym jest ta kategoria, to nie jest o sportowcach, baletnicach, cyrkowcach! (Zresztą: tango w ogóle o tym nie jest i pary, które w Escenario tylko na tym bazują, mają słabe wyniki). De Pista jest o tym, że pary przede wszystkim mają ten feeling i tancerze niekoniecznie muszą być najładniejsi i najzgrabniejsi. Tańczą blisko, tradycyjnie, w połączeniu. Ze sobą. Są parą, a nie dwoma tancerzami.

Andrea Serban & Endre Szeghalmi – węgierska para,
która jako trzecia stanęła na podium w kategorii De Pista.
Foto: Dorota Pisula

Byłam zdziwiona wygraną tej akurat pary, bo przegapiłam to, o czym w tym momencie usłyszałam, przyzwyczajona jednak do bodźcowania oczu czym innym. Ich finałowa ronda chyba jest jeszcze dostępna (zerknij na stronę PZTA na Facebooku), ale nie wiem, czy te subtelności można wychwycić wirtualnie.

Rady spod lady dla zawodników, czyli na co sędziowie zwracają uwagę

Poszczególne kategorie i ich charakterystykę opisałam na początku. Tu doszczegółowię, nad czym warto popracować, jeśli się myśli o dobrej pozycji w kategorii De Pista:

Tango jest wtedy, kiedy razem płyniemy… 
Na zdjęciu Inga Pawlicka.
Foto: Dorota Pisula

* Liczy się współpraca pary, a nie umiejętności poszczególnych tancerzy. I to, czy wiedzą, co się dzieje z każdym indywidualnie i z każdym na wzajem. Czyli to nie jest tak, że leader zasuwa, a follower daje się przestawiać, tylko on proponuje, ona interpretuje, on podąża za jej interpretacją… Dla niekumatych: obejrzeć w zwolnieniu topowe pary tej kategorii.

* Feeling – nie erotyczny, tylko ten w ruchu, który daje połączenie. Kontrola, estetyka i technika oczywiście się liczą, ale wtedy, kiedy finalnie wszystko razem współgra. Czyli NIE chodzi o to, że leader próbuje zrobić siedem „enrosków”, ona biegnie giro, trochę się przewraca, więc on ją musi mocniej przytrzymać po to, żeby trzepnąć gancho, a zaraz musi przyspieszyć, żeby zdążyć na variacion. Wtedy wychodzi efekt sportowy, albo za bardzo jak z tańca towarzyskiego – niby wszystko się zgadza: kąty, linie… To jest dla oka atrakcyjne. Czasem nawet figlarne, kiedy wjedzie rumbowe bioderko, ale jednak całość bywa za sztywna, za zimna.

Jeszcze raz zwycięzcy De Pista z przepustką do ćwierćfinału Mundial Buenos Aires.
Foto: Dorota Pisula

* W argentyńskiej kulturze tanga mocno zakorzenione jest, że to partner tańczy dla partnerki. I sędziowie widzą, czy tak jest. U nas – głośno się mówi, że zawody, rywalizacja w tangu? Fuj! A co się naprawdę dzieje? Prowadzący potrafią musztrować podążające. Albo w parze rywalizują, kto „jest lepszy” i robi mniej błędów.
A w rywalizacji w tangu o co innego chodzi. Argentyńczycy rywalizują z innymi o zatańczenie z wybraną partnerką. Rywalizują, by to z nimi kobiety miały najlepsze tandy. Często Polacy się dziwią (ba! Obrażają!), że kobiety uwielbiają tańczyć z Argentyńczykami i jeśli mają wybór, to właśnie ich wybierają. Tak, uwielbiamy, bo w trakcie tandy, kiedy tańczymy, to czujemy, że jesteśmy tylko my. Tylko ja z nim i on ze mną, dla mnie. Tak tańczą, że kobiecie nie przyjdzie do głowy myśleć o potrzebie kupna ziemniaków i butów zimowych dla dziecka. A nasi? Nieważne, czy dziewczyna na tyle tańczy, by pewnie stać na nogach. Trzepią nią na wszystkie strony, walą ganczo za ganczem, żeby pokazać, jaki z niego miszcz.

Adrian Otocki, prezes PZTA wręcza puchar w kategorii Milonguero Follower,
który zdobyła Brigita Rodriguez.

Foto: Dorota Pisula

* Tradycyjne figury w bliskim objęciu. Kiedyś Agnieszka Stach i Tymoteusz Ley powiedzieli: „Wszyscy tańczymy tango nuevo” (taki tytuł miał mój wywiad z nimi, ciągle dostępny na moim blogu). I tak, starego tanga sprzed stu lat nie tańczymy, jednak volcady, colgady i zamaszystość to nie w tej kategorii.

Kategoria Milonguero. Tu oceniany jest kunszt poszczególnych tancerzy.
Foto: Dorota Pisula

Podsumowując moje kuluarowe rozmowy, wnioski są takie: na różnych pokazach widoczny jest trend łączenia Escenario z De Salon i cały czas oglądamy podniesienia, wysokie wykopy. A to powoduje, że nam się redukuje gust. Kiedyś można było docenić kroczki, feeling, muzykalność. Wypatrywało się tego, co jest między tancerzami, na pierwszy rzut oka niewidocznego. Doceniało się kunszt. Potem zaczęły się podobać fruwające kiecki, „szpagat”, szybkość giro i precyzja techniczna. I tak, jeśli między tancerzami jest to COŚ, to też lubię popatrzeć. Ale druga strona medalu jest taka, że technika wypracowana latami czy w tańcu towarzyskim, balecie czy Escenario (trzeba na siłkę pochodzić, żeby dźwignąć partnerkę) – nie ma nic wspólnego z tym, czego potrzebujemy, żeby potańczyć na milondze. Czuć różnicę, kiedy na milondze tańczy się z „escenariowcem”, który może i ładnie wygląda, pewnie prowadzi, robi trudne figury i jego ciało umie zrobić dużo więcej niż ciało kolegi z milongi, ale w tangu tradycyjnym chodzi o coś innego.

Para z Kazachstanu: Svetlana Vyrypayeva & Ilyas Baiguzhin znaleźli się tuż za podium
De Pista, zdobyli drugie miejsce w Escenario i trzecie miejsce w kategorii Vals.
Foto: Dorota Pisula

Z moich osobistych doświadczeń, jeśli chodzi o taniec z pewnym czołowym „escenariowcem” – tak, doświadczyłam. Raz. Perfekcja ruchu i postawy, ale nie tańczył ze mną. Nie było nas. Na koniec przewrócił oczami i jęcząc zapytał, kiedy przyjdę do niego na lekcje…

Dalsze wnioski są takie, że Pista, czyli nasze tangowe spotkania na milongach, stoją normalnymi ludźmi. Tango można tańczyć do śmierci i w każdej sytuacji, także kiedy jesteś w kryzysie czy żałobie. I nie trzeba na każdej milondze być w kiecce za cztery stówy z kawałka elastycznej lajkry, a już na pewno nie w brokacie. Nie każda kobieta musi mieć dziesięciocentymetrowe obcasy. Jeśli wiemy, na co patrzeć, nie w każdym pokazie musimy oglądać szpagaty (przy okazji opisu festiwalu w Zakopanem wspomniałam, że tam na pokazach nie widziałam wysokich voleo! Nawet u Los Totis, pary scenicznej, która „w wysokie umie”. Idzie nowe, czyli „stare”: niskie boleo w poziomie). Pokazy z opowiedzianą historią, jako forma sztuki – tak. Ale kiedy jesteśmy przy Pista, to jesteśmy przy milondze, która nie jest formą sztuki, tylko formą spotkania.

Radość z tanga na milondze – to jest Pista!
Foto: Dorota Pisula

Dodatek: kategoria Milonguero

Każde ciało jest inne. I nie chodzi o to, że dziewczynka różni się od chłopczyka, tylko o to, że z każdym inaczej się tańczy. Każdy inaczej prowadzi i inaczej podąża. I tak jak dużą sztuką jest takie panowanie nad ciałem, by z każdym tańczyć tak samo (czasem bardzo estetycznie), tak ten rodzaj kontroli nie jest tym, czego szukają sędziowie. Bardziej doceniają, kiedy tancerze dopasowują się do siebie nawzajem i po to jest zmiana w parach po każdym tangu, żeby zaobserwować: jest tak czy nie…

Muzyka, parkiet i dwa ciała stanowiące jedność tangową…
Foto: Dorota Pisula

Dodatek ogólny

* Jeśli myślisz o startowaniu w zawodach albo jeśli chcesz sprawiać większą przyjemność świadomym partnerkom, odróżniaj figury tangowe od milongowych i valsowych. Nie zrobisz tego „na czuja”, ale możesz się nauczyć u dobrych nauczycieli (mamy w Polsce kilku takich, lepszych od przeciętnych Argentyńczyków – a takich też mamy). Naucz się odnajdywać w różnych rytmach. Naucz się tańczyć nie tylko do rytmu, lecz także do melodii.

Tango jest smutne? Bywa. Ale często wcale nie! I to jest cudowny aspekt De Pista!
Spotkania w parze.

Foto: Dorota Pisula

* Zastanawiałam się, czy mimika ma znaczenie. I dowiedziałam się, że może tak być. Jeśli tancerka ma szczęki zaciśnięte jakby biła rekord świata w sporcie wyczynowym albo starszy pan jest przez całą tandę uchachany jak przedszkolak w piaskownicy, to może mieć wpływ na ocenę całkowitą. Mimika sytuacyjna, czyli adekwatna do momentu w utworze i tego, co się dzieje w parze, na pewno jest ceniona. Wyuczona, sztuczna – jeśli jest dobrze zagrana, przejdzie w Escenario, ale w innych kategoriach raczej nie.

Na koniec

Kategoria De Pista, odd lewej: trzecie miejsce, drugie miejsce, zwycięzcy.
Foto: Dorota Pisula

Dowiedziałam się, że Siergiej i Elena, zwycięzcy De Pista, są świetnymi nauczycielami i bardzo uważnymi tancerzami socjalnymi. Nie są w ogóle „szołowo-szaleńczy”, za to są bardzo w kontakcie.
Ich wygrana nie jest „uznaniówką” czterech osób, które się umówiły. Dostali punkty za to COŚ, co jest najważniejsze w De Pista, a na co przeciętny widz nie umie patrzeć. W tym ja. Ale teraz już wiem, więc zobaczę 🙂 

I teraz rozumiem, dlaczego niektóre pary, zjawiskowe pokazowo, w mundialu nie osiągają sukcesów.

Wezwanie

W tym roku stawiło się 30 par, więc zwycięzcy De Pista i Escenario wskakują do ćwierćfinału Mundial Tango Buenos Aires. Gdyby było par 40, weszliby od razu do półfinału. Tak, takie zasady wymyślili Argentyńczycy. Biorąc pod uwagę, że rok temu wystartowało ok. 700 par, taki awans znacząco skraca dystans do finału.

Ponieważ mamy tyle super milongowych tancerzy i tancerek, a zasady, według jakich oceniają sędziowie macie powyżej, moje wezwanie brzmi: startuj w De Pista! Na Escenario nie będę namawiać, bo poza tegoroczną parą nie widzę kandydatów, ale do Pisty? Chodźcie! Macie rok na nauczenie się. Janek w półtora załatwił sprawę, więc skoro tuptasz po parkiecie już kilka lat, sprawdź się! Dla siebie. To znaczy: dobierz sobie parę, potrenujcie i do boju! Bonus: możesz się sprawdzić w Milonguero, gdzie oceniana/oceniany jesteś indywidualnie.

To co, deal?

Wywiad

O sprawach merytoryczno-organizacyjnych posłuchasz TU – rozmawiałam z Michałem Shevchenko, dyrektorem Pucharu Polski w Tangu Argentyńskim i Preeliminares Mundial Tango BA z ramienia Polskiego Związku Tanga Argentyńskiego.

Dziękuję za teraz, do następnego razu! 

To ja, Ania 🙂  Od wielu lat prowadzę tego bloga i kanał na YouTube. Jeśli uważasz ten wpis za wartościowy, udostępnij go lub wyślij tangowym znajomym. A jeżeli postawisz mi wirtualną kawę, wesprzesz opłacenie domeny i serwera, z których korzystam – dziękuję! 

 

Magic Castle Tango Marathon – Książ 2025

                                               Jedna z malowniczych stron zamku Książ.
                                                                                        Foto: Giliane Max

Od kilku sezonów książęcy zamek w Książu właśnie w maju rozbrzmiewa tangiem. Dużo słyszałam zarówno o samej imprezie, jak i o miejscu, jednak aż do teraz nie złożyło mi się, żeby być.

                             Główna strona zamku, moim zdaniem wcale nie ta najciekawsza.
                                                                                        Foto: Tango Te Amo

Maj, jeden z najpiękniejszych polskich miesięcy, w tym roku aurą nas nie rozpieścił. W poprzednich wpisach chwaliłam się moimi konszachtami z jednym z największych żywiołów, czyli Wiatrem (że dogaduję z nim pogodę). Więcej nie będę. Istnieją pewne niepisane prawa. Jednym z nich jest to, że pieniądze, miłość i konszachty lubią dyskrecję, a chwalić się można dokonaniami własnymi, a nie nadprzyrodzonymi heh.

                        Im cięższe chmury, tym teren zamkowy jawi się bardziej tajemniczo…
                                                                                       Foto: Tango Te Amo 

Miejsce

Uwielbiam pałace i zamki. Ten w Książu uważany jest za jeden z najpiękniejszych w Europie. Nie widziałam całego wnętrza, natomiast z zewnątrz robi wrażenie, zwłaszcza połączenie części średniowiecznej z tą sprzed ponad wieku. To trzeci co do wielkości kompleks zamkowy w Polsce (wyprzedza go tylko Malbork i Wawel). Jego historia sięga XIII wieku: średniowieczna część, a raczej jej fragment, jest dostępna tylko dla zwiedzających z przewodnikiem, natomiast maraton odbywa się w ogólnie dostępnej do zwiedzania odrestaurowanej części, wybudowanej na przełomie XIX i XX wieku przez księcia Jana Henryka XV Hochberga. W części tej księżna Daisy (co znaczy: stokrotka), inaczej zwana Sissy (a tak naprawdę nazywała się Maria Teresa Oliwia Hochberg von Pless, z domu Cornwallis-West) rodziła dzieci, piła herbatki na balkonie lub tarasie i dość przyjemnie sobie żyła.

Zamek po II wojnie światowej niestety został splądrowany i zniszczony przede wszystkim przez Rosjan,
a następnie przez lud PRL-u. Nocą sprawia tajemnicze wrażenie. Mury z pewnością kryją wiele tajemnic… 
                                                                                      Foto: Tango Te Amo

Generalnie ludzie tanga nie mają tendencji do interesowania się tym, co w czasie imprezy dzieje się poza tangiem (może poza spotkaniami w podgrupach, ale i tak gadają o tangu). Ja też tak miałam. Ogłoszona swego czasu pandemia spowodowała duże zmiany w moim życiu. Także tę, że przestałam ograniczać się tylko do tanga.

                                                                              Wejście na teren zamkowy.
                                                                                       Foto: Tango Te Amo

Wybraliśmy się z R. na nocne zwiedzanie zamku. Miały być duchy i zjawy, na etapie opisu organizator uprzedzał, że będzie strasznie… Chodziliśmy w ciemności przy świetle trzech latarek. Z przodu przewodnik, z tyłu ochrona. Żartowaliśmy, że przed duchami, a tak naprawdę przed rozłażeniem się towarzystwa i utykania w ciemnych zakamarkach hehe.

                                     Zakamarki zamkowe były przygotowane do straszenia,
                                                  z historią zamku jednak miały niewiele wspólnego.
                                                                            Foto: Tango Te Amo

Nie będę opisywała szczegółów i wartości artystycznej występów zjaw i duchów, powiem tylko, że jeden bohater „strasznej” opowieści nieźle mnie wystraszył. Kiedy byłam zajęta przymierzaniem się w średniowiecznej części zamku do zrobienia zdjęcia starej kuchni (a wcale nie zabytkowej! Była zbudowana na potrzeby filmu pt. „Hrabina Cosel”), widmo nieszczęśnika, którego ciało znaleziono pod podłogą w sypialni księżnej, niepostrzeżenie do mnie podeszło i swoimi trupimi dłońmi chciało wziąć za rękę….).

                                                                 Na zdjęciu: kuchnia, przewodnik i widmo.
                                                                                    Foto: Tango Te Amo

Moim zdaniem warto doznać czegoś innego niż w tradycyjnych zwiedzaniach, a ta wycieczka była nieszablonowa. Jeśli wrócę do Książa, chciałabym zwiedzić zamek normalnie, za dnia, żeby zobaczyć między innymi od środka to, co podczas nocnego zwiedzania widziałam z zewnątrz (czyli m.in. balkon z widokiem na ogromny ogród, na którym księżna Daisy piła herbatkę, a pod nim gzymsy pokoi przyszykowanych w czasie II wojny światowej dla Hitlera).

                                   Po lewej stronie część średniowieczna, po prawej balkon księżnej Daisy
                                    i okna komnat dla Hitlera.
                                                                                    Foto: Tango Te Amo

Miejsce, w którym tańczyliśmy, znajdowało się tak trochę z boku od wejścia głównego. Dojście było dobrze oznakowane. Wstępu strzegli zamkowi strażnicy, przepustką była maratonowa bransoletka i trzeba przyznać, że skrupulatnie pilnowano, aby nikt niepowołany się nie przedostał (tym bardziej, że w sobotę była Noc Muzeów i zamek miał wyznaczoną trasę zwiedzania tuż obok naszego maratonu).

               Rejestracja rozpoczęła się w piątek o 17.00. Razem z R. jako pierwsi odebraliśmy bransoletki –
               jeszcze nigdy nie byłam pierwsza !
                                                                                   Foto: Tango Te Amo
                                             

Sala taneczna robiła wrażenie: ogromne okna wpuszczające dzienne światło, świetny parkiet, niezłe nagłośnienie (czasem tylko niektórzy DJ-e nie zwracali uwagi, że ludzie są głośniej, więc warto podgłośnić muzykę – to jest uwaga bardziej na przyszłość, także dla innych DJ-ów), osobne miejsce z szatnią (wspólną dla wszystkich, ale że wisiały ubrania na wielu ustawionych podłużnych wieszakach, można było w miarę dyskretnie zmienić sukienkę czy spodnie), duży hall z miejscem na bufet z owocami i ciasteczkami, oddzielne podwójne pomieszczenie ze stołami, gdzie odbywała się konsumpcja zup i pierogów.

                                                Pierwsza milonga maratonowa, ludzie powoli przybywali…
                                                                                  Foto: Tango Te Amo

Tu od razu odniosę się do cateringu: zachwalałam go, jako kultowy. Z całą pewnością podawanie owoców na lustrach w złotych ramach, które służyły za tace, było pomysłem awangardowym i bardzo urokliwym. Reszta – cóż… Organizator utrzymał cenę sprzed trzech lat, a koszty poszły w górę pewnie trzykrotnie, zatem nie może być tanio i kultowo, więc było skromniej (ale były codziennie dwie smaczne zupy dostępne przez długi czas).

                        Lustra pełne owoców (podobno przerobiliśmy ich 350 kg) uruchamiały żądzę także paprazzich.
                        Zwłaszcza arbuzy znikały w tempie ekspresowym.
                                                                                        Foto: Tango Te Amo 
                                                

Wracając do miejsca: urokliwe, niezwykłe, bajeczne, magiczne. Ogromne tereny spacerowe dają możliwość podziwiania bujnej roślinności i robienia fantastycznych zdjęć. Niestety nie dotarliśmy do punktu widokowego, zdjęć zamku nocą też zrobiłam tylko kilka – czuję niedosyt. Chcę wrócić!

                                              Zdjęcie zrobione z punktu widokowego. Zazdraszczam ujęcia.
                                                                                 Foto: Krzysztof Erszman

DJ-e i muzyka

Spotkało mnie osobiście coś wyjątkowego. Otóż dwaj DJ-e: Patxi Manez na pre party, a Paweł Biel w piątek, zagrali tandę z moim najukochańszym tangiem, które – nie wiedzieć dlaczego – jest grane bardzo rzadko. To tango ma w sobie delikatność oraz pazur i wyraża wszystko: czułość, tkliwość, tęsknotę, namiętność, miłość, oddanie i dominację… Kto wie, jakie to tango? No dobrze, nie będę się droczyć: to „Pescadores de perlas” Florindo Sassone, oryginalną wersję posłuchasz TU (Paweł mi powiedział, że to tango stało się modne, więc mam nadzieję częściej je tańczyć, tyle że nie tak łatwo ułożyć z nim tandę – ale to już nie moje zmartwienie heh).

                                                       Jako pierwszy DJ parkiet rozpalił Marcin Darkowicz.
                                                                                Foto: Tango Te Amo

Nie byliśmy na wszystkich milongach. Trochę szkoda, bo na milondze open air grał duet poznańskich M&M’sów, czyli Magda i Maciek Szymańscy (grają fajnie, energetycznie, bez „smędolenia”), a na popołudniowej Beba, czyli Beata Darkowicz (w Sopocie zgrała tak, że nawet zagorzali tradycyjni talibowie ochoczo pląsali do alternatywy). A nie szkoda o tyle, że poza parkietem też można spędzić przyjemny, leniwy relaxing time.

            W drodze na popołudniową milongę obowiązkowy przystanek był w przyzamkowej kawiarni.
            Różane lody księżnej Daisy miały iście książęcy smak…
                                                                                  Foto: Tango Te Amo

Każdy z DJ-ów chce, by jego muzyka porwała tańczących. Każdy tanguero może mieć inne upodobania, dlatego nie oceniam, który Dj był najlepszy. Stwierdzam jedynie, że:

* Na pre party grał Patxi Manez i parkiet był pełen (tu catering był na wypasie!). Niestety odezwała mi się kontuzja stopy, której nabawiłam się, forsując nogi w obcasach w Sopocie (nie dało się zejść z parkietu, to miałam za swoje). Pisałam o tym na bieżąco. Dostałam wiele zapytań o stan mojej nogi. Ujęliście mnie swoją troską, dziękuję i informuję, że Wasze podpowiedzi nie tylko uspokoiły moje obawy (zdrętwiały palec u nogi w tangu nie jest niczym fajnym), ale także się sprawdziły co do ustąpienia kontuzji (już prawie całkowicie doszłam do stanu pierwotnego). Tak więc obcasy założyłam na jedną tandę w czwartek, maraton przetańczyłam bez.

* Piątek należał do dwóch DJ-ów: najpierw zagrał Marcin Darkowicz, potem Paweł Biel. Kawałek historii Marcina jest taki, że kiedy wszyscy grali tradycję, on wybierał alternatywę. Teraz, kiedy więcej jest w tangu muzyki pozatangowej, Marcin gra tradycję… I świetnie mu to wychodzi. Paweł z kolei jest starą gwardią polskiego środowiska tangowego. Kiedyś grywał na kultowej Chłodnej w Warszawie, potem trochę zniknął, od niedawna jest go więcej i dobrze. Obydwoje z R. uważamy, że obaj zagrali świetnie.

* Sobota to wspomniany flashmob na powietrzu i popołudniówka. Łóżkowo-barowa pogoda nas zatrzymała, ale najwytrwalsi nie dali się i mimo chłodu tangolili, niektórzy nawet dość mocno rozebrani. Deszcz zagonił ich na końcu w podcienia, ale nie szkodzi, służby operacyjne doniosły, że plenerowa całość się podobała.

Wieczór rozpoczęła Iwona Kaj. Trafiliśmy na tandę, w której myśleliśmy, że będą same tango vals, a tu nie dość, że zaskoczyły nas różności, to jeszcze cały parkiet, z nami włącznie, tańcnął cortinę… Zwykle towarzystwo po tandzie płynnie opuszcza parkiet, a tu wszyscy płynnie zostali 🙂 Druga część wieczoru muzycznie należała do organizatora. Mateusz Stach zasiadł za konsoletą i energetycznie dał czadu, jak to się ładnie mówi: z grubej rury.

* Niedziela to czas pożegnań. Popołudnie zagospodarował Patxi Manez, który grał trochę klasycznie, trochę nie i był oklaskiwany za to drugie trochę. Wieczór przejął Krzysztof Rumiński, ale wtedy już byliśmy w drodze do Warszawy…

                    Przed pożegnaniem Aliszja zrobiła nam mini sesję. Moja nowa torebusia robiła furorę.
                                                                                          Foto: Aliszja Ka

Zamieszanie

Mój wpis nie byłby kompletny, gdyby nie pojawił się story telling baj mła.

Otóż: początkowa wersja naszego pobytu była taka, że wracamy po after party, nocujemy u Gosi i w poniedziałek rano jedziemy do Warszawy. Ale jakoś tak zaczęliśmy przebąkiwać, że może jednak pojedziemy wcześniej… Moja stopa miała dość, Gosi kości też, R. stwierdził najpierw, że zostajemy, potem, że nie. Ja wolałam wracać. Decyzja zapadła: wracamy, tylko jeszcze jakieś ostatnie ogarnianie, w tym siusiu. I tak mnie naszło w ustronnym miejscu, że właściwie skoro R. i Gosia chcieli zostać, to zostańmy! Zadowolona z siebie powiedziałam Gosi, że jednak zostajemy, tylko jeszcze powiedzmy R. A on na to, że nie! Podjęliśmy decyzję, że jedziemy, to jedziemy! No i zrobił się galimatias. Gosia w niedosycie, bo najpierw chciała jechać, ale jednak wolała zostać. Ja zawiedziona brakiem zachwytu nad moją elastycznością. R. wkurzony zawracaniem gitary. Ech, ci mężczyźni…

Kim jest Gosia?

To doświadczona, bardzo dobrze tańcząca tanguera, jedna z wolontariuszek maratonu i sympatyczna koleżanka.

               Kosmetyki pielęgnacyjne i do makijażu – Gosia doradzi, dobierze i możesz u niej zamówić.
                                                                                       Foto: Aliszja Ka

Gosia Niementowska to także znawczyni kosmetyków, pielęgnacji twarzy i makijażu. W tym przypadku szewc bez butów nie chodzi i Gosia ma piękną wypielęgnowaną cerę, stosowny makijaż i zawsze promienny wygląd. Dziewczyny – jeśli jesteście na imprezie, na której jest Gosia, korzystajcie! Umawiajcie się na konsultacje, zamawiajcie kosmetyki dobrej jakości – Gosia wie, co polecić do jakiej cery i jakiego typu urody, a i stylizacyjnie może coś podpowiedzieć, zwłaszcza że ma u siebie różne skarby. Moja słodka torebusia jest właśnie od niej!

Noclegi

Generalnie maratończycy zatrzymują się w trzech obiektach: w hotelach „Zamek Książ” (nie jest w zamku, tylko obok) i „Ośla brama” (w takiej samej odległości jak ten pierwszy) na terenie zamkowym oraz w hotelu „Maria”, oddalonym o ok. 3 km. Tamte dwa są bliżej, za to ten trzeci ma basen i saunę. Można też znaleźć tanie miejsce w Wałbrzychu, z którego jeżdżą taksówki różnej maści. Czyli ogólnie jest gdzie spać. Jasne, że najwygodniej jest, kiedy śpi się na miejscu. W zamku niestety nie udostępniają książęcych sypialni, pozostaje podejść te kilkadziesiąt kroków lub dojechać. Uważam, że sama impreza jest tego warta.

My nocowaliśmy w hotelu „Maria”: duży wygodny pokój, dojazd do zamku w kilka minut, byliśmy zadowoleni.
                                                                                     Foto: Tango Te Amo

Podsumowując

Uważam, że miejsce na maraton jest fantastyczne i raz w roku naprawdę warto tu przyjechać. Atmosferę tworzą ludzie, a w przyjemnym miejscu łatwiej o dobry zabawowy nastrój. Nigdy i nigdzie nie jest tak, żeby totalnie wszyscy bawili się ze wszystkimi. Zawsze są ludzie bardziej i mniej otwarci. Tu zdecydowana większość była bardziej otwarta. Mam nadzieję, że za rok znowu się spotkamy, zwłaszcza że termin już jest podany!

                                                                            Grafika z grupy organizatora.

Mam nadzieję, że organizator (Mateusz Stach przy niezastąpionym wsparciu wolontariuszy) posłucha kilku podszeptów i za rok spotkamy się w równie licznym lub jeszcze liczniejszym gronie.
Imprez jest dużo, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Książ jest jeden, chociaż oczywiście są także inne majowe eventy. Mam propozycję, aby już dziś
zaplanować tangowy maj, w tym książęcy Magic Castle Tango Marathon 2026…

Mam na imię Ania, od wielu lat prowadzę bloga Tango Te Amo i kanał na You Tube (tam możesz posłuchać kilka rozdziałów mojej książki pt. „Pasja budzi się nocą). Jeżeli lubisz mnie czytać, chętnie wypiję z Tobą wirtualna kawę (TU), co wesprze opłacenie przeze mnie serwera i domeny, dzięki czemu mogę publikować. 
Dziękuję i do następnego razu 🙂

 

Sopot Tango Weekend – maj 2025

Czekałam na tę imprezę z kilku powodów. Jeden z nich to taki, że lubię Bałtyk i spacery plażą, a nie byłam nad naszym morzem ponad dwadzieścia lat… W międzyczasie na wybrzeżu odbyły się dwie imprezy, na których miałam ochotę być, ale jedna nie pasowała mi ze względu na termin, a bytność na drugiej uniemożliwiło przeziębienie R.

Tym razem nic nam planów nie pokrzyżowało i pojechaliśmy.

Organizatorzy

Foto: Gdynia Tango Festival, impreza, na którą jeszcze nie dotarliśmy

Cieszyłam się na ten wyjazd także ze względu na nich: Beatę i Marcina Darkowiczów. Wcześniej nie mieliśmy okazji bliżej się poznać, a chciałam. Zwrócili moją uwagę już jakiś czas temu, kiedy okazało się, że nie są zwykłymi tancerzami bywającymi na maratonach czy festiwalach, lecz angażują się w rozwijanie naszego środowiska. A nie jest to wcale takie oczywiste, że ten, kto ma szkołę tańca czy nawet szkołę tanga, dba o rozwój (własny też). Niektórzy zachowują się, jakby byli organizatorami za karę… W tym przypadku tak nie jest, a prawda pokrywa się z dobrym wrażeniem! Obydwoje są pełni zapału, dobrej energii i widać, że ich impreza cieszy nie tylko gości, ale także ich samych (a z tym znowu: u różnych organizatorów różnie bywa, oj, różnie…). Atmosfera była świetna i na moje oko uczestnicy podzielali moją opinię.
Wspomnę też Alka, syna Beaty i Marcina: był bardzo dzielny na swoim posterunku, dbał o porządek i zaopatrzenie bufetu. Poza tym widać było, że cała trójka jest bardzo blisko ze sobą emocjonalnie. A jak rodzina jest zgrana, to każde dzieło ogarnie. Do tego zaangażowanie wolontariuszy, pyszne świeżo pieczone ciasta, trunki wszelakiego rodzaju pochłonięte w ilości ponad 80 butelek… Nie mam wątpliwości, że te cztery dni wymagały dużo nakładów i wysiłku, ale efekt naprawdę był imponujący. 

Foto: zrobione w niedzielę po południu, czyli pod koniec imprezy, a i tak jeszcze były
zarówno przekąski, jak i trunki…
 

Weekend

Rozpoczął się już w czwartek. My planowaliśmy pojechać w piątek i zostać do niedzieli. To znaczy: ja tak planowałam, a przynajmniej tak mi się wydawało.

I teraz przygotuj się na fragment story telling baj mła., czyli mój standardzik: wykręcenie zamieszania, tu nawet jeszcze przed imprezą…

Sopot już na nas czekał…

Chciałam, żeby nocleg był jak najbliżej imprezy. Lubię spacerować, zwiedzać itepe, jednak na tango i z tanga lubię mieć trzy kroki. Góra pięć. Taki też obiekt znaleźliśmy jeszcze w lutym. R. zapłacił za trzy noce. W międzyczasie dostałam mejla o anulowaniu naszej rezerwacji, ale kasy nie zwrócili, więc po lekkich zawirowaniach przyszło ponowne potwierdzenie. I to mnie skołowało, a nadszedł czas kupowania biletów na pociąg. I kupiłam. R. przyleciał jak należało. Gdy byliśmy w drodze z lotniska, a była to środa, czyli dwa dni przed planowanym przeze mnie wyjazdem, zadzwoniła pani z zarezerwowanego apartamentu, że po wcześniejszym zamieszaniu z anulowaniem naszej rezerwacji, jakoś się rozmnożyły i tym razem widnieją rezerwacje dwie, więc czy skoro przyjeżdżamy w czwartek, to czy jedną może zwolnić… W czwartek?! Czyli następnego dnia. Ale ja bilety kupiłam na piątek! I na powrót w niedzielę! A zapłacone są trzy noce, jeszcze w lutym, księgowość zamknęła miesiąc i korekta wymagałaby nadzwyczajnego wysiłku pani księgowej, a sympatyczna pani z apartamentu bała się nieprzyjemności… Zdecydowaliśmy, że co prawda w czwartek nie zdążymy przyjechać, ale zmodyfikujemy rezerwację i zostaniemy na spokojnie do poniedziałku. I tak szczęśliwie mieliśmy ogromny pokój z wielką łazienką, ale gdybym nie znalazła mejla, że rezerwacja odwołana, to moglibyśmy spać nie wiem, gdzie. Co prawda Marcin zadeklarował kanapę, ale na szczęście nie musieliśmy skorzystać.

Ten pokój był w budynku obok i miał jak nic ze 30 metrów kwadratowych.

Prognoza pogody zapowiadała na sobotę deszcz. Przy okazji wpisu o Zakopanem wspominałam, że mam swoje konszachty z wiatrem, który steruje pogodą, więc załatwiłam, że przelotnie padało tylko w piątek, a sobota i niedziela były słoneczne. Dość chłodne, ale suche. W piątek zaliczyliśmy okolice sopockiego mola, w sobotę i niedzielę przeszliśmy się plażą i to nawet bez butów.

Ja nie byłam tak odważna… Chociaż byli też tacy, co nie poprzestali na moczeniu nóg.

Event

W piątek i sobotę były popołudniówki od 14.00 do 18.00 (w sobotę: na biało!), a później milongi wieczorno-nocne, od 20.00 do 4.00. Kończyliśmy trochę wcześniej, bo intensywne tangolonko odchodziło już od popołudnia. Wytańczyliśmy się, że hej. W obcasach byłam tylko w piątek, później już tylko płaskie butki.

W niedzielę natomiast poleciało już ciurkiem: od 14.00 do 18.00 milonga zamykająca Sopot Tango Weekend, o 18.00 rozpoczęło się after party, a o 22.00 stery przejęła Beba i zagrała tandy tradycyjne + alternatywne – bardzo taneczne! Aż chciało się zostać na parkiecie, co też było czynione.

Igor, niegdyś najbardziej radykalny tangowy talib, pląsał do alternatywy,
aż furczało!
Foto: Peter Stefanics.

Wspomnę o drobiazgu, ale dość istotnym estetycznie: otóż bardzo mi się podobały weekendowe bransoletki. Różnorodność wzorów powodowała, że niełatwo było się zdecydować: serduszko? koniczynka?

Ja ostatecznie wybrałam motylka, a R. żywe serce 🙂

Ludzie

Fajnie jest spotkać tych, których się lubi, a na co dzień nie ma okazji (od święta też rzadko). Igor Chmielnik, tangowy dinozaur, który zaczął prawie w przedszkolu, po ośmiu latach przerwy wrócił na tangowe salony. Koledzy i koleżanki z Gdańska i Olsztyna – miło było się uściskać i zatańczyć. Imprezę odwiedził także Julio Saavedra z partnerką, którego warszawiacy znają z lekcji i pokazów.

Na imprezie była liczna reprezentacja miejscowej społeczności.
Foto: Peter Stefanics.

Pogaduchy, żarty, ploteczki… Tych ostatnich było najmniej, za to wesołość nas nie opuszczała. Większość dopytywała się, kiedy następny sopocki weekend? Odpowiedź nie bardzo była satysfakcjonująca, na szczęście jednak obiecująca (szczegóły pod koniec tej relacji).

Para nauczycieli z Belfastu, Paula i Peter.
Foto: Peter Stefanics

Jak dla mnie ilość osób była optymalna (limit 100 osób). Niektórzy mówili, że jeszcze z dziesięć par by się zmieściło, bo nie wszyscy przychodzą w jednym czasie i nie wszyscy w tym samym czasie tańczą, wiadomix. Dla mnie było super, bo nie było ciasnoty, a i nogą można było sobie machnąć. Jedno, co czasem doskwierało, to ładowanie się na parkiet bez uważności na tańczące pary i wolne elektrony tańczące w rozgwiazdę, ale nie działo się to na szczęście aż tak często (w tym był warszawiak z dużym stażem. Nieładnie! I nie mówię tu o tańczeniu na środku sali, bo to jest jak najbardziej ok. Mówię o lataniu w poprzek).

Złoty człowiek – jedyny uprawniony do lewitowania w poprzek parkietu.
Foto: Krzysztof Rficz.

Miejsce

Boso Dance Studio Beaty i Marcina usytuowane jest 10 minut spacerkiem od dworca kolejowego, 12 minut od plaży, 25 minut od mola (tak, wyraz molo się odmienia i cóż poradzić, że kojarzy się z owadem). My mieliśmy nocleg w budynku obok i – jak to stwierdził Marcin – jeśli muzyka by nam się nie podobała, to mogliśmy z okna rzucać w DJ-a pomidorami hehe… Na szczęście nie było takiej potrzeby.

Fragment białej popołudniówki, a za oknem widać budynek z naszym apartamentem.

Gusta muzyczne są różne, ale generalnie uważam, że muzyka była dobra, a każdy DJ dokonał takiego wyboru, że można było potańczyć. Podłoga była rewelacyjna, do tego klimatyczne oświetlenie, dobre nagłośnienie, strefa chill, bogaty bufet w przekąski, owoce, ciasta i trunki nic dziwnego, że padło wiele deklaracji ponownego przyjazdu. 

Gosia w niedzielę oznajmiła Marcinowi, że co prawda rejestracji jeszcze nie ma, ale ona już się wpisuje na listę rezerwową…

Podsumowując

Bardzo, bardzo udana impreza towarzysko-tangowa! R. mówi, że jedna z najlepszych, na jakich był. Ja też mogę to samo powiedzieć. Wiadomo, że impreza jest dla każdego na tyle udana, na ile się dobrze bawił. Myślę, że świetnie bawili się wszyscy. Beba i Marcin zadbali o idealny balans z przewagą – uwaga liderów! Tak, dobrze czytasz. Efekt: panowie nie czuli się osaczani i nagabywani, więc nastroje mieli dobre, co przekładało się na tańczenie. Kameralne imprezy mają tę przewagę nad dużymi, że chcący nawiązać nowe znajomości nie mają z tym problemu, a miradę i cabeceo można trzasnąć z drugiego końca sali.

Foto: Irina Yastrebkova

To, co ważne: generalnie nie było wyalienowanych towarzystw wzajemnej adoracji, tańczących tylko ze sobą. Impreza była prawdziwie socjalna. Jasne, że nie zawsze i nie wszystkim udawało się zatańczyć z tym, z kim chciał, ale tutaj nie było czegoś takiego, że „z tej strony my, a z tamtej oni”.

Jacy gospodarze, taka energia eventu

Dlatego zachęcam: wypatruj kolejnego sopockiego weekendu! Drogie panie, aby ten idealny balans był możliwy, rozmawiajcie z kolegami, z którymi lubicie tańczyć, żeby rezerwowali czas (kiedy zaraz napiszę). Samej na kameralną imprezę trudno się dostać. Co prawda nie jest to całkiem niemożliwe, bo bywa, że panowie zgłaszają się sami, jednak zawsze większą pewność ma się wtedy, kiedy ma się z kim.

Foto: Peter Stefanics

Co do gospodarzy naprawdę super jest, kiedy widać, że także mają radochę ze wspólnej zabawy. Że dbają o atmosferę i komfort uczestników z prawdziwym zaangażowaniem. Tych, którzy byli, zachęcam do zostawienia komentarza, zawsze to większa zachęta na przyszłość dla innych.

Foto: Peter Stefanics

Zapowiedzi

Słuchajcie! Zacznę od tego, że Marcin Darkowicz, zapalony żeglarz, organizuje tangowy rejs po przepięknej greckiej Zatoce Sarońskiej. Nie musisz być żeglarzem, nie będzie kołysało, za to będą zachody słońca, zakamarki małych plaż, zwiedzanie urokliwych miejsc, greckie tawerny i tango… Na początku fajne warsztaty z super parą (Virginia Vasconi & David Alejandro Palo), a potem lajcikowo, bez napinki, bez pośpiechu, w komfortowych warunkach wynajętych jachtów sternicy zapewnieni!

Foto: poglądowe (Pixabay).

Link do wydarzenia znajdziesz TU. Mam taki pomysł, żeby systematycznie pojawiały się informacje z ciekawostkami i atrakcjami, których będzie można doświadczyć. Nie mam wątpliwości, że to będzie bardzo udany rejs, więc rezerwuj czas na urlop: 10 18 października tego roku. Zbiera się całkiem fajna ekipa! Już jest ok. 20 osób. A niedługo po powrocie, czyli 24 – 26 października, kolejny Sopot Tango Weekend, na którym będzie gościła para z rejsu.

Maraton na zamku w Książu

Foto: zasoby Internetu (nie znalazłam autora, ale po mojej wizycie będę miała swoje zdjęcia).

Zanim nastanie październik, zachęcam, żeby zarejestrować się na maraton w Książu (link znajdziesz TU), który odbędzie się już w najbliższy weekend, czyli 16 – 18 maja (z pre party w czwartek we Wrocławiu) . Zmiany tak szybko zachodzą, życie jest tak dynamiczne, że nie wiadomo, co to będzie za rok, czy ten maraton się odbędzie, czy np. zamek nie zamorduje imprezy cenami… Dlatego co masz zrobić za rok, zrób teraz! Cena za full pass jest sprzed trzech lat.

Dodatkowa atrakcja – nocne zwiedzanie zamku!

Nie jest wliczone w cenę maratonu i jest to atrakcja specjalna. Fragment opisu brzmi tak: „🌕 Czy słyszycie wycie w oddali? 🐺 Właśnie w okolicach weekendu nastanie jedna z najbardziej wyjątkowych nocy tego miesiąca – pełnia księżyca! 🌙 To czas paranormalnych wydarzeń, duchów i ciemności.(…) 👀 Dla kogo? Dla odważnych dorosłych, którzy nie boją się ciemności, schodów, tajemniczych zakamarków, ani krzyku dobiegającego z ciemności.(…) ⏳ Jak długo? ok. 90 minut.

🔎 Co zobaczycie? głównie nieudostępniane dziennie, mroczne pomieszczenia, gdzie cisza jest złotem, a tajemnica sercem przygody. Otwórzcie drzwi do nieznanego! 🎩 Atrakcje? Nieustraszony przewodnik, paranormalne spotkania, przerażające historie (czasem histerie), magiczne obrzędy, dużo emocji (trochę trwogi, trochę przerażenia, jeżeli szybko biegacie to i śmiechu), trochę zjaw, a dalej… nie powiemy!”. Czyż to nie jest fascynujące? Dla mnie absolutnie tak!
Cały opis zwiedzania i link do zakupu biletów znajdziesz TU.

Zamek Książ nocą.
Foto: Mateusz Macuda Fotografia

Zamek Książ to jedna z najpiękniejszych europejskich budowli. Obejrzyj to krótkie video – miejsce jest niesamowite! Można oczywiście pojechać bez tanga, ale przecież zdecydowanie lepiej jechać z tangiem, i to jakim! Jest okazja, grzech nie skorzystać. To jest większa impreza, z dużym rozmachem, tańczy się na sali balowej, catering tego maratonu jest już legendą nie czekaj, bo nie ma na co, tylko rejestruj się i przyjedź! Zamkowe ogrody są pięknym tłem do sesji zdjęciowej. Możesz sobie zrobić własnym telefonem, ale będą też tam fotografowie i myślę, że będzie można umówić się na prywatną sesję. Z noclegami też nie ma problemu. Są różne hotele, można też znaleźć apartament w Wałbrzychu (sporo tańszy, a organizator poinformował mnie, że dojazd do zamku Uberem to koszt kilkunastu złotych).

 La Juan D’Arienzo Orchestra

Foto: webside zespołu.

Jeżeli z jakichś powodów nie możesz jechać do Książa, wybierz się w piątek 16.05. na milongę z La Juan D’Arienzo Orquestra, która zagra koncert w Warszawie. Przyjedzie dziesięciu muzyków, w tym czterech (!) bandoneonistów. Słyszałam ich na Majorce, w Istambule i w Buenos Aires, a Ty, w tej chwili, możesz posłuchać ich TU. TO JEST CZAD! I tańczy się do nich bosko. Salon Tanga we współpracy z Milongą Warszawską zaprasza na ul. Poligonową 32 w godz. od 21.00 do 3.00., wstęp 170 zł (DJ: Ezequiel Mendoza).
***********************************************************************************************

Czyż życie nie jest piękne? Tyle możliwości… Żyjemy dla rozwijania się poprzez doświadczanie. Zatem doświadczajmy pełną piersią i wszystkimi zmysłami!

Jeżeli lubisz mnie czytać, w ramach wymiany energii możesz postawić mi wirtualna kawę, za którą dziękuję, bo mogę opłacić domenę serwer tego bloga.
Do następnego razu!
Ania

Gardele 2025 i Zakopane Infinity Tango Marathon

Pierwsza edycja Nieskończoności

To była pierwsza edycja Gardeli, czyli tangowych Oskarów, a także pierwsza edycja tego festiwalu. Byłam bardzo ciekawa zarówno samej Gardelowej Gali, jak i całej imprezy: organizacji, frekwencji, muzyki, parkietu… Sam hotel Belvedere, w którym odbywał się event, wiele lat temu „wprowadzała na rynek” moja znajoma z lat młodości. A Zakopane… Byłam tu 37 (!) lat temu. Teraz, mimo targania walizki (wtedy nie targałam, a walizka, mimo że nieduża i na kółkach, nie jest poręczna podczas przechadzki), postanowiłam zrobić sobie z dworca spacer.

Idąc pod górkę, zatrzymywałam się dla wytchnienia i zrobienia zdjęć.

Zakopane

Widziałam tylko niewielki fragment od dworca do hotelu, ale i tak mogę stwierdzić, że nasz sztandarowy górski kurort się rozbudował, nie ma smogu, a różnych delikatesów i knajpek (mniejszych i większych) jest co kilka kroków cała masa.

To był bardzo dobrze zaopatrzony sklep.

Bez trudu odnalazłam miejsce, gdzie z rodzicami byłam na wakacjach i gdzie spędziłam moją pierwszą podróż poślubną…

To był trochę spacer sentymentalny, ale nie z powodu tęsknoty za przeszłością (nie chciałabym być znowu dzieckiem, bo wolę o sobie stanowić i nie chciałabym być żoną męża, z którym się rozwiodłam), tylko refleksji, że tyle lat minęło, a zupełnie nie czuję tego upływu czasu i przypływu wieku… Tak więc spacer odbył się na krótkim odcinku. Dlaczego nie widziałam więcej? Nie poszłam na Krupówki albo na Giewont?

Giewont obfotografowałam o różnych porach.

Ano dlatego, że…

Początek tego wątku jest taki, że sprawdziłam prognozę pogody. W aplikacji pogodowej pokazało, że w sobotę ma padać deszcz, za to w niedzielę śnieg. A że „umiem w czary”, to dogadałam się z moim ukochanym żywiołem Wiatrem (bo to on zarządza pogodą), że deszczu żadnego nie będzie, a skoro coś musi padać, to niech będzie śnieg. W domu intuicja ciągnęła mnie do półki z solidniejszymi butami, jednak umysł logiczny uznał, że skoro w piątek ma być 13 stopni, to potem nawet jak poprószy śnieżek, trampki w zupełności wystarczą.

Zakopane to także baza nowych nieruchomości z apartamentami na wynajem.

Zawsze powtarzam: logika jest ważna, ale przereklamowana.

Bo…

Liczyłam na poprószenie, a nie na popadanie! I to solidne. Zapomniałam, że śnieg może spaść w TAKIEJ ilości! Ponieważ miałam ze sobą tylko trampki, buty tangowe i hotelowe kapcie, nie zdecydowałam się na dłuższą eskapadę. Aczkolwiek zdobycie Giewontu w hotelowych kapciach brzmi zachęcająco, nieprawdaż?

Foto: Katarzyna Tycner

Prawdaż! Jednak nie musiałam w tych kapciach popylać, bo mogłam zobaczyć Śpiącego Rycerza m.in. z tarasu hotelowej restauracji. Oprócz pięknego widoku nie mogę nie pochwalić kuchni: było pysznie! Miałyśmy wybrać się do góralskiej karczmy, ale cieszę się, że ostatecznie zdecydowałyśmy inaczej.

Ja, Dominika Kołodziejska, Kasia Tycner i Ela Kopeć

Wracając do aury – miałam okazję odczuć i zobaczyć prawdziwą zimę tej wiosny. Dzielnie szłam w moich trampkach przez zaspy. Dodam: trampkach dizajnerskich, bez sznurówek. Dominiczka miała niedizajnerskie buciory ze sznurówkami i to jej palce zmarzły, a mi w moich trampkach nie.

Foto: Dominika Kołodziejska

Kasia (Tycner) miała stylowe kozaki. Wspominam o tym, ponieważ na tej imprezie ramię w ramię we trzy dzielnie pokonywałyśmy zaspy.

Festiwal

Odbył się w bardzo dobrych warunkach. Sala wieczorem była klimatycznie oświetlona, a w dzień, na popołudniówkach, przez sufit wpadało dzienne światło, co ja akurat bardzo lubię.

Stołów i krzeseł była wystarczająca ilość, więc było wygodnie. To też lubię, bo moja torebka i szal lubią być w jednym miejscu. Jak zwykle miejsce do polowania na tandę było między wejściem a barem. Mnie się nie chciało polować. Kto chciał zatańczyć, widział, gdzie jestem.

Parkiet – jak dla mnie doskonały! Odpowiednio śliski. Przypomnę tu stwierdzenie Jacka Mazurkiewicza, że nie ma zbyt śliskich parkietów, tylko ludzie nie umieją tańczyć… Oj, Jacku, nie było Cię na Szyndzielni. Jeździliśmy tam jak na łyżwach. A że było to jakieś 12 lat temu, to istnieje prawdopodobieństwo, że jednak tangolić nie umieliśmy…

Frekwencja dopisała – było ponad 300 osób, co przy takiej ilości różnych imprez jest wynikiem imponującym. Balans też był bardzo dobry, a jak wiemy, na festiwalach bywa z tym różnie, a właściwie na festiwalach balans nie występuje.

Zwykle na festiwalach jest sporo różnych stoisk. Tym razem było jedno stoisko z tangowymi ciuchami Weroniki Niezgody, która odebrała statuetkę w kategorii Fashion, i jedno z butami, a także z ceramiką i literackimi dokonaniami nominowanych kolegów w kategorii Literatura (Luis Cono miał swoje „Wyznania milonguero” po hiszpańsku i angielsku, Krzysztof Kardaś miał dwa tomiki przetłumaczonych na język polski tang, które można śpiewać, Marcin Świstak z Energii Tanga i ja nie mieliśmy swoich stoisk, ale bardzo mi miło, że zamawialiście moje książki, które już do Was wyruszyły!). .

Jeżeli chodzi o muzykę – każdy ma inny gust, trudno wszystkim dogodzić. Ja lubię, kiedy jest zarówno rytm, jak i melodia. Ma być ogień. Romantyczno–nostalgiczne zawodzenia mnie nie niosą. Me gusta zdecydowanie była nocna milonga niedzielna (a właściwie after party, na szczęście nie musieliśmy się nigdzie przenosić). Piotr Kozołub zagrał tak jakby na moje zamówienie: gorąco, z pazurem, co w tangu uwielbiam. Dla mnie zdecydowanie najlepszy set festiwalu!

Z dodatkowych udogodnień: bar, umiejscowiony w rogu, był czynny do 3.00. Ceny hotelowe, ale na hasło „Tango” była zniżka. Można było wnosić swoje napoje.

Pokazy

Foto: Krzysztof Rficz

Czwartkowego nie widziałam, bo jeszcze mnie nie było. Sobotni Los Totis to czad i magia, ale nie dziwota, skoro to topowa para światowej rangi. Piątek i niedziela: jedna z par totalnie nie przykuła mojej uwagi, a druga… Przeżyłam po raz pierwszy coś, co do tej pory mi się nie zdarzyło: nie miałam efektu „łoł”, ale para nie straciła mojej uwagi i przytrzymał ją On, chociaż zawsze głównie patrzę na nogi i postawę kobiet. Tym razem Ona zniknęła i NIE dlatego, że On ją przytłoczył, tylko dlatego, że jak dla mnie widać było Jego maestrię i doświadczenie, natomiast przed Nią jeszcze daleka droga.

Pamiętaj, że to jest mój blog i moje subiektywne odczucia.

Doświadczenie

Koleżanka mi powiedziała, że ona nie umie ocenić pokazu, bo nie wie, na co patrzeć. Dla wielu występujących par pocieszające jest to, że tak ma jakieś 70% widzów (nie, nie robiłam badań, szacuję „na czuja”). Ja mam Księżyc w Pannie, więc akurat wyłapuję szczegóły (będzie o tym jeszcze dalej). Poza tym, jeśli bierzesz udział w warsztatach, to nawet jeśli na milongach nie tańczysz tego, czego się uczyłaś/eś, masz większą wrażliwość w patrzeniu na ten akurat element. 
Jeżeli chcesz zobaczyć, jak wyglądała Ronda de Maestros, zajrzyj TU.

Wisienka na torcie

Powyższe puchary należą do Dominiki i Grzegorza, a TU możesz zobaczyć ich pokaz.

Czyli niezapowiedziany pokaz milongi w wykonaniu Dominiki Jasik i Grzegorza Kałmuczaka. No powiem Wam… Gdybym ja była tancerką, to w obecności tej pary odmówiłabym tańczenia milongi, bo nie bez powodu ta para jest akurat w milondze (i nie tylko, ale tu zwłaszcza) tak utytułowana. Światowa liga! Prowadzenie Grzegorza i ogromny talent oraz taneczny wdzięk Dominiki są naszym tangowym dobrem narodowym. Jestem pewna, że jeszcze niejeden światowy sukces przed nimi.

Lamus

Ostatnio zauważyłam podczas oglądania różnych pokazów, że w tangu coraz rzadziej jest robione wysokie voleo (czyli boleo). Czyżby odchodziło do lamusa? Tutaj też: nawet Los Totis, które „w wysokie umie”, ograniczyło się do niskiego poziomego, „w starym stylu nuevo” z lat 80. A jako ciekawostkę dodam, że pierwsza w Polsce, jeszcze przed pandemią, doceniła je nasza warszawska Kasia Chmielewska. Czyli tendencja jest taka, że na pokazach chyba będzie mniej baletu i cyrku. Oczywiście estetyka współczesnego „starego” boleo jest inna, widać sprawność i kunszt współczesnych tancerek. Natomiast w milondze akurat wysokie boleo dodaje smaku całości, co pięknie wytańczyła Dominika prowadzona przez Grzegorza. Absolutny zachwyt!

Foto: Rafał Goral

Gardele

Nominacje były w sześciu kategoriach (kolejność wymieniona przeze mnie nie ma znaczenia): Sztuka, DJ, Literatura, Fashion, Foto, Człowiek Roku. Mimo że regulamin przewidywał stawiennictwo obowiązkowe, część nie dojechała (z różnych względów), jednak nie została zdyskwalifikowana. Ponieważ nikt z nieobecnych nie otrzymał wystarczającej ilości głosów, by dostać statuetkę Gardela (piękna!), siary nie było.

O samym pomyśle Gardeli i jego zapleczu zrobię osobny materiał.

Statuetki czekające na ogłoszenie wyników

Konkurs

Jak każdy: rządzi się pewnymi prawami. Tutaj głosować mogli tylko uczestnicy festiwalu. Część z nich w ogóle nie była zainteresowana ani nominowanymi, ani wynikami. Ja sama miałam mieszane uczucia, kiedy dostałam nominację. Zastanawiałam się, po co „to”, czy ma sens… Ostatecznie doszłam do wniosku, że ma. To jest takie tangowe święto tangowych ludzi: są nominowani, są głosujący, są emocje… Wiem, że niektórzy przychodzą na wydarzenia tangowe tylko po taniec. Też należę do tego grona, nie lubię udziwnień i milongowych „przeszkadzaczy”, jednak rozszerzyłam moje horyzonty o wspólne świętowanie wyjątkowych okazji.

Część uczestników festiwalu mocno się zaangażowała. Jedni byli zachwyceni wynikami głosowania, a inni rozczarowani. Tak, mówię o głosujących, a nie nominowanych.

Każdy taki konkurs jest też konkursem sympatii. Wszyscy nominowani we wszystkich kategoriach mają na swoim koncie dorobek na rzecz tanga. Czasem jest to bardziej widoczne, czasem mniej. Kulisy głosowania i inne odczucia zamieszczę kończąc ten wpis, a wszystkich nominowanych we wszystkich kategoriach znajdziesz TU.

Zwycięzcy

W kategorii Sztuka statuetkę dostała Kasia de Goya, Fashion – Weronika Niezgoda, Literatura – Luis Cono, Foto – Aliszja Ka, Dj – Ayad Zia, Człowiek Roku – Dominika Jasik & Grzegorz Kałmuczak.

Tutaj serdecznie dziękuję za oddane na mnie głosy, dowody Waszej sympatii, ciepłe słowa i uściski. Nie wiem, kiedy ukaże się moja kolejna książka. Może będzie to audiobook w odcinkach..? Zobaczymy. „Tangowe obyczaje” zostały rozpoczęte, piszą się. Może audiobook to jest dobra opcja? Daj znać, co o tym myślisz.

Jak to przy okazji każdego konkursu, pojawiają się teorie spiskowe

Kochani! Nie idźcie tą drogą. Zasady były proste: głosują tylko uczestnicy festiwalu. W niektórych kategoriach zjechała się większa ilość tangowych przyjaciół danego kandydata i to jest cała tajemnica zwycięstwa. Ja sama w niektórych kategoriach głosowałam ze względu na sympatię i docenienie całości dokonań, a konkursowe dzieła zobaczyłam już po ogłoszeniu wyników. Powiem więcej: w jednym przypadku dzieło mi się wcale nie podobało i w ogóle całość mi się mało podoba, ale dokonania są, sympatia jest i na to oddałam swój głos.

Foto: Aliszja Ka 

Atmosfera

Jak na każdej imprezie: są grona znajomych, którzy siedzą ze sobą, tańczą ze sobą, ucztują ze sobą. I żeby była jasność: ja nie widzę w tym nic złego, bo każdy robi, co uważa. O! Natomiast zauważyłam, że gdybym na pewne osoby „nie wpadła”, pewnie byśmy się nie przywitali. Bo chęć witania się lub jej brak z czegoś wynika. Czasem pewien etap się kończy, znajomości ewoluują. I pięknie! Zawsze, kiedy zrobimy miejsce na nowe, ono przyjdzie.

Z tym witaniem to też niezły numer

Ja nie mogę ot tak, po prostu, uczestniczyć w jakiejś imprezie. Zawsze muszę mieć przygody. Tym razem powitaniowe.

Uściskałam serdecznie pewną kobietę, wymawiając jej imię i będąc pewna, że to ta, za którą ją biorę. Odwzajemniła uścisk, ale bez zbytniego entuzjazmu. Następnie do mnie przyszła się przywitać ta, za którą wzięłam tamtą. Ja mówię: „Ale przecież się witałyśmy”, a ona, że ależ skąd. Dnia kolejnego załapałam: dla mnie były podobne. Dorwałam Słonecznika (kto zna, ten zna, a jak nie zna, to może pozna), który rozmawiał z tą pierwszą i wzięłam na spytki. Okazało się, że to dwie różne babeczki, ale na imię mają tak samo. Czyli przywitałam się serdecznie z kobitką, której nie znam. Hehe, wyobrażam sobie jej zdziwienie.

Pomroczność jasna dopadła mnie także po przedstawianiu się nominowanych. Zaczęłam serdecznie witać się ze znajomym uwiecznionym na konkursowym zdjęciu Doroty Pisuli, a Józef na to, że przecież gratulował mi nominacji, więc już się przywitaliśmy…

Foto: nie wiem, kto zrobił, ale jest na nim Dorota z opisanym zdjęciem i jego bohaterami 🙂 

Mój apel jako drobna dygresja

Jeśli mnie widzisz, a ja jakbym nie widziała Ciebie, to NIE dlatego, że mam muchy w nosie, tylko dlatego, że jestem w swoim wnętrzu. Zdarza mi się wejść do pomieszczenia pełnego znajomych i nie powiedzieć „dzień dobry”. Zdarza mi się kogoś nie zauważyć (chyba że spróbuje się schować – wtedy na pewno zobaczę heh). Zdarza mi się nie widzieć mirada i cabeceo, ale tu ostrożnie, bo czasem jednak widzę, tylko nie chcę… Ot, taka tangowa możliwość. Nasuwa mi się jedna ogólna podpowiedź: warunki oświetleniowe bywają różne, ale ZAWSZE można tak stanąć, żeby obiekt nie miał wątpliwości, że chodzi o niego/nią. Tyle że to temat na inną rozprawkę.

Ach, te kolczyki! Piękne.

Podsumowanie

Pierwsza edycja Zakopane Infinity Tango Festival moim zdaniem była bardzo udana (uczestnicy mogą wyrazić swoją opinię TU). Nie mam wątpliwości, że kolejne będą jeszcze lepsze. Zakopane w kwietniu? Co roku? Ciekawa opcja warta zaplanowania. Myślę, że zarządcy hotelu także byli zadowoleni z takiej imprezy i takich gości. To dobra moneta przetargowa na negocjacje w sprawie przyszłorocznej oferty hotelowej dla uczestników festiwalu. Na kolejną edycję także wyczaruję śnieg!

Festiwal zaczynał się wiosną, a nastała zima…

I pewnie nie zabiorę innych butów, skoro trampki dały radę. W zaspach i na parkiecie. Miałam taki wieczór, że nie chciało mi się zakładać butów tangowych, więc wyszedł wieczór trampkarski. Tańczyłam z tymi, których określiłam jako nie cierpiących z powodu ograniczonej mobilności pivotowej. Nie tańczyłam, kiedy chciałam oszczędzić ewentualnej przykrości.

Chociaż…. Najlepszą tandę festiwalu miałam właśnie w trampkach z tanguero wcale niezbyt doświadczonym. Ale była moc i connection.

Rozmowy

Niesamowicie cudowne. Poruszające. Miałam okazję porozmawiać tak głębiej ze znajomym właściwie z widzenia, ale też z nowo poznanymi ludźmi, młodym małżeństwem zaangażowanym w sztukę i tango.

Z tą sztuką to był niezły numer, a konkretnie z jedną rzeźbą. Otóż wiele lat temu, jeszcze przed pandemią, nasza warszawska Marzena zamówiła rzeźbę. Ponieważ nastało pandemiczne wariactwo, ludziom rozum odebrało, władze nas chciały zniewolić, więc nie było okazji, by ją odebrać, a strony nie bardzo umiały się odnaleźć w czeluściach internetów. Patryk Zysnarski, nominowany w kategorii Sztuka, przywiózł ze sobą różne dzieła, w tym tę rzeźbę, którą Marzena zamówiła lata świetlne temu. Tu, w Zakopanem ją dopiero po raz pierwszy zobaczyła i oczywiście odebrała.

Patryk jest niezwykle zdolnym artystą. 

Na zakończenie chcę wspomnieć o dwóch osobach. A skoro chcę, to to zrobię, o!

Michał

Foto: JC-Tango

Znamy się od baaardzo wielu lat. Miał różne pomysły na swoje życie, ale w tangu od początku był wizjonerem i chciał te wizje realizować. Dla mnie Michał jest dowodem na to, że jeśli „coś” cię niesie, to cię doniesie. Jeżeli masz wizję, czujesz ją, to Wszechświat tak się ułoży, że się ułoży. Droga bywa wyboista, czasem wymusza zatrzymanie się, ale jeśli ma się wizję, znajdzie się miejsce, znajdą się ludzie, znajdą się pieniądze. Mój znajomy gangster kiedyś powiedział, że jeśli pomysł jest dobry, środki się znajdą. I dokładnie tak jest. Michał wymyśla, a reszta się układa. Do tego razem z żoną Vitaliną rozwija się tanecznie, czego potwierdzeniem jest wygrana w trzech kategoriach na Tango Baltic Open Cup w Rydze (la pista, vals, milonga). Prywatnie też wszystko poukładał, więc widać, że to jest jego świetny czas, niech trwa! 

Jola

Foto: z zasobów Joli

Mecenas sztuki tangowej Jolantę Olszowy-Oleś miałam okazję poznać podczas wyprawy do Buenos Aires, której byłam orendowniczką (wyprawy, Jolanty jestem teraz). Jola zrobiła takie zakupy, które dały solidną podwalinę Muzeum Tanga zlokalizowanego w Bielsku-Białej. Te zakupy to prawie 100 kg nadbagażu i chyba ze cztery walizy różnych cudowności. Nie poprzestała na tym. Dzięki niej Muzeum Tanga ma siedzibę, eksponaty (m.in. 45 instrumentów: bandoneony i skrzypce) i dorobiło się filii – ale to temat na zupełni inny wpis, który się niebawem ukaże (moje „niebawem” jest bardzo elastyczne, ale jeśli mnie zachęcisz chociażby zostawioną reakcją, nastąpi szybciej heh). Jola była jednym z członków Kapituły konkursu.

Kuluary Gardeli

Z głosowaniem, jak było, już wyjaśniłam. Ale! Wcześniej Michał nas instruował, że ponieważ głosowanie na siebie byłoby mało etyczne, to nominowani w danej kategorii nie mogą głosować, za to w innych kategoriach tak. Stworzono arkusz Google.

No więc głosuję. Kategorię „Literatura” omijam, bo jestem nominowana. I co? „Gugiel” mnie nie przepuszcza, każe zaznaczyć także moją kategorię. Mój Księżyc w Pannie pognał mnie do Michała z pytaniem, co mam zrobić?

Michał popatrzył spod oka i rzekł: „Możesz na siebie głosować!”, po czym na moim telefonie oddał na mnie głos… Zatem oświadczam, że to nie ja na siebie głosowałam! Ale! Głos Szefa w moim telefonie nie wystarczył, by Gardel pojechał ze mną.

A teraz uwaga! Normalnie nienormalne! Kasia Tycner prowadząca dla Was „Tangowe historie”, wkładająca czas, serce i duszę w swoją grupę, po moim doświadczeniu z głosowaniem mogła na siebie oddać głos, a tego nie zrobiła! Kasia robi niesamowitą robotę, jeśli chodzi o informowanie dotyczące różnych wydarzeń, polskich i zagranicznych. Grupa „Tangowe historie” cieszy się popularnością i słusznie. Kasia robi mrówczą robotę, czyli że wykopuje wszystko odnośnie tangowych imprez, co się da.

Kasia z góralską kapelą 

Na koniec zapowiedzi

W maju szykuje się fajna, kameralna impreza w Sopocie. Rejestracja jest zamknięta, ale jeśli jesteś zaawansowany i chcesz tam być, daj znać. Organizatorzy zadbali o dobry poziom tangowy, do tego morze… JARAM SIĘ! Zaraz potem Książ w książęcej energii. Maraton znany z pięknych wnętrz, super cateringu i atmosfery. Rejestracja trwa! Ceny nie podnieśli, hasła na zniżki nie ma, za to piękna impreza czeka! Wszystkie informacje znajdziesz TU.

Pomysł na promocję tanga

Tak mi wpadło do głowy, że jeśli chcesz, by środowisko tangowe szybciej przyrastało, możesz się do tego przyczynić. Tak, Ty!

Napisałam dwie książki. Jedna wprowadza w środowisko tanga (mirada, cabeceo, ronda i te sprawy – wszystkie opisane tangowe sytuacje są prawdziwe!), druga porusza aspekt tanga w przedwojennej i wojennej Warszawie. Odbyłam kilka spotkań autorskich. Każde było obrazowane pokazem tanga, każde cieszyło się dużym zainteresowaniem, bo tango przyciąga jak magnes. Przy okazji jednego ze spotkań, na które przyszły tłumy (zostawiliśmy otwarte drzwi do sali teatralnej, aby wszyscy mogli wziąć udział), przyjmowałam zapisy na kurs tanga, finansowany właśnie przez Dom Kultury Śródmieście. Powstały dwie grupy i niezmiernie się cieszę, że niektórzy do dzisiaj są tangowo aktywni.

No dobrze, to co Ty możesz zrobić, żeby wspomóc rozwój środowiska tangowego? Otóż:

  1. Zgłoś się do mnie po moje książki (koszt obu z przesyłką paczkomatem to 78 zł). Jeśli nie czytałaś/eś – przeczytaj! Gwarantuję humor, wzruszenia i to, że nie wszystko jest takie, jak się na początku wydaje…

  2. Idź do biblioteki w swoim mieście/dzielnicy. Przekaż kierowniczce obie książki i zaproponuj, żeby zorganizowała spotkanie autorskie z pokazem tanga. Biblioteki mają na to fundusze. Jeśli będzie zainteresowana, skieruj do mnie, ustalimy szczegóły.

  3. Do obu książek włóż informacje o miejscowej społeczności tangowej, namiar na szkołę lub milongę. Można to zrobić w formie zakładki albo ulotki. Przy druku cyfrowym nie ma problemu z wydrukowaniem dwóch egzemplarzy do obu książek.

  4. Pokaz tanga byłby zrealizowany z miejscową parą. Mogą to być nauczyciele, ale nie muszą.

    Z doświadczenia Ci powiem, że takie spotkanie z tangiem jest wydarzeniem, na które przychodzi dużo ludzi. Na największym spotkaniu, które odbyło się w sali teatralnej Domu Kultury Śródmieście, przyszło ponad 100 osób (miejsc na widowni jest 89). Kiedy zapytałam, kto czytał moją książkę, podniosły się dwie ręce: dziennikarki prowadzącej spotkanie i mojej koleżanki. Nie miałam wątpliwości, że to nie „moja autorska osoba” przyciągnęła tłumy, tylko tango. Ponieważ jestem ciekawą rozmówczynią (i nie zamierzam być fałszywie skromna), spotkanie było bardzo udane i poszerzyłam grono czytelników o kolejne osoby. Tak więc mam nadzieję, że zachęciłam Cię do tego, by spróbować zasiać tango na swoim podwórku…

    A jeżeli lubisz mnie czytać, zawsze możesz mi postawić wirtualną kawę – dziękuję!

Nominacja: konkurs Gardele 2025

Jest sprawa!

Jeżeli wolisz wersję do słuchania, kliknij TU

Zostałam nominowana do konkursu Gardela w kategorii „Literatura”. Jeden z bardziej kreatywnych tangowych organizatorów, niejaki Michał primo voto Shevchenko (de domo Kaczmarek) poinformował mnie o tym fakcie w sobotę po północy, dając tydzień na podjęcie decyzji.

Jakiś czas temu konkurs mi mignął. Jak inny, który też miał być i nie było. Nikt sprawy konkursu nie nagłaśniał (przynajmniej ja o niczym więcej nie słyszałam. Służby informacyjne także o niczym nie poinformowały, więc się nie przywiązywałam do konkursowej informacji.

Foto: strona organizatora konkursu Gardele 2025

Drobna dygresja

Swoją drogą: cały czas jestem pod wrażeniem, że różni organizatorzy nie przykładają się do szerszego informowania o swoich poczynaniach. Jedni zaniechanie tłumaczą niechęcią do mnie, inni brakiem czasu. Jedno i drugie jest takie sobie. Lubić mnie nie trzeba, a i czas na poinformowanie warto znaleźć. Ja i moderatorki (Dominika i Ala) dokładamy starań, żeby dostarczyć Wam zarówno informacji, jak i rozrywki. Patrząc po statystykach, nieźle nam to wychodzi. Jednak zawsze podkreślamy, że nie jesteśmy wszechwiedzące, nie spędzamy całej doby w SM. Jeśli organizator nas nie poinformuje (a Fejs tnie zasięgi), jest ogromna szansa, że informacja do nas nie dotrze. Grupa liczy prawie 3 tys. członków. Połowa to cudzoziemcy i osoby sporadycznie bywające w Warszawie. Zostaje jakieś półtora tysiąca (!).
Niektórzy administratorzy grup nie dopuszczają innych informacji, tylko swoje lub tylko z danego terenu. Słupy ogłoszeniowe trudno się czyta, jednak aż taka hermetyczność także upośledza dotarcie z informacją. Dlatego w warszawskiej grupie ogłaszamy różne imprezy, jeśli o nich wiemy i jeśli jest to ze mną uzgodnione.

                                                                  Foto: Pixabay

Zasady współpracy z nami są proste: imprezy z wstępem free zawsze można ogłosić. Proszę jedynie, żeby napisać w poście zgrabne zaproszenie, zachętę, a nie wrzucać suchy link jak ziemniaki do piwnicy. Komercyjne eventy też można w grupie ogłaszać, ale w ramach wymiany energii zaproponuj coś, chociaż jeden bilet wstępu. Członkowie grupy lubią zabawy biletowe! Bo takie robimy, nie organizujemy konkursów. Na festiwalu czy maratonie są listy gości, jeden więcej nie zrobi różnicy. W przypadku warsztatów, dając jeden bilet wstępu, otrzymujesz w parze drugiego uczestnika (lub uczestniczkę, jeśli są to warsztaty w parach). A właśnie! Tu zabawy biletowej nie ma, ale rozrywani maestros Horacio Godoy i Maricel Giacomini będą w Warszawie na przełomie lutego i marca!

                                                Foto: 4Tangos

Jasne, to miłe, kiedy ja i moje dziewczyny dostajemy zaproszenie, ale nie ma takiego obowiązku. Kiedy nie ma zaproszenia, Dominika i Ala też biorą udział w zabawie biletowej. Ja nie, bo ja jestem w jury hehe… A werdykt zawsze jest sprawiedliwy!

Wróćmy do konkursu ze statuetką Gardela

                                                                  Foto: Gardele.pl                                                            

Jak już wspomniałam – dostałam nominację w kategorii „Literatura”. Nie jest tajemnicą, że napisałam dwie książki. Pierwsza wprowadza w świat tanga, druga pokazuje znaczenie tanga w przedwojennej i wojennej Warszawie. To są powieści i przypomnę, że można u mnie zamówić z dedykacją. Nakład pierwszej naprawdę się kończy! Prowadzę też tangowego bloga na tangoteamo.pl. Ostatnio jakoś mniej publikuję, ale obiecałam Wam coś o niestosownych zachowaniach w tangu i niebawem będzie!

Dawno temu istniał taki portal tangowy Tango Nuestro, na którym też publikowałam wywiady z ludźmi tanga i artykuły. No i Tango Ocho – jedyny kwartalnik tangowy, bardzo starannie wydawany, z ciekawymi treściami różnych twórców, w tym moimi.

                             Foto (i dwie następne): Dominika Kołodziejska odkopała to znalezisko…

Nie jestem marudą, mam poczucie humoru, to widać zarówno w moich książkach, jak i większości treści. Dołączam foty jednej z publikacji w wymienionym kwartalniku – kto ma sokoli wzrok, odczyta i nieźle się ubawi! Tyle mamy smutnych życiowych sytuacji, że każdy powód do wesołości jest dobry!.

Wiem, że nie wszyscy lubią mnie i mój styl, ale statystyki pokazują, że jednak sporo osób mnie czyta. Kiedyś częściej wkładałam kij w mrowisko, teraz mi się nie chce. Pewnie dlatego, że prowadzę życie statecznie szczęśliwe, a dobrostan rozleniwia 🙂 Natomiast trochę może szkoda, że informacja o konkursie nie rozniosła się szerzej. Jest w nim kilka kategorii, mamy naprawdę świetnych reprezentantów każdej z nich. Lecz czas nominacji się zakończył i nikogo już zgłosić nie można.

No dobrze, ale co z tym konkursem? Nie mam potrzeby żadnej rywalizacji. Serio, moja pierwsza myśl była taka: „Po co mi to?”. To samo pytanie zadał najbliższy mi człowiek. Z drugiej strony: skoro ktoś mnie nominował, uznał, że to, co napisałam do tej pory jest ważne dla społeczności tanga, to odmowa byłaby niestosowna… Zatem postanowiłam tę nominację przyjąć i dziękuję za nią.

Zasady Gardelowego konkursu są takie, że nominować mógł każdy każdego (także siebie samego), ale głosować mogą tylko uczestnicy Tango Ifinity Festival w Zakopanem (3 – 6 kwietnia 2025r.). Podczas festiwalu, w piątek, nominowani zostaną przedstawieni, a w sobotę zostaną ogłoszeni zwycięzcy. Jeśli pierwsze słyszysz o festiwalu w Zakopanem i masz skojarzenia: „Miłość, miłość w Zakopanem… Polewamy się szampanem…” – to niezupełnie to hehe. Tak, jest festiwal, dobry hotel, piękne okoliczności Tatr, a rejestracja jest w toku.

                                                       Foto: Tangoinfinity.pl

Z kim się zobaczę?

Jeżeli lubisz czytać, co piszę, zawsze możesz postawić mi wirtualną kawę.  Tak naprawdę jest to wsparcie w opłaceniu serwera i domeny.
Link znajdziesz TU – dziękuję!

A jeśli chcesz posłuchać kilku rozdziałów mojej pierwszej książki pt. „Pasja budzi się nocą”, odszukaj playlistę pod tym samym tytułem na http://www.tangoteamo.pl

Z ostatniej chwili

Pierwsi nominowani ujawnieni! Kategoria: „Fotografia”. Gratuluję!

Z najostatniejszej chwili na dzień 6.02. godz. 19.31 w kategorii „Sztuka”:

 Dwie osoby uzyskały taką samą ilość głosów w nominacjach, dlatego Kapituła Konkursu zdecydowała o powiększeniu grona Nominowanych do SZEŚCIU OSÓB. Gratulacje!


Kolejne nominacje – kategoria: „Moda”

Tango in the shadows oraz polski puchar tanga

Kilka słów o „Tango in the shadows”

Zostałam zaproszona do promowania spektaklu tanga pt. „Tango in The Shadows” w wykonaniu Marcosa Ayali i Paoli Comacho oraz zespołu The Tango Company z Argentyny. Marcos Ayala od wielu lat jest obecny na światowych scenach z tangowymi spektaklami. Jest uznawany za jednego z najwybitniejszych współczesnych tancerzy tanga argentyńskiego. Jest także choreografem i reżyserem.

Pomyślałam: „Ciekawe, co zobaczę”. Sama przyznaję się przed sobą i przed Wami, że po prawie 15. latach w tangu jestem trochę zmanierowana, trudno mnie zachwycić i mimo że żadną mistrzynią tanga nigdy nie będę, to wiem, na co patrzeć. Ze mną jest tak jak z Elżbietą Zapendowską, która sama zawodowo nie śpiewa, ale umie śpiewu uczyć i takie piosenkarki jak Edyta Górniak wypuszcza spod swoich skrzydeł. Ja za nauczanie nie zamierzam się zabierać, za to z powodu mojego talentu do dostrzegania szczegółów czasem się wypowiem na tangowy temat.

Zacznijmy od tego, o czym jest historia

To NIE jest historia pewnej miłości czy opowiastka o złamanym sercu. To jest historia o jasności i cieniu oraz o tym, jak walczą ze sobą dwa równoległe światy: światła i mroku. Jak się splatają w ludzkiej naturze, przenikają, nawzajem się dominują i się sobie poddają… Każdy ma w swojej duszy obszar jasności i cienia i o tym jest ta opowieść.

To tango show na najwyższym poziomie

Sześć par na niezbyt dużej scenie, bardzo wymagające elementy sceniczne, nowoczesne aranżacje utworów – to wszystko stanowiło doskonałą całość: pełną emocji, dynamiki i tangowego kunsztu. Ci, co przegapili, już nie nadrobią, przynajmniej w Polsce, bo zespół w Warszawie zakończył tour po naszym kraju. Natomiast warto zapamiętać na przyszłość, że jeśli nadarzy się okazja, by zobaczyć spektakl (ten lub inny w tej obsadzie), trzeba z niej skorzystać.

Dodatkowa refleksja

Po przedstawieniu zapytałam kilka tangowych osób (było nas całkiem sporo), jak im się podobało. I mam takie przemyślenie, że my, Polacy, mamy trudność z chwaleniem od serca. Z prostym przyznaniem, że było świetnie. Nie byliśmy chwaleni jako dzieci, to i nie umiemy tego robić. Nawykowo szukamy dziury w całym. Ja też! Bo mimo iż przyznałam, że spektakl był absolutnie fantastyczny i escenario na najwyższym światowym poziomie (a widziałam też gnioty, i to w wykonaniu Argentyńczyków, o Polakach nie wspominając), to jednak musiałam powiedzieć, że gancho ładniej robi nasza Madzia Bochińska… Natomiast towarzystwo, które zapytałam o to, jak im się podobało, odparło:

  1. Druga połowa bardziej (szczerze: jedynie stroje były bardziej strojne, taniec był świetny w obu połowach);

  2. To nie jest tango, jakie się normalnie tańczy (no raczej! Takie normalne masz na każdej milondze. Show sceniczny to co innego niż tangowa potańcówka. To także co innego niż pokaz nie na scenie);

  3. Za dużo szarpania (NIE było żadnego szarpania! Była dynamika, owszem, ale zwróciłam uwagę, że bardzo trudne elementy były wykonane z precyzją i płynnością);

  4. Zły teatr wybrałaś na to przedstawienie” (wiem, to był żarcik, jednak moim zdaniem miejsce jak miejsce, teatr Palladium ma swój klimat, tylko jak się idzie na jakikolwiek spektakl, warto zainwestować w bilety i dobre miejsca na widowni. Poza tym inne miejsce to też inna cena biletów).

Trudno jest nam coś ot tak pochwalić, zachwycić się

Społeczeństwo narzekaczy i marudników niestety nadal dominuje. A szkoda, bo mniej narzekania wiąże się z lepszym zdrowiem. Ponuractwo powoduje dolegliwości somatyczne. Zachęcam do zmiany myślowych nawyków.

Ja bardzo pięknie umiem krytykować, ale tam, gdzie został włożony trud, staram się dostrzec potencjał. Dlatego jeden słaby spektakl tangowy tak opisałam, żeby nie zjechać twórców i żeby podpowiedzieć, jakiej grupie widzów mógłby się podobać. Zrobiłam to z sympatii do występujących amatorów. Tu, w „Tango in the shadows”, była pełna profeska. Mnie spektakl zachwycił.

A teraz z innej beczki:

Mamy w Polsce puchar Polski w tangu argentyńskim

Tak jak w Argentynie: startuje każdy, kto chce. Wielu z Was mnie pyta, co sądzę o tym przedsięwzięciu. Nie chciało mi się wypowiadać na ten temat, jednak pytacie… Zatem napiszę parę słów.

Kategoria escenario w Argentynie jest mocno obsadzona zawodowymi tancerzami, bo jest to bilet do angażu w zespole teatralnym. Od kiedy tango wróciło do łask i stało się świetnym biznesem, wielu Argentyńczyków upatruje w nim swojej życiowej szansy. Politycy co i rusz dewastują ten piękny i duży kraj, tango żywi całe Buenos Aires. Będąc w tym przepięknym mieście (cóż za architektura!) poszłam na tango show z kolacją. Tam jest mnóstwo takich miejsc. W Polsce znam jeden teatr serwujący kolację, ale nie ma tam tanga, tylko mini rewia.

Polski puchar w tangu argentyńskim raczkuje

Zarówno organizacyjnie, jak i pod względem ilości i umiejętności uczestników. U nas jest niewielka liczba nauczycieli żyjących tylko z tanga, ono jest jako dodatek. Nie mamy teatrów tanga. Tango jest niszowe. Społeczność przyrasta bardzo powoli. Czy zatem puchar Polski w tangu argentyńskim będzie znaczącą imprezą na mapie tanga? Tego nie wiadomo. Mamy polską parę utytułowaną nie tylko w Polsce. Dominika Jasik i Grzegorz Kałmuczak mają aspiracje międzynarodowe. Pokazują, że Polacy to światowy poziom. Milongę tańczą jak nikt inny, zdążysz jeszcze na warsztaty!

Niektórzy się oburzają

że tango argentyńskie to nie jest sport, że zawody i konkurencja jest nie na miejscu.  A ja w tym momencie wygłoszę moje ulubione powiedzenie:

Każdy robi, co uważa!

Nie chcesz rywalizować, nie startuj! A jeśli chcesz startować, to Ci coś podpowiem:

Po pierwsze – pooglądaj pokazy różnych par i pochodź na warsztaty prowadzone przez pary z dorobkiem. To, że w swoim mniemaniu dobrze tańczysz, niestety nie wystarczy. W polskim pucharze nie sędziuje Maliniak z Kisielową. Sędziowie są zawodowcami. Patrzą na connection, ale też na MUZYKALNOŚĆ, która przez Polaków jest traktowana po macoszemu.

W tangu argentyńskim poczucie rytmu nie wystarczy!

Tańczenie tylko do rytmu jest nudne. I tu Ci podpowiem drugą rzecz: jeśli chcesz swoje tango podnieść kilka poziomów wyżej, jedź z nami na majówkę!

Luiza i Marcelo Almiron to jedni z bardziej doświadczonych nauczycieli w Polsce, sami uczyli się w Buenos Aires u najlepszych. Nie ściemniają, nie chwalą za nic, za to merytorycznie wskazują najlepsze rozwiązania. A podczas majówki będą osadzać tangowe smaczki w muzyce: w orkiestrach melodyjnych i rytmicznych.

Jeżeli myślisz o starcie w pucharze albo jeśli chcesz być partnerem/partnerką pierwszego wyboru, zapraszam! Tak, w muzyce zarówno lider, jak i follower ma dużo do powiedzenia – o ile umie. Liczba miejsc ograniczona. Zapraszamy w parach, mamy też miejsce dla lidera (doświadczona tanguera czeka!). Zgłoszenia do mnie lub Luizy. Szczegóły znajdziesz TU. Warunki mamy mega komfortowe, program jest tak ułożony, że będzie ciekawie, pracowicie, ale także relaksowo i wypoczynkowo. Zapraszamy 😆 

 

 

Buenos Aires: Mundial de Tango 2023

Przy okazji mistrzostw świata w tangu argentyńskim w Buenos Aires, zainteresował mnie wpis Marty Kubicz (nauczycielki tanga z Krakowa, organizatorki festiwalu tanga Quiero Verte w Krakowie i chyba najbardziej doświadczonej na argentyńskich parkietach polskiej tanguery) odnośnie mundialu, dlatego zaprosiłam ją do rozmowy.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z zasobów Marty.

Mundial za nami. Po raz pierwszy zainteresowałam się nim do tego stopnia, że byłam na bieżąco (no, prawie). Pewnie dlatego, że występowało półtorej naszej pary (chociaż Eze też już jest mocno warszawski. W regulaminie jasno napisali, że jeśli cudzoziemiec/ka startuje z Argentyńczykiem mieszkającym w Argentynie, musi reprezentować Argentynę, więc wszystkie uwagi o „niepolskiej” Mysi były z powodu niewiedzy). Zaskoczyło mnie, że w eliminacjach może wziąć udział dosłownie każdy, nawet jeśli nie bardzo tańczy tango.

Może.

A to jest droga zabawa? Ile kosztuje wpisowe i jak to wszystko wygląda?

Nie pamiętam. W konkursie Metropolitano to nie był duży koszt, jakieś 3000 pesos (ok. 20 – 30 zł za parę). Kiedy startowałam w Londynie w 2019 roku, to koszt był na poziomie 60/80 funtów od pary. Konkursów regionalnych, akredytowanych przez Mundial jest niewiele. Część osób z eliminacji regionalnych i z eliminacji w prowincjach wchodzi od razu do półfinału, a niektórzy – jak zwycięzcy azjatyckich eliminacji czy europejskiego Championship we Włoszech, nawet do finału.

Z ostatniej chwili: służby operacyjne podesłały regulamin, poniżej naszej rozmowy umieszczam istotne fragmenty. Ile razy brałaś udział w konkursach?

Dwukrotnie brałam udział w eliminacjach do mundialu miasta Buenos Aires i dostałam się do półfinałów. W UK w 2019 roku byłam w najlepszej parze reprezentującej Londyn i dostaliśmy się do finału. Śmialiśmy się, że byliśmy najdłużej panującymi mistrzami Londynu, bo pandemia odwołała Mundial w 2020 roku. Raz też zdarzyło mi się wygrać lokalny konkurs w Argentynie: Campeonato Tango Salón Zarate 2023 – Cumbre de cumbres! W jury zasiadało trzech sędziów: Alejandra Mantiñan, Jesus Velazquez, a trzeciego nie znam i nie pamiętam. Jestem z tego dumna, bo Alejandrę bardzo poważam i też się u niej uczyłam.

Jakimi prawami rządzą się eliminacje?

Akredytowane przez Mundial eliminacje podzielne są na regiony i tylko rezydenci danych regionów czy prowincji mogą w nich wziąć udział. Ja na przykład nie mogłam startować w eliminacjach w prowincji San Juan, bo nie byłam tam rezydentką. W UK też ograniczona ilość państw może startować. Polska jest w tym gronie. Kiedy ja startowałam, byłam rezydentką Londynu, ale przykładowo para Argentyńczyków mieszkających na stałe w Argentynie nie może wziąć udziału w eliminacjach londyńskich.

A jeżeli są rezydentami w Berlinie?

To już tak, bo Niemcy też należą do grona państw, których reprezentanci mogą startować w UK Championships. Istnieje wiele konkursów poza systemem mundialowym, jeden jest nawet nazywany mistrzostwami europejskimi, ale nie ma akredytacji.

My też mamy pozamundialowy puchar Polski, w którym mógł startować każdy, a który wygrali berlińscy Argentyńczycy, zresztą dość utytułowani. A jak oceniasz poziom tegorocznego Mundialu? Pytam o poziom od półfinałów.

Uważam, że ogólnie poziom był wysoki, a w finałach bardzo. Już to pisałam: jeżeli dostajesz się do półfinału, to znaczy, że coś tam o tym tangu wiesz i ogarniasz, bo jest to osiągnięcie. A finały – obserwuję, że pary po zdobyciu pucharu wzięły się jeszcze bardziej do roboty i rozwinęły się już po konkursie. Imponuje mi Carla Rossi, która po wygranej zwiększyła swój poziom.

Tak samo moje ubiegłoroczne odkrycie: Agostina Tarchini. Sporo dobrych znanych par odpadło w półfinale. Patrząc, co przygotowały w kategorii escenario, miałam wrażenie, że niedoszacowały poziomu konkurencji i pokazały 1/4 swoich możliwości. Lepsze ich pokazy widziałam choćby w Polsce.

Występ na scenie jest ogromnie stresujący. Może nie czuli pewności, że dobrze wykonają trudniejsze elementy i z nich zrezygnowali. Mam czasem wrażenie, patrząc na pary, że tańczą zachowawczo, a nie na full swoich możliwości, tylko tak, żeby nie sprdlić. Mnie też się tak zdarzyło podczas Metropolitano, że zamiast tańczyć, skupiałam myśli na tym właśnie, żeby nie sprdlić.

Ale co tu można sprdlić, skoro choreografię się wyćwiczyło miliard razy w ciągu ostatnich dwóch lat?

Przy takim poziomie stresu w mózgu nagle może pojawić się nicość. Dawno temu tańczyłam taniec towarzyski, a tam przecież jest choreografia. Często miałam pustkę w pamięci, a ćwiczyłam tę choreografię dwie-trzy godziny dziennie. Pamiętaj też, że w Buenos było pewnie około 10. stopni i dziewczyny mogły umierać z zimna, zwłaszcza że przed występem długo czekasz. To jest walka ze sobą i swoją psychiką. Ktoś kiedyś powiedział, że taniec na milondze to inna bestia niż taniec na scenie. Inne emocje temu towarzyszą.

W tej edycji wystartowało ponad 440 par, w La Pista było chyba 46 rond. Ilość w rondzie jest stała czy zmienna?

Raczej stała, to jest 10 – 12 par.

Czy branie lekcji u sędziów ma przełożenie na punktację?

Różnie się mówi, że pieniądz rządzi wszystkim i wszystko jest na sprzedaż, ale ja myślę, że nie. Praktycznie wszyscy uczą się u wszystkich, więc trudno by było kogoś faworyzować. Natomiast jest takie zjawisko, że są pary, które przyciągają wzrok i takie, które nie przyciągają. Te pierwsze przechodzą dalej, bo sędziowie mogą jednej parze poświęcić jakąś uwagę, więc tych wybitnych widać. Jeżeli ktoś jest słaby, to też to widać. Cały środek to jest już bitwa na punkty.

Co myślisz o parze, która wygrała w kategorii La Pista?

Dla mnie są fantastyczni. Jhonny rok temu w którymś z ważniejszych konkursów był drugi, tylko z inną partnerką.

Link do pokazu finałowego jest TU.

A para wygrana w Escenario? Ja ich nie typowałam.

Escenario, jeśli chodzi o sędziowanie, to jest odrębny temat. Tu liczy się co innego. Ronda nie ma znaczenia…

…bo nie ma rondy…

…ale można by powiedzieć, że mają tańczyć wokół sali. Popatrz na panel sędziowski. To są producenci wielkich tango show. Myślę, że patrzyli także pod kątem prezencji, czy para przyciąga uwagę. To jest entertainment. Nie ma znaczenia, czy wykorzystujesz sekwencje starych milongueros, tylko czy oglądając, widz dobrze się bawi. Ta para, która wygrała, moim zdaniem zaprezentowała fajne widowisko.

Link do pokazu finałowego jest TU.

Elementy tanga muszą być, nie wystarczy sama akrobacja – to jest zawarte w regulaminie. I tak w ogóle to ja chyba nie mam gustu, bo mojej uwagi zwycięska para nie przykuła.

To jest sztuka, każdy ma inny gust.

Mnie zawołała para, która miała najbrzydszy outfeet (a to jest w escenario oceniane), ale odegrali opowiastkę i w półfinale zatańczyli moim zdaniem świetnie (w finale ich przegapiłam). Para, która wygrała, nie skupiła mojej uwagi.

Zwróć uwagę, że byli na końcu. Kiedy ja oglądałam, pierwsza para była dla mnie WOW, ale super! Druga też. Potem jakieś straszne dramy odchodziły i uznałam, że już wystarczy. Nadmierna teatralność i przesadna emocjonalność mnie zmęczyły. Niektóre pary tańczyły do muzyki, nie oddając jej charakteru. Czyli muzyka miała swoją historię, a patrząc na taniec widziało się inną historię. Mnie to raziło.

Niektóre pary nie lubią pokazów. Trochę się dziwię, po co w takim razie je dają. Jestem ciekawa, co jest kluczowe dla sędziów w ocenianiu par?

Musiałabyś ich zapytać, ja nigdy nie byłam sędzią. Mogę ci powiedzieć tylko to, co słyszałam. W kategorii La Pista ważne jest, jak para ze sobą współpracuje. Technika jest ważna, bo uwalnia taniec, ale przecież nie o to chodzi, by być jej niewolnikiem. Tańczenie w rondzie to jedno, ale też jest ważne, aby ronda płynęła. Różni są sędziowie. Niektórzy najbardziej cenią sobie to, jak para interpretuje muzykę. Niektórzy idą dalej: nie tylko patrzą na muzykalność, ale też na interpretację słów.

Jeśli się nie zna hiszpańskiego, to jak można interpretować słowa?

Jeżeli tańczysz tango na tym poziomie, to może jednak warto się nauczyć.

Ja lubię, że nie rozumiem, co śpiewają, bo i tak odbieram energię niektórych tang jako zachęcającą podprogowo do zabicia się własną pięścią.

A ja ci powiem, że mój hiszpański nie jest perfekcyjny, ale lubię sobie tłumaczyć poszczególne utwory. I kiedy usłyszę taki, który rozumiem i wiem, że jest smutny, że komuś serce krwawi, a na parkiecie widzę wesołe podskakiwanie i pełen uśmiech, to mam mieszane uczucia.

Czyli lepiej nie rozumieć. A tak poważnie: interpretacja słów w muzyce jest ciekawym aspektem, którego nigdy nie brałam pod uwagę. Wracając do kosztów takiej mundialowej zabawy (sprawdziłam: start był bezpłatny): ile trzeba mieć pieniędzy, żeby pojechać do Buenos Aires i pobyć tam? A nawet wystartować, żeby poczuć od środka tę atmosferę.

I stresować się?

Nie, raczej doświadczać.

Loty w tej chwili kosztują między 1200 a 1500 euro w dwie strony. Przed pandemią udawało mi się znaleźć bilety poniżej 800 euro, teraz nie ma takich cen. Mieszkanie to koszt od 500 dolarów za hostel tangowy do 700 dolarów za mieszkanie (lub więcej, to zależy od lokalizacji i standardu). Transport publiczny to są grosze – dosłownie: przejazd w przeliczeniu kosztuje max 20 groszy. Tak samo taksówki, przejazdy zamykają się w 15 zł. Oczywiście zależy, gdzie mieszkasz. Ja się trzymałam bezpiecznych dzielnic. Podsumowując: przez loty i mieszkanie nie jest to tani wyjazd, dlatego nie wiem, czy wyjazd na krócej niż miesiąc ma sens.

Wystartujesz w Mundial de Tango 2024?

Nie wiem, zależy, jak się życie ułoży. W tej chwili mam trochę kryzys tangowy i nie wiem, czy tego wszystkiego nie rzucę i nie pojadę w Bieszczady… Ale kto wie. Nie wiem, czy znajdę odpowiedniego partnera, czy gwiazdy się ułożą w odpowiedniej konstelacji. Ja lubię startować, ale to nie jest główny powód moich podróży do Buenos. Jeżdżę praktycznie co roku, żeby chodzić na milongi i uczyć się od moich Maestros, którzy rzadko lub w ogóle Europy nie odwiedzają. I zdarzyło się, że dostałam propozycję wystartowania w konkursie organizowanym w La Plata. To był mój pierwszy raz. Moja maestra mi to poleciła, więc uznałam, że doświadczę czegoś nowego.

I co to było?

Jest fajny, przyjacielski vibe. Współstartujący Argentyńczycy za kulisami są bardzo wspierający i robią niezłą imprezę. Nie ma zadęcia i zawiści. Dlatego lubię konkursową atmosferę w Argentynie.

Przejdźmy na nasze podwórko. Za niecałe dwa tygodnie organizujesz festiwal w Krakowie. Nie boisz się wyzwania finansowego?

Z wykształcenia jestem finansistką, więc potrafię zrobić biznesplan, ale jeżeli chodzi o tango, to wiadomo, że podejmuję ryzyko. Wszelkie kalkulacje mówią jedno, a serce mówi drugie. Lubię realizować przedsięwzięcia tangowe nawet jak są niedochodowe.

Jakie pary przyjadą?

Ariadna Naveira & Fernando Sanchez, Natasha Lewinger & Haris Mihail – finaliści Mundialu z 2019 roku oraz Yanina Quiñones & Neri Piliu – wicemistrzowie Mundialu w roku 2006. Rejestrację zamykamy 7.09., więc warto się pospieszyć. Bilety będą dostępne na wejściu, ale wiadomo, że przy zakupie Pass’a cena jest niższa. Zapraszam do pięknej sali pełnej fresków w budynku Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, w samym centrum Krakowa. Zapraszam także na stronę internetową: kliknij TU

Życzę udanego festiwalu i zawsze dobrej konstelacji gwiazd!

Jeżeli lubisz mnie czytać, to miłe 🙂
Chętnie przyjmę zaproszenie na wirtualną kawę (TU).
Transmisję z finałów mundialu zobaczysz TU.
A 23.09.2023 w Warszawie startuje nowa sobotnia milonga!
Szczegóły TU.
Można zgłosić się na warsztaty – info TU.

Z regulaminu konkursu Mundial de Tango 2023:

Pary Tango La Pista będą rywalizować w prezentacjach grupowych i zatańczą przed dwoma skłądami jury po trzy utwory wybrane przez Organizatora.
W kategorii Tango Escenario każda para zatańczy indywidualnie przed dwoma składami sędziowskimi, tańcząc do wybranego utworu, który nie powinien trwać dłużej niż cztery (4) minuty. Pary mogą zaprezentować różne choreografie na różnych etapach konkursu. Pary muszą wysłać utwór drogą e-mailową w instancji akredytacyjnej

KLASYFIKACJA

Do półfinału awansują pary, które uzyskają najwyższe średnie.

PÓŁFINAŁ

W rywalizacji wezmą udział pary wybrane w fazie klasyfikacyjnej. Dodatkowo dołączą pary z różnych oficjalnych eliminacji TangoBA 2023, a także

pary, które zajęły miejsca od 2 do 5 w kategoriach Tango de Pista dla dorosłych i seniorów oraz zwycięskie pary dorosłych i seniorów w kategorii Milongueros w Campeonato de la Ciudad 2023.

FINAŁ

Wezmą w nim udział pary wybrane w Półfinale oraz zostaną dodane zwycięskie pary Europy i Mistrzostw Azji oraz zwycięzcy zawodów Tango de Pista dla dorosłych i seniorów Campeonato de la Ciudad 2023.

Kolejność prezentacji par w finale Tango de Pista będzie następująca:

Ustanowiona przez Organizatora, który zapewni zróżnicowanie kompozycji (naprzemiennie pary z różnych krajów, unikanie tych samych tematów muzycznych z rzędu, itp.).

W ostatniej instancji kategorii Stage Tango będzie obowiązywać kolejność występów

przeprowadzona w drodze losowania, po zakończeniu ogłaszania finalistów. Aby być świadkiem losowania, musi być obecny przynajmniej jeden z członków pary. W przypadku nieobecności w momencie losowania, o udziale decyduje kolejność ustalona po zakończeniu losowania.Te same utwory nie mogą być grane po kolei.

JURY

Jury Pucharu Świata 2023 zostanie powołane przez Dyrekcję Generalną ds.

Festiwali i Wydarzeń Centralnych pod okiem wybitnych osobistości tanga. Składy Jury Rund Kwalifikacyjnych będą składać się z pięciu (5) członków, w Półfinałle z sześćciu (6), a w finale z siedmiu (7).

Wszystkie decyzje Jury będą nieodwołalne i jednoinstancyjne. Uczestnicy,

samym faktem rejestracji akceptują ten warunek.

Punktacja każdej z prezentacji będzie wynikać z kumulacji punktów przyznanych przez każde Jury oceniające w skali od 1 do 10, z miejscami po przecinku, w oparciu o parametry opisane w punktacji. Z uzyskanego wyniku zostanie obliczona średnia poprzez podzielenie całości według liczby członków Jury, którzy głosowali.

Każdy członek Jury, który utrzymuje profesjonalną lub osobistą relację z którymkolwiek z Uczestników Mistrzostw lub byli nauczycielami któregokolwiek z nich, mogą według własnego uznania powstrzymać się od wystawiania mu ratingu. W tym celu wystarczy zarówno dobrowolne oświadczenie Jurora lub informacja przekazana przez uczestnika. W takim przypadku Organizator może zdecydować się na umieszczenie zastępczego jurora lub ustalenia końcowego wyniku pary ze średniej wynikającej z liczby jurorów, którzy oddali swój głos.

O zwycięstwie w każdej kategorii zadecyduje średnia uzyskana z ocen przyznanych przez Jury.

Przyznane zostaną także nagrody i wyróżnienia za drugie, trzecie, czwarte i piąte miejsce oraz Organizator będzie uprawniony do przedstawienia innych wzmianek, jeśli uzna to za stosowne.

W przypadku remisu na pierwszym miejscu, pary, które uzyskały ten sam wynik, muszą tańczyć utwory niezbędne do czasu wyłonienia zwycięzcy w głosowaniu Jury, bez udziału uczestników.

PARAMETRY OCENY:

1.TANGO DE PISTA (WOLNE, AMATORZY I PROFESJONALIŚCI)

Tango de Pista rozumiane jest jako taniec towarzyski, w którym najważniejsze jest:

improwizacja, objęcie i połączenie między parą.

Pary zapisane do kategorii Tango de Pista będą to robić w turach i muszą poruszać się stale w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, nie cofając się. Mogą, jeśli ruch tego wymaga, iść jeden lub dwa kroki do tyłu, zawsze w obrębie swojej przestrzeni.

Para musi szanować swoją przestrzeń i przestrzeń pozostałych partnerów

w rondzie, aby nie zakłócać harmonii. Jeśli para zajmuje więcej miejsca, utrudniając ruch, Jury może obniżyć noty. W przypadku, gdy para zatrzymuje dynamikę krążenia rondy, nie wolno jej wyprzedzać. Jurorzy zastanowią się, czy taka ronda powinna zostać uznana, czy trzeba będzie zatańczyć jeszcze jedno tango, aby rozwiązać problem.

Raz uformowana para nie będzie mogła się rozłączyć w trakcie trwania utworu.

Wszystkie ruchy i figury muszą być wykonywane w przestrzeni umożliwiającej

objęcie w taki sposób, aby nie szkodzić innym parom. Lider może zaproponować swojemu partnerowi chodzenie i/lub obroty się w obie strony.

Można wykonywać wszystkie figury powszechnie stosowane w tangu „społecznym”, włączając w to volcadę, „sacadas” do podłogi, ocho, gancho, lapiz, boleo itp., a także stosowanie ozdobników, zawsze we własnej przestrzeni, bez ingerencji w przestrzeń otoczenia innej pary. Skoki, figury tracące kontakt obu stóp z podłogą i inne choreograficzne możliwości typowe dla Stage Tango są całkowicie wykluczone.

Jury weźmie pod uwagę, jako zasadniczy punkt, osobistą interpretację każdego z pary. Pod uwagę będą brane: muzykalność i elegancja w chodzeniu,

komunikacja i połączenie pary oraz poszukiwanie własnej osobowości,

zmianę dynamiki i szybkości w stosunku do granego tanga, z poszanowaniem jego

interpretacji. Strój nie będzie brana pod uwagę jako parametr oceny, ale

zaleca się uczestnictwo w prezentacjach w dobrym stylu. Przy wyborze ubioru, fryzury i makijażu trzeba pamiętać, że Tango de Pista jest tańcem socjalnym, a nie scenicznym.

2. SCENA TANGO (WOLNA, AMATORZY I PROFESJONALIŚCI)

Każda para wykona indywidualną prezentację do dowolnie wybranego utworu, który

nie powinien przekraczać czterech (4) minut.

W przypadku problemów z choreografią, od pary zależy kontynuacja, a Jury oceni sposób i wdzięk, z jakim para rozwiązała ten problem lub niedogodność, ale nie może się ona powtórzyć.

W przypadku problemów technicznych Organizator wraz z Jury dokonają oceny przy

powtórzeniu choreografii na koniec wyznaczonego przedziału czasowego.

Będzie można tańczyć zgodnie z indywidualną wizją każdego wykonawcy, co oznacza, że będzie można używać ruchów, figur i sekwencji, które nie nawiązują bezpośrednio do tradycyjnego Tanga, ale także figur tanga klasycznego.

W choreografii muszą być obecne: ocho, „zwroty”, długie kroki, boleo, gancho,

objęcie milonguero. Będzie można przeplatać objęcie i zastosować techniki z innych dyscyplin tanecznych, o ile mają zastosowanie i podwyższają jakość prezentacji.

Podniebne sztuczki i inne ruchy typowe dla innych tańców nie powinny być nadmierne, tj. nie przekraczać 1/3 całości pokazu. Para musi mieć

sekwencje przemieszczania się po podłodze w przestrzeni scenicznej.

Strój jest brany pod uwagę jako parametr oceny.

NAGRODY:

W każdej kategorii Pucharu Świata Tango 2023 wyłoniona zostanie zwycięska para. Pierwsza nagroda w obu kategoriach ma wartość 300 000 pesos (to jest ok. 1800 zł), po 150 000 pesos dla każdego członka pary.

Nagrody i wyróżnienia zostaną także przyznane za drugie, trzecie, czwarte i

piąte miejsca. Wszyscy uczestnicy otrzymają certyfikat udziału w Mundial de Tango 2023.

 

Lato & tango 2023 – wybrane propozycje

Wiesz, że lada moment nastąpi przesilenie letnie i dzień znowu będzie coraz krótszy? Tak to jakoś jest, że jeszcze człowiek nie zdąży poczuć lata, a już się zbliża jesień… Dlatego warto korzystać, z czego tylko można.

Imprez wszelakich jest dużo, dlatego kandydaci na uczestników rzadziej podejmują spontaniczne decyzje. Częściej wolą je dokładnie przemyśleć, a najczęściej lubią decydować w ostatniej chwili. Jest to spora niedogodność dla organizatorów, bo do samego końca nie wiedzą, czy kasa się zgodzi, ale cóż: takie mamy czasy.

Bywa, że jestem pytana o to, jaki event polecam albo jakiego nauczyciela. Wtedy ja pytam: a czego oczekujesz? Bo takie wiesz, polecanie na zasadzie: „Mnie się podoba”, nie zawsze jest trafione. Tutaj nie mam możliwości zapytania Ciebie, bo przekaz jest jednostronny, ale pokuszę się o to, by zachęcić Cię do kilku imprez.

Nie wymienię wszystkich, bo nie o wszystkich wiem, nie wszystkich organizatorów znam albo nie wszyscy organizatorzy czują potrzebę, bym o nich pisała. Więc nic na siłę, za to zerknij na poniższe eventy:

1. W sobotę 24 czerwca wszystkie drogi prowadzą do Warszawy! Przyjeżdżają Analia Morales & Gabriel Ponce! (fota pochodzi z ich strony).

Ta noc należy do nich i do Złotej Milongi, w której odbędzie się feta z pokazem (link do wydarzenia jest TU), a dodatkowo Analia będzie z nami świętowała swoje urodziny! Czyli będzie tort, bąbelki i „tango odbijango” (a konkretnie pewnie vals), jak to na urodzinach. Panowie! Także ci mniej doświadczeni! Macie niesamowitą okazję wziąć w ramiona TAKĄ tanguerę! Zachęcam. Kiedy poczujecie tę jakość, już nic nie będzie takie samo…Analia i Gabriel są bardzo socjalni, a ich pokazy robią niesamowite wrażenie. Przyjeżdżają prawie na miesiąc, więc będzie się działo! Także dla wielbicieli folku. Wypatrujcie poszczególnych wydarzeń 🙂

2. Tango Pod Żaglami – to impreza organizowana od wielu lat. Idea: w dzień pływają, w nocy „tangolą”. 29.06. (w czwartek) zaczną już o 19.00! I potańczą do północy. Będzie to milonga open air w Mikołajkach, a konkretnie w wiosce Żeglarskiej nad brzegiem jeziora Mikołajskiego. To jest w ogóle ciekawa impreza.

Część osób, które nie widzą niczego fascynującego we włóczędze po jeziorze, dołączają na wieczorne milongi, a tańczy się codziennie w innym miejscu (link do milongi jest TU, a po szczegóły zgłaszać się do Pietruszki).

3. W połowie lipca, jak co roku, odbywa się szczeciński Gryf Tango Weekend
(14-16.07).

Są milongi, warsztaty, jest rejs statkiem i flash mob. Kiedyś odbywał się w formie maratonu, teraz jest w innym miejscu i ma formę weekendu. Rejestracja w toku!

4. 26 lipca po raz piąty Żagań rozkwitnie tangiem. Tango Barocco to duża impreza ze smaczkami: parkiet pod gołym niebem, dodatkowo sala z parkietem, tango tradycyjne i nie tylko, pokazy, integracja, flirty, przygody z noclegami…

Kto nie był, zachęcam, to inna impreza niż wszystkie 🙂 
Rejestracja w toku.

5. Ooo, i tu się zapowiada SUPER festiwal! Pierwsza edycja, dopracowana i dopięta na ostatni guzik. Mowa oczywiście o Tango Festiwalu w Gdyni.

Maestros REWELACJA! Młode pokolenie może nie wiedzieć, ale uwierzcie: Agostina w tej chwili jest moim numerem jeden, jeśli chodzi o… wszystko: sprawność, osobowość, wiedzę, sposób nauczania, wdzięk i wszechstronność.

Gdy tańczy tango, to jest to tango. Jak zechce powariować, to robi to świetnie. Jest najlepszą wszechstronna tancerką zawodową, jaką znam. Nie wiem, z kim będzie tańczyć, ale to nie ma znaczenia, bo kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją w Amsterdamie, tańczyła z topowym partnerem, a ja widziałam tylko ją… Jeśli będzie tańczyła z Chucky’m, to będzie fantastyczne, nie mam co do tego wątpliwości.

Martin & Maurizio są legendą. Dynamiczni, ekspresyjni, absolutnie nadzwyczajni…

Nie zabraknie tańczenia do muzyki na żywo, a zagra zespół Re! Tango.
Nie słyszałam ich jeszcze, więc jestem ciekawa moich wrażeń.

Ach, i socjal! Priorytet dla organizatorów. Strefa relaksu i jedzonka też zapowiada się świetnie. O tym porozmawiam z Ulą Nowocin – wypatruj video!

Nie czekaj, rejestruj się! Najbardziej opłaca się full pass (z warsztatami) przy rejestracji w parze, bo nie dość, że cena niższa, to jest dodatkowa zniżka na tajne hasło: TEAMO

Tango Te Amo zostało patronem medialnym tego festiwalu, z czego niezmiernie się cieszę 🙂 

6. Ani się nie obejrzymy, a nadejdzie wrzesień. A wraz z nim Tango Camp Baltic
ze świetną argentyńską parą: przyjeżdżają Lucilla Ciocni & Joe Corbata.

To para, za którą wielbiciele jeżdżą po całym świecie, więc warto się decydować i rejestrować, bo ilość miejsc ograniczona (info TU). Zwłaszcza że będzie także Fernando Romero Chucky & Natasha Barbara.
Warunki pobytowe fantastyczne, więc na początku września, poza sezonem, warto sobie zafundować tydzień wakacji z tangiem i szumem morza…

Do zobaczenia i zatańczenia!

Ania

Pierwszy Puchar Polski i jedna refleksja obyczajowa

Wskakuję z kilkoma informacjami obyczajowo-wydarzeniowymi. Będzie w punktach:

1. Po raz kolejny w krótkim czasie (nie wiem, który, nie liczę) zostałam w rozmowie obdarzona stwierdzeniem: „Rozumiem, że jedziesz do Poznania?”. Za tydzień odbędzie się pierwszy w Polsce Tango Cup z festiwalem i Galą Finałową Pucharu Polski w Tangu Argentyńskim. Czytaj dalej „Pierwszy Puchar Polski i jedna refleksja obyczajowa”

Warsaw 4tangos Festival 2023

To było przełomowe wydarzenie

Jedno z najważniejszych w ostatnim czasie. Dla polskiej społeczności tanga, jak i dla mnie osobiście.

Ale po kolei.

Idea

Jakoś tak jesienią 2022 nasz polski Hiszpan José Iglesias Vigil powiedział, że zachwycił się takim tangiem (jako kultura, społeczność i taniec), jakie proponuje legenda muzykalności Horacio Godoy. I że w marcu zrobi festiwal, na który maestro przyjedzie wraz z partnerką, Maricel Giacomini. Powiedziałam, że świetnie, trzeba ogłaszać, bo po pandemii eventów się mnoży, a ludzie planują z wyprzedzeniem (chociaż lubią decydować niemal w ostatniej chwili).

Kulisy

Zaczęło się od tego, że José napisał do Horacio, jakie tango mu się podoba, jak widzi społeczność i co uważa, że nie jest dobre. Nawiązali kontakt. Okazało się, że tangowo patrzą w tym samym kierunku, to samo jest dla nich ważne. Zaprzyjaźnili się. Do tego stopnia, że spędzili razem święta Bożego Narodzenia 2022 w domu Horacio w Buenos Aires. Pod wpływem rozmów maestro sam z siebie wyraził chęć przyjazdu do Polski – po raz pierwszy! (edit: w ostatnim czasie. Był w Polsce po raz najpierwszy w 2009 roku, kiedy ja zaczynałam. Potem też przyjechał, ale ja byłam w tangowym żłobku, no może w przedszkolu i interesowało mnie głównie hasanie 🙂 ). Pebete (po hiszpańsku „bułeczka” – tak maestro lubi być nazywany – dzięki, Jacek Mazurkiewicz za info 😀 ) jeździ po całej Europie (i świecie), w Berlinie ma systematyczne zajęcia z muzykalności niemal w systemie uczelnianym. Przyszedł czas na Warszawę.

José opowiedział mi o swojej wizji

Przede wszystkim José zawsze podkreśla, że tango to nie taniec, tylko kultura, a kultura to ludzie, którzy wyrażają siebie poprzez taniec. Horacio, szef najbardziej znanej milongi w Buenos Aires La Viruta, prowadzi takie zajęcia, które tę kulturę rozwijają. Milongi w warszawskim wydarzeniu miały być dodatkiem. Absolutnym priorytetem były warsztaty. Co ciekawe: w takich warsztatach na świecie uczestniczy jednocześnie nawet 100 par. U nas, ze względu na ograniczoną powierzchnię, miało być o ponad połowę mniej.

Pomyślałam: zwariował!

100 par?! Nawet 50. Żeby był komfort, moim zdaniem nauczyciele są w stanie ogarnąć do 20 par. José powiedział, że to nie są takie warsztaty, gdzie Horacio będzie podchodził i kogokolwiek poprawiał. Pomyślałam: jeszcze lepiej! Ludzie zostawieni będą samopas, to co to za korzyść?!

Efekt Krugera – Dunninga

Jest wszechobecny! W tangu zwłaszcza. To zjawisko psychologiczne (zbadane i opracowane w 1999 r.), które jest zwyczajnym błędem poznawczym. Polega na tym, że gamoń z brakami umiejętności i wiedzy uważa się za eksperta, zaś ekspert nie docenia swoich umiejętności mimo rozległej wiedzy i czuje się jak gamoń. Stąd pełno nauczycieli nie umiejących nie tylko uczyć, ale i tańczyć. Oraz pełno djów nie znających podstawowych zasad doboru muzyki. I, niestety, cała rzesza (szacuję na ogromną większość) tych, którzy uważają się za muzykalnych, KOMPLETNIE nie mając pojęcia, czym ta muzykalność tak naprawdę jest. I jest też kilku świetnych nauczycieli, którzy uważają, że cały czas są nie dość…

Za nauczanie tanga się nie zabieram, za djowanie też nie zamierzam, a zaśpiewam Wam dopiero, gdy się nauczę. Niestety, przyznaję się i nie mam z tym problemu:

w sprawie muzykalności należałam do grupy gamoni.

A jestem po szkole muzycznej. Horacio mówi: „Nie słuchaj muzyki, ty ją graj”. Nigdy nie grałam z orkiestrą, więc to mam na swoje usprawiedliwienie. Czułam, co to jest być w muzyce, ale nie wiedziałam, jak i dlaczego. Wiedziałam, że w tangu nie chodzi o tańczenie do rytmu (przynajmniej nie tylko, właściwie w znaczącej mierze nie), ale nie znałam całej gamy możliwości. To znaczy: doświadczyłam tego za granicą.

Zagranica chodzi na warsztaty z muzykalności, a Polacy nie

Kiedy usłyszałam o pomyśle 50 par na warsztatach, też się postukałam w głowę. Zrobiłam błędne założenie, że wszystko o formie warsztatów wiem. Otóż NIE! Z radością przyznaję, że się myliłam! (jak ja uwielbiam zmieniać zdanie! Bo to oznacza, że się czegoś dowiedziałam i poszerzyłam horyzonty). Na TAKICH warsztatach może być i 100 par! Oczywiście te, w których nauczyciel chodzi i poprawia, też są potrzebne i wtedy ¼ tej ilości jest wystarczająca, natomiast mówimy konkretnie o warsztatach u Horacio Godoy’a i formule, którą wymyślił, którą stosuje i która w jego przypadku się sprawdza.

Warsztaty

Horacio Godoy to znana w świecie marka. Ma swój styl i swoje podejście: uczy tanga socjalnego, to znaczy takiego, żeby dużo ludzi w jednym czasie mogło się wspólnie bawić na nawet niewielkim parkiecie. Stąd celowo w jego pokazach nie ma zamaszystych figur i scenicznego fruwania. Wszystko dzieje się pomiędzy parą w podłodze, nogach i objęciu, a kluczem do tego jest jego sztandarowy temat:

Muzykalność

Po tych warsztatach rozumiem, dlaczego mi się nie chce chodzić na milongi i nie chce mi się już jeździć na imprezy, gdzie ciągle w większości przewijają się ci sami polscy tancerze. Bo są niemuzykalni! A być muzykalnym to znaczy wiedzieć, jak z muzyki skorzystać, żeby wydobyć głębię. Bez tego – nuuuda. Nawet z tymi technicznie dobrymi. Niby fajnie, a czegoś brakuje… Jeśli partnerka ma wrażliwość muzyczną, może nie wiedzieć, dlaczego jej nudno. Jeśli partner ma wrażliwość muzyczną, a nudzi się sam ze sobą, to znaczy, że brakuje mu dodatkowych możliwości wyrazu, czyli wiedzy o muzykalności i osłuchania z utworami.

Konstrukcja

W sumie było 8 warsztatów, 4 dotyczyły stricte muzykalności i na nich się skupię.
Zaczęło się od tego, że pierwszego dnia Horacio kazał nam zgromadzić się wokół siebie i wprowadził nas teoretycznie w rozliczenia muzyczne tangowych utworów. A te rozliczenia potrafią być różne i to dla wielu było odkrycie.

Horacio mówił, pokazywał z Maricel w praktyce (tańcząc), a potem próbowaliśmy my (czyli tańczyliśmy do nakazanego rozliczenia – cudowne!). Nie chodziło o technikę, o stawianie nóg czy postawę, tylko o muzykę. Więc ilość uczestniczących osób nie miała znaczenia. Wszyscy najpierw słuchali, potem patrzyli na parę maestros, a następnie wszyscy tańczyli we wskazanym rozliczeniu.

W czasie dwóch pierwszych warsztatów było prosto, bo bawiliśmy się rytmem i zwolnieniami. Żadna para nie miała z tym problemu. Było wesoło, miło i przyjemnie. Z efektem „wow”.

Schody drugiego dnia

Kiedy wkroczyły grubsze tematy, jak synkopy i przeciw marcatto, wtedy poczuliśmy jak jeden mąż i żona solidarność w nieogarze. Wyszło, jak bardzo jesteśmy wrośnięci w schematy. Jak jesteśmy przywiązani do rytmu, więc trudno zatańczyć pomiędzy nim. Niesamowicie cudowne doświadczenie. I świadomość: ależ może być bogato! Bez figur!!! Proste rzeczy, tylko muzykalnie. Jeśli na milondze jest super tanguera, która wie, o co chodzi, to ona nie wybierze tego, co trzaska figury ani tego, który jest super technicznie, tylko tego, który nie zrobi krzywdy jej osi i jest muzykalny.

My za mało umiemy”

Usłyszałam, kiedy zapytałam parę (uczą już innych!), dlaczego nie przyszła.

I ręce mi opadły. Ale takie ograniczenia ludzie mają w głowach. I fałszywe wyobrażenia (tak, ja też je miałam! Kajam się!). „Dużo ludzi było” – usłyszałam jako zarzut i argument na „nie”. Co się dziwić, sama nie mogłam pojąć, jak to możliwe, że to możliwe, dopóki się nie przekonałam.

Były takie głosy (wśród osób, które nie brały udziału), że to warsztaty przede wszystkim dla liderów.

Moim zdaniem to warsztaty dla obydwu ról

Dzięki takim warsztatom liderzy nie będą nudni, a podążające:
a) dowiedzą się, dlaczego im czasem nudno. Zdradzę sekret: nudno jest wtedy, kiedy lider całą tandę rozlicza w marcatto na 2 – to jest jakże częste! Teraz wiem, czemu pewnego razu w tandzie o mało nie zasnęłam… A blisko było! (tych sekretów jest więcej, np. dlaczego tango odbierane jest jako ponure i ludzie je tańczący jako smutni – tego nie zdradzę! Idź na warsztaty, będą za rok, to się dowiesz);
b) będą umiały tańczyć, a nie tylko podążać (nie ma to NIC wspólnego z wierzganiem i niekontrolowanymi wymachami źle stawianymi nogami. A miałam takie doświadczenie jako prowadząca z kobietą po szkole muzycznej, która nie ogarniała muzykalności tanga, tanga i siebie w nim);
c) będą wiedziały, że moment zatrzymania to nie jest „nic nie robienie” (ale też to nie jest wierzganie);
d) przygotują się na inne doznania, których, będąc w nudnej rutynie, mogą nie umieć przyjąć i nie umieć sprostać partnerowi bardziej wymagającemu muzykalnościowo.

Blisko siebie

Horacio ma taką formułę, że lubi, aby w trakcie, kiedy tłumaczy teorię i pokazuje praktycznie z partnerką, uczestnicy byli blisko, tworzyli ścisły krąg wokół. To powoduje, że w środku jest mało miejsca, dzięki czemu pokazując z Maricel różny obraz tańca do danej muzyki, pokazywał jednocześnie, jak dużo może się dziać na maleńkiej powierzchni (pokazał też, jak może wiać nudą na większej albo jak tę większą wykorzystać, nadal bez figur scenicznych). I to ma sens. Ale też…

Jedna niedogodność

Ci, co stali z tyłu, słabo widzieli i było to mocno dyskomfortowe.

I NIE CHODZIŁO O ILOŚĆ OSÓB NA WARSZTACIE!

Spokojnie mogłoby być więcej, wtedy pary by trenowały na 1 metrze kwadratowym dla siebie, co jest wystarczające, aby było cudownie – o ile wykorzystuje się muzykalność. Niestety w tym bliskim kręgu trochę zabrakło społecznościowego pomyślunku: jestem z przodu, to przykucnę, żeby nie zasłaniać tym z tyłu, albo: mam 190 m wzrostu, to wpuszczę drobniejszych przed siebie, i tak będę wszystko widział.

A może to ja jestem niezaradna.

Nie umiem zdecydowanie forsować frontu. Kiedy poprosiłam o ukucnięcie, zostałam zmierzona wzrokiem z wyrzutem i z sarkastycznym „No proszę!” pokazano mi, że mogę przejść do przodu. Następnym razem zostałam z tyłu.

Po co w takiej bliskości?

Skoro każdy mógł sobie wygodnie siedzieć w pewnym oddaleniu? Zadawałam sobie to pytanie. I dotarła do mnie odpowiedź: taka bliska wspólnota jest symbolem community, a to jest sztandarowe założenie maestro (organizatora też). Tyle że on nie będzie ludzi ustawiał jak w przedszkolu, żeby wyżsi przepuszczali niższych. Może następnym razem będzie lepiej. 

Cena

Niektórzy narzekali, że warsztaty drogie. Więc powiem Wam w sekrecie: jak na warsztaty z Horacio Godoy’em, to były najtańsze w historii, ponieważ maestro ma swoją biznesową stawkę, a organizator chciał, by jak najwięcej osób skorzystało i nie liczył na zarobek, tylko dał cenę o wiele niższą, niż gdziekolwiek indziej w Europie.

Niedawno wymieniałam wiadomości ze znajomą na temat diagnosty/terapeuty, „żeby był dobry i niedrogi”. Dobry diagnosta/terapeuta latami inwestuje swój czas i pieniądze w zdobywanie doświadczenia i wiedzy o różnych metodach, więc siłą rzeczy nie może być tani. Za to pracuje tak, że nie musisz do niego chodzić latami (kto pracował ze mną, ten wie. Jestem droga w pracy 1×1, ale dużo wiedzy i wiele narzędzi do samodzielnej pracy w mojej emocjonalnej grupie daję za darmo). Tak samo z nauczycielami tanga: są tani, do których możesz chodzić i nic nie umieć, a są tacy, z którymi w czasie lekcji spędzisz każdą minutę super jakościowo, bo mają zasoby i chęci do nauczania, a nie ględzenia (bywa, bywa…).

Brak świadomości

Wróćmy na moment do efektu Krugera – Dunninga. Otóż David Dunnig stwierdził: „Jeśli jesteś niekompetentny, nie możesz wiedzieć, że jesteś niekompetentny. Umiejętności, których potrzebujesz, by wyprodukować dobrą odpowiedź, są tymi samymi umiejętnościami, których potrzebujesz, by rozpoznać, czy rzeczywiście jest dobra”. Na szczęście to nie aż tak, bo jednak wiem, że nie umiem śpiewać (mam głos, barwę, ale nie mam umiejętności śpiewania) i Was nie zamęczam (chociaż tak, są tacy, także tangowi śpiewacy, katujący ludzkie uszy heh).

Na after party zatańczyłam z nieznanym mi mężczyzną. Przystojnym, uniwersalnego wzrostu (dla niskich i wyższych), nie łysym, nie grubym, takim w sam raz.
Myślę: o, nauczy się, będzie po prostu super!
Niestety, dziewczyny, długo nie będzie. Nie ma świadomości, że tango jest wymagające i że jeśli daje mu czas raz w tygodniu, to nawet po dziesięciu latach nie będzie tańczył tanga.

I tu zrobię drobną dygresję, bo temat powraca jak bumerang: niektórzy uważają, że kiedy dziewczyna nie chce zatańczyć, to woli siedzieć i wypatrywać instruktorskie cabeceo. Zapewne są i takie. Natomiast w większości dziewczyny unikają, kiedy zamiast płynności w całkiem podstawowych ruchach dostają szarpankę i silenie się na złe jakościowo figury. To NIE jest zadzieranie nosa, tylko dbanie o swój fizyczny komfort. 

Szczęka i mózg

Pierwszego dnia na warsztatach szczęka mi gruchnęła o ziemię i tam została. Gdy przyszłam następnego dnia, by ją pozbierać, gruchnął mi mózg i został tam ze szczęką do dzisiaj.

Tango już nie będzie takie samo.

Horacio powiedział, że to nie jest tak, że zaraz wszystko musimy wdrożyć (haha, choćbyśmy chcieli, to obstawiam, że jedynie jedna osoba z liderów będących na warsztacie jest w stanie), ale inaczej będziemy czuć i patrzeć na pokazy. I rzeczywiście. Pierwszy mini pokaz Horacio i Maricel odbył się w czwartek. Sama kręciłam nosem, że to nie ta estetyka, że pokaz to coś więcej i takie tam.

Po warsztatach zrozumiałam, co i jak oni tańczą; że pokazują zwykłe tango zatańczone w niezwykle muzykalny sposób. Bez elementów scenicznych i figur akrobatycznych, za to z bogactwem szczegółów do wykorzystania w muzyce.

Już wiem!

Dopiero po tych warsztatach zrozumiałam, dlaczego nie tańczę salsy (nudziła mnie) ani żadnych innych wygibańców (niedawno jedna znajoma obchodziła urodziny, które wyprawiała w pubie. Ponieważ ją cenię za pracę u podstaw dla pewnej grupy ludzi, postanowiłam się przemóc – a nie znoszę tłumu – i pojechać z prezentem. Akurat była przygotowywana do dmuchania świeczek, siedziała na krześle z zawiązanymi oczami. A wokół łupała „muzyka”. Nie byłam w stanie tam zostać. Oddałam prezent z prośbą o przekazanie i wyszłam). Nie lubię jednostajnego tańczenia na bit. Choreo mnie nie interere (a raczej: ze względu na zaburzoną lateralizację nie ogarniam i każdą pięknie rozwalę). A tu takie olśnienie!

Tylko tango argentyńskie, bo:

a) improwizacja (z każdym za każdym razem inaczej, no chyba że za każdym razem tak samo nudzi. Tak, wiem, mogą się poobrażać i ze mną nie tańczyć, ale z doświadczenia wiem, że obrażają się ci, z którymi jest nudno);

b) muzykalność, która w innym tańcu nie ma szans rozkwitnąć;

c) ciągle jest coś do odkrycia…

Zachwyt

Uważam, że w Polakach jest mała świadomość muzyczna. ALE! Na warsztatach z muzykalności byli doświadczeni tancerze, a to znaczy, że jest grupa szukająca w tangu więcej… Byli nauczyciele, a to znaczy, że sami chcą więcej, ale też jest nadzieja, że zechcą uczniom przekazywać więcej… José! Zrobiłeś krok milowy w stronę tego, żeby Polacy odkryli muzykalność, a nie poprzestawali na rytmie!

Ciekawość

Zbliżają się pierwsze polskie mistrzostwa w tangu argentyńskim. Ile par szykujących się do mundialu wie, co to jest muzykalność? A jest to ważny składnik całości, którą ocenia jury. I tak sobie myślę: Grzegorz Kałmuczak i Dominika Jasik zrobili to! Wrażenie na jury i jako pierwsza polska para osiągnęli efekt. Inna para, ze swoimi skillami (główny: „Rób, jak czujesz!”), kiedyś tam zamykała stawkę.

Do warsztatów z Horacio mówiłam: „Albo pokazowa para zatrzyma moją uwagę, albo nie” – tylko nie wiedziałam, o co chodzi. Po warsztatach wiem: o muzykalność. Szpagaty i cuda na kiju są widowiskowe, ale na mnie to nie działa. Escenario ma swój power, jeśli jest tam coś więcej.

To są moje przemyślenia

Nikomu niczego nie sugeruję. Niech każdy robi, co uważa. Jednak cieszę się niezmiernie z tego, że:

a) doświadczyłam olśnienia i poszerzenia horyzontów,

b) jest trochę ludzi, którzy chcą w tangu więcej,

c) Warszawa dołączyła do światowej czołówki krajów, które mają TO!

Mamy Warsaw 4tangos i Horacio Godoy’a za rok!!!

Milongi

Były, a jakże. Dwie główne, czyli piątkowa i sobotnia, odbyły się w Mazowieckim Instytucie Kultury przy Elektoralnej. Miejsce ma świetny parkiet i nagłośnienie. W piątek pokaz dali Ula Nowocin i Fernando Romero Chucky. Byl to folk, zamba i chacarera. Nie jestem folkowa, ale w ich wykonaniu nawet z przyjemnością patrzę. Martwi mnie tylko to, że Ula i Chucky są postrzegani głównie przez pryzmat folku, a to są fantastyczni nauczyciele tanga. Zachęcam pozawarszawskie społeczności: zapraszajcie ich, naprawdę warto!

Sobotni pokaz zatańczył Horacio i Maricel. Po warsztacie z muzykalności miałam połowę świadomości, na co patrzę. Połowa to więcej niż zero heh. Gdyby zatańczyli w niedzielę po warsztatach, na pewno widziałabym jeszcze więcej. A w niedzielę mini pokaz odbył się na Wybrzeżu (w wykonaniu Tatiany TatiVany & Andrzeja Bernasia).

W ramach lokalnej współpracy czwartkowa milonga odbyła się w Złotej Milondze (zagrał dj Krystian Krystkowiak), niedzielna w studiu TangoMilonga (przy vinylach dja Santiago Buonomo), w piątek muzycznie dowodził Horacio Godoy (była to trochę inna muzyka, niż jesteśmy przyzwyczajeni), a w sobotę Rashmi Singh.

Organizacja

José jako organizator okazał się bardzo troskliwy. W ciągu dnia pracował na planie filmowym (jest reżyserem), wieczorem wszystkiego doglądał. Jego żona Agnieszka Kołodyńska-Iglesias wraz z teamem wspomagającym fantastycznie zabezpieczyła eventowe zaplecze.

José przyświecał cel podzielenia się z Polakami tym, co go zachwyciło. Nie traktował tego wydarzenia jak biznes. Dbając o komfort uczestników wieczornych milong, ograniczył liczbę wejściówek, gdy inni organizatorzy dopychają kolanem, żeby jak najwięcej na tym zarobić (spokojnie zmieściłoby się o ¼ ludzi więcej i nie byłoby niewygody – w przyszłym roku z pewnością warto to wziąć pod uwagę).

José!

Wszystko, co mówiłeś o wartości tej imprezy, jest prawdą. Bardzo się cieszę, że mogłam tego doświadczyć. Dziękuję! I z ekscytacją czekam na marzec 2024.

Na koniec garść przydatnych informacji: 
W środę 5. kwietnia ruszają zajęcia tango milonguero, czyli tańczone w bliskim objęciu, a jako wisienka na tangowym torcie: milonga! Szybki przedwakacyjny kurs. Warto skorzystać! 

A jeżeli masz ochotę postawić mi wirtualną kawę, będzie mi miło 🙂